Выбрать главу

Żołnierze jadący z nami nie zauważyli niczego, kiedy jednak jeden z wózków opuszczał windę, ochrona sprawdziła odznakę pchającego ten wózek osobnika. Na siódmym piętrze, gdzie wysiedli pozostali, odznaki ich zostały poddane bardzo gruntownemu sprawdzeniu.

— Odznaki! — zawołałem do Korila.

Ten skinął tylko głową i poklepał tkwiący w kaburze pistolet. Było oczywiste, iż pod jego przewodnictwem będziemy zmuszeni zastosować brutalną siłę, a kiedy już do tego dojdzie, rozpęta się piekło. Kiedy minęliśmy Poziom 9 wyszeptał do nas:

— Wyciągnąć broń i strzelać natychmiast, kiedy to tylko będzie możliwe!

Na Poziomie 10, najwyższym, jaki można było osiągnąć tego rodzaju windą bez pełnego sprawdzania tożsamości przybywających, czekało na nas ośmiu uzbrojonych strażników, wyposażonych w groźnie wyglądającą broń palną. Nawet gdyby nas nie podejrzewali, a na to nie mogliśmy liczyć, gotowi byli, przy najmniejszej prowokacji, zastrzelić każdego przybywającego tą windą.

Kiedy nasze głowy wynurzyły się powyżej poziomu podłogi, zawołałem:

— Czekajcie! Nie strzelać!

Naturalnie strażnicy zawahali się słysząc te słowa, a to nam wystarczyło. Ledyie nasze ramiona znalazły się na odpowiednim poziomie, otworzyliśmy szybki i gwałtowny ogień z naszych pistoletów laserowych. Żaden z nich nie miał najmniejszej szansy przeżyć takiej koncentracji ognia.

— Wysiadać… szybko! — krzyknął Koril. — Jeśli nie dadzą sygnału zezwalającego: na dalszą jazdę, to pudło zwali się w dół jak kamień! — Nie potrzebowaliśmy dalszych zachęt; ostatni z nas opuścił kabinę, zanim winda zrównała się z poziomem podłogi… i gnie było to ani o sekundę za wcześnie. Najwyraźniej strażnicy dysponowali mechanizmem stopującym, a skoro nie było nikogo, kto mógłby go wyłączyć, platforma z łomotem zniknęła nam z oczu opadając bezwładnie w dół.

Kaigh zajrzał do ziejącego pustką szybu i pokręcił głową.

— Niewiele brakowało.

Wszyscy teraz skupiliśmy. całą naszą uwagę na Korilu, który rozglądał się krytycznie wokół.

Wreszcie Koril odezwał się:

— To jest pierwsze piętro ochrony dla poziomów wyższych. Będzie tu pewnie jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób, nawet jeżeli tamten atak z zewnątrz odciągnął większość z nich. Nie sądzę, aby udało nam się dojść do głównej klatki schodowej bez ryzyka masakry. Park, Darva, Kira… trzymajcie się środka naszego kręgu. Żadnego strzelania, nawet jeżeli będą strzelać do nas. Bluff, tupet i broń konwencjonalna nigdzie już nas nie doprowadzą.

Domyśliliśmy się, o co mu chodzi i błyskawicznie sformowaliśmy właściwy szyk, pozwalając otoczyć się czarcom. Jednak ani Darva, ani ja sam nie wypuściliśmy broni z rąk. Zawsze przecież lepiej mieć coś, niż nic. Z drugiej strony, tego rodzaju procedury przećwiczyliśmy już wcześniej i chętnie zgadzałem się teraz na to, by zawodowcy robili to, co potrafili robić lepiej. Niepokoił mnie natomiast fakt, iż oni zamierzali utworzyć krąg, podczas kiedy znajdowaliśmy się w ruchu. Gdyby bowiem ktoś z tego kręgu padł, zrywając tym samym kontakt z resztą, jedno z nas szybko musiałoby zająć jego miejsce, by dopełnić połączenia. W przeciwnym bowiem razie, zamiast połączonej mocy najlepiej wyszkolonych czarców kategorii I, mielibyśmy do czynienia jedynie z grupą jednostek… być może zdolnych do chronienia siebie samych, ale zapewne już nie mnie…

Krąg utworzono bardzo szybko, jednak nie ruszyliśmy natychmiast. Koncentracja niezbędna do połączenia wa tylu potężnych umysłów była ogromna. Darva, Kira i ja sam rozglądaliśmy się nerwowo. Obydwie kobiety zastanawiały się, dlaczego nie zostaliśmy jeszcze zaatakowani przez niewidocznego nieprzyjaciela. Ja bez trudu domyśliłem się przyczyny. Korytarz wejściowy kończył się ślepo po jakichś dwudziestu metrach i należało skręcić albo w prawo, albo w lewo. Z planów pamiętałem, iż musimy skręcić w lewo, by dojść tam, dokąd dojść zamierzaliśmy… ale to. samo dotyczyło również obrońców. Mając za sobą szyb od windy; żołnierzy na wszystkich dolnych piętrach i blokady bezpieczeństwa na górnych, nie mogliśmy się wycofać, nie mogliśmy iść w górę czy w dół, nie mogliśmy również pozostać dłużej na miejscu, bowiem winda mogła powrócić w każdej chwili przywożąc prawdziwie nieprzyjemne i niebezpieczne niespodzianki. Każdy obrońca woli raczej urządzać zasadzki na drodze, którą napastnik musi się poruszać, niż atakować w ograniczonej przestrzeni, szczególnie wówczas, kiedy ten napastnik dysponuje sporą siłą — ognia.

— Jest jedno wa — zaintonował Karil.

— Jest jedno wa — pozostali powtarzali za nim te słowa, wielokrotnie aż do pełnej synchronizacji.

Było to dość niesamowite. Choć z drugiej strony, pamiętaliśmy przecież Tullyego Kokula, czarta zaledwie kategorii IV; lub V, zmieniającego kierunek promieni lasera mierzących wprost w niego. A ta grupa czartów była nieskończenie potężniejsza — połączona wola i moc najlepszych ludzi Charona poza Synodem. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, iż Synod był właśnie czymś podobnym i że to był powód, dla którego wszyscy ci czarty znaleźli się tutaj. Oni utworzą przecież nowy Synod… O ile przeżyjemy nawałę ognia i tego, co tam jeszcze nas czeka, i o ile dotrzemy do samego Synodu, oczekującego niewątpliwie naszego przybycia na następnym piętrze.

Nawet ja byłem w stanie wyczuć ogromną moc stworzoną przez Korila i jego towarzyszy. Otaczała rias ściana wa, działająca na zasadzie odpychania magnetycznego. Mogliśmy wszyscy dostrzec jej skuteczność… Zaczęliśmy bowiem poruszać się do przodu.

Naturalnie w obydwu korytarzach czekali na nas żołnierze. Ledwo skręciliśmy w lewo, po czym od razu w prawo, trzymając się blisko siebie, żołnierze z prawego skrzydła natychmiast zajęli pozycje za nami. Muszę przyznać, że zachowywali się spokojnie i profesjonalnie. Pozwolili nam przejść jakieś dziesięć metrów w głąb tego długiego, siedemdziesięciometrowego, prostego korytarza, zanim otworzyli do nas ogień. Oboje z Darvą zastygliśmy w tym momencie, o mało nie powodując śmierci nas wszystkich… krąg bowiem posuwał się równo naprzód.

Wystrzelono tak ogromną ilość tych prymitywnych, ale śmiertelnie niebezpiecznych pocisków z dalszej odległości i z pozycji wzdłuż korytarza, że farba i tynk fruwały wokół, w ścianach ukazały się setki dziur, a powietrze stało się gęste jak woda. My jednak parliśmy do przodu; wyglądało na to, że żaden z pocisków nie jest w stanie w nas uderzyć, czy to bezpośrednio, czy rykoszetem.

Krąg, zachowujący się jak jedna osoba, zatrzymał się mniej więcej w połowie korytarza. Tworzący go czarty znajdowali się w stanie przypominającym trasns i najwyraźniej nie zauważali nawet tej potwornej nawałnicy ognia, która na nas spadła. Natomiast nasza trójka znajdująca się we wnętrzu kręgu nie mogła się powstrzymać od drgnięć i uników, a całą siłę woli skupiła na dostosowaniu swoich ruchów do ruchów wykonywanych przez krąg.

Wkrótce stało się jasne, dlaczego się zatrzymaliśmy. Potężna ściana siły wa, mająca swe źródło w kręgu rozszerzyła się we wszystkich kierunkach na zewnątrz. Była ona oślepiającą i ogłuszającą siłą i mocą — mocą potężniejszą od wszystkiego, czego dotychczas doświadczyłem. Była nieomal żywą, jak wicher tabar, ale jednocześnie całkowicie niewidoczną dla kogoś, kto nie był w stanie wyczuwać wa. Uderzyła ona w tych, którzy dzierżyli broń, poszerzyła swój płomień i zakres działania, dotknęła broni i przejęła nad nią kontrolę.