Выбрать главу

Rozbłyski z przekazem informacji, potwornie silne, przepływały z mózgu do ciała i z powrotem, mierząc, sprawdzając ten czar, który miał formę pajęczyny z energii wa, a potem rozwikłując go w podobny sposób, w jaki ja rozwikłałem czar Darvy i własny. Ktokolwiek to robił — a musiała to być sama Zala był silniejszym czarcem niż ten czar, który, choć prosty, to jednak należał do kategorii VI lub nawet VII. Zacząłem się zastanawiać, czy umysł ten nie jest być może potężniejszy od mojego i doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie po prostu będę zmuszony to odkryć. Jedna rzecz była oczywista — nie tylko był to umysł potężny, ale również świetnie wyszkolony. Kiedy? Przez kogo?

Nie uczyniłem żadnego wysiłku, by bronić tego czaru i dlatego pękł on bez trudu, pozwalając Zali powrócić do poprzedniego wyglądu. Przez króciuteńki moment widziałem obraz tamtej silniejszej, przypominającej Amazonkę Zali, Zali z ulic Bourget podczas pamiętnych wydarzeń. Obraz ten jednak bardzo szybko zniknął. Najwyraźniej Kira nie miała jeszcze ochoty spotkać się twarzą w twarz ze mną.

Zala usiadła, osłabiona i wstrząśnięta. Nie zamierzałem pozwolić jej wyślizgnąć się tak łatwo.

— Kim jest Kira? — spytałem.

Potrząsała tylko głową, nie patrząc na mnie.

— Jest w tobie, prawda? — naciskałem. — Kira i ty dzielicie to samo ciało, prawda? I dlatego jesteś tu na Charonie… Z powodu Kiry? Czyż tak właśnie nie jest? Zalo, czym jest Kira?

Zakryła uszy dłońmi, usiłując nie słyszeć mojego głosu, ale nie było to takie łatwe.

— Kiro, jeśli mnie słyszysz, jeśli mnie rozumiesz, to lepiej będzie, jeżeli się ukażesz — powiedziałem ostro. — Twe czary są niezłe, ale nawet dla mnie są niezbyt silne, a ja na pewno nie jestem tutaj najpotężniejszym z czartów. Każda próba unieruchomienia tego lasera za pomocą czaru, zostanie natychmiast wykryta i otworzy on wówczas ogień. Utkanie czaru przez wa zajmuje jakiś czas. Nie sądzę, by ktokolwiek był szybszy od światła. Będziesz tu siedzieć dopóty, dopóki się nie pojawisz, Kiro. Będziesz tu siedzieć bez jedzenia, bez picia, w pustym pokoju, w takim miejscu na pustyni, z którego nie ma ucieczki.

Głowa Zali odwróciła się i spojrzała ona w kierunku kamery — lasera, jednak nie podjęła żadnej próby, by ją zneutralizować. Wreszcie zwróciła się do mnie.

— A niech cię szlag! Kim ty, do diabła, jesteś? Uśmiechnąłem się.

— Alei Zalu, mój skarbie, przecież to twój stary, kochający mąż, najdroższy Park, w nowym garniturku odmieńca. Czyżbyś mnie zapomniała?

To nią wstrząsnęło bardziej niż groźby, bardziej niż wszystko inne.

— Park? — wykrztusiła z trudem. — Czy to naprawdę… ty?

— To rzeczywiście ja — złożyłem jej głęboki ukłon. — I jeśli to może być dla ciebie jakąś pociechą, to odkryto cię na samym początku. Korman wręcz wyznaczył mnie, żebym się trzymał blisko ciebie i składał raporty. Uważał, że jesteś jakimś nowym typem skrytobójcy z Konfederacji. Obawiam się, że twój jedyny w swoim rodzaju umysł świeci tak mocno jak latarnia morska dla kogoś, kto potrafi postrzegać wa.

Widać było, że aż wstrzymała oddech. NajwyraDniej informacja ta stanowiła dla niej nowość… A podejrzewam, że również dla jej odpowiedniczki. Przecież niezależnie od stopnia naszej samokontroli, nigdy nie widzimy sami siebie w kategoriach wa. Wa nie odbija się w lustrach.

— To, co ci mówię, jest prawdą — zapewniłem ją. — Koril stworzył niewielką grupę badawczą, pracującą nad tą unikatową częścią twego mózgu już od momentu twojego przybycia. Dyskutowano twój przypadek w środowisku naukowym i w urzędzie ochrony. Zostawili cię na wolności, żeby zobaczyć, co się wydarzy… I nie wydarzyło się nic. Dlatego sami prowokujemy wydarzenia. Nie sądzisz, że już najwyższy czas, żeby prawda wyszła na jaw? Jeśli pracujesz dla Moraha, możesz się do tego przyznać i będzie to stanowiło punkt startowy. Jeśli pracujesz dla kogoś innego, chcemy to wiedzieć. A jeśli nie pracujesz dla nikogo, to chcemy wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Potrząsała głową, jak gdyby chciała zebrać myśli. — Ja… och, niech to wszyscy diabli. Jakiż ma sens kontynuowanie tego? Powiem ci… chyba że zostanę powstrzymana.

— Przez Kirę?

— Przez Kirę — skinęła głową.

— Zala, kim jest Kira?

— Ona… ona jest moją siostrą. To, co ci powiedziałam… Naprawdę jesteś Parkiem? To, co ci powiedziałam na początku jest z grubsza prawdą. Przeprowadzono na mnie eksperyment. — Na nas. Powiedzieli, że to całkowicie inny rodzaj mózgu. My dwie. Dwoje ludzi w jednym ciele. To dziwne uczucie, kiedy tak mówię, ponieważ tak naprawdę nie mam pojęcia, jak to jest, kiedy się nie ma takiego mózgu.

— Ale dlaczego? — pokręciłem w zdumieniu głową. — Jaki był tego cel? Na pewno nikt nie podjąłby tego rodzaju ryzyka dla samego eksperymentu? To nie było warte tak wielkiego ryzyka.

— Ryzyko — roześmiała się, ale jakoś bez przekonania. — Jakie ryzyko? Masz bardzo dobre mniemanie o Konfederacji, Park. To twoja wada. Widzisz wyłącznie to, co jest na wierzchu, na pokaz, i dajesz się na to nabrać, podobnie jak większość frajerów. Myślisz, że ci czterej władcy siedzą sobie tutaj spokojnie i jedynie rządzą swoimi planetami. Tylko dlatego, że są tutaj uziemieni? To śmieszne. Oni mają wpływ na bardzo wiele spraw wewnątrz Konfederacji. Są nowym uosobieniem tego, co istniało przez całe tysiąclecia… a może i zawsze. Przykładem biznesu. Sprzedającego produkty i usługi, których nikt inny nie posiada. Rzeczy, o których ludzie mówią, że są im niepotrzebne, podczas gdy tak naprawdę, to chcą je mieć: perwersje, hazard poza oficjalnymi kasynami, specjalne pożyczki, nawet — poparcie polityczne. Biżuteria, dzieła sztuki i tym podobne, kradzione i kupowane na obszarze Konfederacji, w dużej części trafiają tutaj, do Rombu. Ci ludzie są wszędzie i we wszystkim mają swój udział. Narkotyki dla znudzonych ludzi z pogranicza i astronautów podróżujących w przestrzeni przez rok i dłużej. Wszystko możesz od nich otrzymać… i wszędzie… za właściwą cenę.

— Nie jestem aż tak naiwny, jak sądzisz — odparłem. — Mów jednak dalej. Zostałaś więc wyhodowana przez ten syndykat?

— Ja… i inni — skinęła głową.

To była interesująca informacja.

— Inni? Wielu?

— Kto wie? — wzruszyła ramionami. — Nie chowano nas razem.

— Taak… Ale po co? W jakim celu?

— Konfederacja posiada korpus elitarny wyhodowany w celu wypełnienia założonego zadania. Zwą ich skrytobójcami, choć nie często zabijają. Wiedziałeś o tym?

— Tak, wiem coś o nich — potwierdziłem wymija jąco.

— A jak sądzisz, dlaczego ci czterej władcy utknęli tu na dobre? Dotyczy to zresztą większości ludzi. Zmusili ich do tego owi skrytobójcy. Jak powiedziałam, są oni hodowani do swych zadań i dlatego praktycznie nie można ich przekupić ani skorumpować. Kochają swą pracę i nie robią nic poza nią. Ich prawdziwa tożsamość jest nieznana nawet biurom, które ich zatrudniają, a kontakt z nimi jest rzadki i bardzo krótki. Po wykonaniu przez nich zadania, cała pamięć z nim związana jest wymazywana z umysłów ludzi z bezpieczeństwa i wszelkich rejestrów. Ich anonimowość jest jedyną rzeczą, której nie udało się złamać czterem władcom. Ci mężczyźni i te kobiety są jedynymi ludźmi, których członkowie Bractwa, jak ta organizacja nazywa samą siebie, bardzo się obawiają. Jedynymi. Jak do tej pory wykryto i skorumpowano tylko jednego z nich… I jest on jednym z tych czterech władców!

— Marek Kreegan z Lilith — wtrąciłem. — Już nie żyje.

— Nie żyje! Jak to się stało? — aż podskoczyła. — Wygląda na to, że dopadł go skrytobójca z Konfederacji.