Выбрать главу

Nagle uświadomiłem sobie, jak czuje się zwierzę które przecież ufa swemu węchowi najbardziej ze wszystkich zmysłów — kiedy nagle ujrzy swoje odbicie w lustrze.

Mężczyzna ten bez wątpienia tam był… Mogłem go zobaczyć, dotknąć, i co tam jeszcze. Nie posiadał on jednak wa, nie było tam śladu po Wardenowskim zmyśle. Na poziomie, do którego uczyłem się mieć najwyższe zaufanie, na poziomie „organizmu Wardena”, on po prostu nie istniał.

— Jak się czujesz? — spytała mnie Yissim.

— Jestem nieco słaby, ale poza tym czuję się świetnie — odparłem. — Obojgu nam jednak przydałoby się lustro.

— Spodziewaliśmy się tego — powiedziała uśmiechając się, po czym skinęła głową w kierunku przeciwległej ściany, tej, za którą znajdowała się kabina techników. Tym razem ściana nie stała się przezroczysta, a tylko padające na nią pośrednie światło uczyniło z niej lustrzaną powierzchnię, poza którą widać było jedynie zarys konsoli. Obróciliśmy się i popatrzyliśmy na swoje odbicia.

Naturalnie oboje byliśmy olbrzymami. Było to nieuniknione. Obliczenia wskazywały na 228,6 centymetra — jako na wzrost odpowiedni dla pozostałej masy. Górowaliśmy nad obecnymi w pomieszczeniu ludźmi, a w szczególności nad tym niskim, którego tam w ogóle nie było.

Układ kostny, niezbędny dla podtrzymania takiego ciała — nawet przy tej nieco mniejszej grawitacji, jaka występowała na Charonie — różnił się znacznie od normy ludzkiej, chociaż na zewnątrz zupełnie tego nie było widać. Jeśliby nie brać pod uwagę rozmiarów, Darva była absolutnie piękną kobietą. Wykorzystałem bowiem moje wyobrażenie o tym, jak musiała ona wyglądać przed zmieniającym ją w odmieńca czarem Isila i na tej podstawie stworzyłem coś, co przyznaję, że było wersją wyidealizowaną. Prawdopodobnie przesadnie zaakcentowałem kobiecość jej figury, ale przyznaję się do winy bez uczucia wstydu. Do diabła, przecież ona uczyniłaby to samo dla mnie.

Prawdę mówiąc nie miałem najmniejszego pojęcia, do kogo — ja sam jestem podobny; było to w każdym razie jej wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać doskonały mężczyzna. Oboje naturalnie byliśmy mocno umięśnieni — był to w końcu najlepszy sposób na pożyteczne wykorzystanie tej dodatkowej masy jednak jej mięśnie uwidaczniały się jedynie wówczas, kiedy je napinała, podczas gdy moje były widoczne zawsze i praktycznie na całym ciele. Twarz miałem szeroką i przystojną i, ogólnie rzecz biorąc, oboje byliśmy świetnymi personifikacjami jakichś starożytnych boga i bogini z czasów prymitywnych. Oboje też mieliśmy bardzo długie włosy, a ja na dodatek miałem ogromną brodę — jeszcze więcej zużytej masy ale jakby nie było, dotyczyło to tych fragmentów, które da się przyciąć i przystrzyc.

A jednak nie byliśmy ludźmi. Ona nie powinna ważyć więcej niż jakieś sto pięć do stu dziesięciu kilogramów, a ja, być może sto dwadzieścia, tymczasem mieliśmy do zagospodarowania po około sto osiemdziesiąt kilogramów, z czego na włosy nie mogło przecież przypaść zbyt wiele. Nadwyżki umieściłem więc w ogonach; jej był nieco dłuższy od mojego. Jeśli chodzi o ogólną kolorystykę to, za aprobatą Darvy, wybrałem kolor ciemnobrązowy dla całego ciała i czerwonawobrązowy dla włosów. Tak naprawdę, to było jej wszystko jedno; oboje jednak byliśmy zgodni, że nie może to być kolor zielony.

Trudno było nie zauważyć, że jej wyidealizowany mężczyzna jest hojnie obdarzony w jednych partiach ciała, tak jak moja wyidealizowana Darva w innych. Mimo że znajdowałem się, jakby nie było, w obecności lekarza, czułem się nieco zażenowany. Cóż, trzeba będzie coś wymyślić, uwzględniając na dodatek ten włażący w paradę ogon… W tej chwili jednak nic nie można było zdziałać.

Trudno nam było oderwać wzrok od naszego odbicia w lustrze, w końcu jednak odwróciliśmy się od niego i stanęliśmy twarzą w twarz z obecną w pokoju trójką, która przyglądała się nam z wielkim zainteresowaniem.

— Ogoniaści bogowie — skomentował miłym, głębokim głosem ubrany na biało starszy mężczyzna. Fascynujące. Wy dwoje moglibyście dać początek jakiejś całkowicie nowej religii.

— Myślę, że tych tutaj nie brakuje — zachichotałem.

— Rzeczywiście — przyznał i spojrzał znacząco na dr Yissim.

— Och, bardzo przepraszam — powiedziała Yissim, wyjątkowo, jak na nią, podekscytowana. — Park, Darva… ten dżentelmen to Tulio Koril.

Poczułem jak wstrząsa mną fala wewnętrznego szoku. Koril! Nareszcie!

Yissim zwróciła się do drobnego mężczyzny, którego tam w ogóle nie było.

— A to jest dr Dumonia. Jest Cerberejczykiem.

Mieliśmy pewne problemy z przechodzeniem przez drzwi przystosowane do ludzi niższego wzrostu, a i sufit od czasu do czasu okazywał się także zbyt nisko. Darva uderzyła się w głowę, gdy wychodziła z laboratorium, a ja odczułem to uderzenie. Sam nie wpadłem na nic, a jednak czułem ten sam ból, co ona. Bardzo szybko okazało się, że w tej wymianie, która między nami zaszła, było coś więcej, niż wydawało się na pierwszy rzut oka, o czym zresztą nas wcześniej informowano. Linie łączności były trwałe i nienaruszone, jak twierdziła teoria, a to oznaczało, że to, co odczuwało jedno z nas, musiało być również odczuwane przez drugie. Niby drobna niedogodność, a przecież stanowiąca potencjalny sztylet wymierzony w moje gardło. Cokolwiek czyniono jej, czyniono i mnie, niezależnie od tego, gdzie się w danym momencie znajdowałem. Musiało istnieć jakieś ograniczenie, związane z zasięgiem tego oddziaływania, albowiem kanały łączności były zbyt wąskie, by przenosić informację na duże odległości. Jednak tak długo, jak znajdowaliśmy się wystarczająco bliska siebie, by wyczwać wa, to wa jednego ciała uważało się za ciało tego drugiego.

— Wa uważa was za jedność — przyznała Yissim. Musicie być bardzo ostrożni. Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście zależy wam na sobie, powinniście też doświadczać z tego powodu wyjątkowych, pozytywnych przeżyć fizycznych.

Zauważyłem jak Darva unosi brwi, a na jej ustach pojawia się lekki uśmiech. Nie pomyśleliśmy wcześniej o tym aspekcie całej sprawy… a właśnie on nas nie zawiódł, że tak się wyrażę.

Zaprowadzono nas do dużego biura, typowego w pewnym sensie dla osobistości na wysokich stanowiskach, z personelem pomocniczym, recepcjonistkami i całą tą resztą, i muszę powiedzieć, że nie szczędzono nam zaciekawionych spojrzeń. W gabinecie wewnętrznym nasze ogony po raz pierwszy wykazały swoją przydatność. Niewiele tam było foteli dostosowanych do naszych rozmiarów, i dzięki ogonom mogliśmy się doskonale bez nich obyć.

Koril zasiadł za wielkim biurkiem stojącym pośrodku pokoju; Dumonia usiadł obok niego, twarzą zwrócony w naszą stronę. Yissim zostawiła nas już wcześniej w sekretariacie zapewniając, że kiedy wrócimy, wszystko już będzie przygotowane — zostaniemy przebadani i odprowadzeni do odpowiedniej dla nas kwatery. Zaproponowała także usługi fryzjera, ale Darva poprosiła tylko o narzędzia fryzjerskie, nie było sensu, żeby ktoś musiał używać drabiny wyłącznie po to, żeby nas ostrzyc.

Koril przyglądał nam się przez chwilę w milczeniu. — Cóż, muszę przyznać, że staliście się tu dość znanymi osobistościami — powiedział w końcu.

— Nie wątpię — odparłem. — Mimo wszystko, miło jest znów znaleźć się pomiędzy żyjącymi, a może nawet mieć szansę zwiedzić to imponujące miejsce, które tu stworzyłeś. Zdumiewa mnie to wszystko wokół.

— Duża w tym zasługa obecnego tutaj szanownego doktora — powiedział Koril, skłaniając głowę przed tym drobnym mężczyzną. — Bo widzicie, dr Du — mania jest tym człowiekiem, który zapewnia nam dostawy wyprodukowanych na Cerberze towarów… i odpowiednie szkolenie pozwalające na ich właściwe użycie. Na ogół nie zjawia się tu osobiście. Prawdę mówiąc, to chyba twój pierwszy pobyt w tym miejscu?