Выбрать главу

Środki farmakologiczne i sondy wykonały swoje zadanie. Jego własny umysł i osobowość ustąpiły pola; a ich miejsce zajął podobny, a jednak zupełnie inny układ.

— Agent ma zgłosić się na rozkaz — polecił komputer, przesyłając tę komendę głęboko w jego umysł. który już nie był tak całkiem jego własnością.

Włączyły się urządzenia rejestrujące.

Mężczyzna w fotelu chrząknął kilkakrotnie. Z jego ust poczęły wydobywać się pomruki, jęki, dziwaczne słowa i dźwięki. W tym czasie umysł odbierał olbrzymie ilości danych i trudził się nad ich sortowaniem i klasyfikowaniem.

W końcu mężczyzna zaczął mówić równo i płynnie.

Rozdział pierwszy

Odrodzenie

Po przemówieniu Kregi i po drobnych zabiegach związanych z uporządkowaniem spraw osobistych miało to potrwać trochę dłużej — zgłosiłem się do Kliniki Służb Bezpieczeństwa Konfederacji. Naturalnie, byłem tam już wiele razy przedtem, nigdy jednak świadomie w tym właśnie celu. Było to przecież miejsce, gdzie programowa — no nas przed wykonaniem misji i doprowadzano do pierwotnego stanu po jej zakończeniu. Moja praca, to zrozumiałe, często była „pozalegalna”. To termin, w moim odczuciu, bardziej właściwy ad — „nielegalna”, w końcu nie miałem zamiaru popełniać przestępstwa. Robota tak delikatna, iż w żaden sposób nie wolno jej było ujawnić. By uniknąć najmniejszego ryzyka, wymazywano z pamięci agentów wszelkie informacje o misji. Zdarzało się to każdemu z nas.

Takie życie, w którym delikwent nie wie nawet, gdzie był i co robił, może wydawać się komuś dziwne, jednak ma ono swoje plusy. Skoro potencjalny wróg, czy to polityczny, czy militarny, wie, iż wymazano ci co trzeba, możesz sobie żyć praktycznie normalnym, spokojnym życiem po zakończeniu każdej misji. Nie ma sensu cię likwidować, bo przecież nie posiadasz wiedzy na temat tego, co zrobiłeś, dlaczego to zrobiłeś czy dla kogo to zrobiłeś. W nagrodę za te przerwy w życiorysie, agent Konfederacji prowadzi żywot przyjemny i luksusowy, otrzymuje niemal nieograniczoną ilość pieniędzy i wszystko, co jest mu niezbędne do życia w komforcie. Ja lubiłem obijać się tu i tam; pływałem, uprawiałem hazard, jadałem w najlepszych restauracjach, grałem w różne gry zręcznościowe i w tenisa. Byłem w tym nie tylko niezły, ale pozwalało mi to również utrzymywać dobrą kondycję fizyczną. Życie takie sprawiało mi wielką przyjemność, oczywiście z wyjątkiem regularnych, sześciotygodniowych treningów, związanych z ciągłym przekwalifikowaniem — treningów przypominających szkolenie wojskowe, tyle że o wiele bardziej przykre. Treningi nie pozwalały, by ciało czy umysł zmiękły od zbytniego komfortu. Implantowane na stałe czujniki monitorowały bezustannie wszystkie najważniejsze parametry i decydowały o tym, kiedy przydałaby się odnowa biologiczna.

Często zastanawiałem się nad tym, jak bardzo wyrafinowane są te czujniki. Z początku irytowało mnie to, że cała służba bezpieczeństwa — może oglądać moje ekscesy, ale po jakimś czasie nauczyłem się w ogóle o tym nie myśleć.

Życie, jakie oferowano w tym zawodzie, było po prostu bardzo miłe. Poza tym i tak nie miałem żadnego wpływu na te wszystkie sprawy. Ludzie na większości cywilizowanych światów mieli wszczepione podobne czujniki, tyle że nie tak wyrafinowane technologicznie, jak moje. Jakże bowiem inaczej dałoby się utrzymać w porządku, „postępie” i pokoju tak olbrzymie masy ludności?

Kiedy jednak przychodziła pora na misję, nie można było przecież rezygnować z nabytego uprzednio doświadczenia. Wymazanie danych. z mózgu, bez zmagazynowania ich gdzieś indziej, byłoby wielce niepraktyczne, bo przecież dobry agent staje się coraz lepszy dzięki temu, że nie powtarza swoich błędów. Dlatego właśnie należało się udać do Kliniki Służb Bezpieczeństwa, gdzie przechowywano to wszystko, czego kiedykolwiek doświadczyłeś. Na powrót wpisywano to do pamięci, tak żebyś przed następną akcją mógł być… „kompletny” i na ciele, i umyśle. Zdumiewał mnie zawsze mój stan, kiedy wstawałem z fotela tuż po przywróceniu całej pamięci. Dziwiłem się bardzo, że to właśnie ja, spośród wszystkich ludzi na świecie, zrobiłem to czy owo. Tym razem wiedziałem jednak, że proces ten pójdzie o jeden krok dalej. Nie tylko cały ja wstanę z tego fotela, ale ta sama pamięć zostanie odciśnięta w innych umysłach, w innych ciałach — w tylu, ilu będzie trzeba dla skutecznego planowania misji.

Zastanawiałem się, jacy oni będą, jakie będą te cztery wersje mnie samego. Fizycznie prawdopodobnie będą się ode mnie znacznie różnić. Przestępcy, których tu spotykałem, na ogół nie pochodzili z żadnego z cywilizowanych światów, gdzie ludzi standaryzowano w imię równości. Nie, ci ludzie wywodzili się z pogranicza, spośród kupców, górników i wolnych strzelców. Egzystowali na obrzeżach cywilizacji i byli niezbędni. Wiadomo, warunki, w jakich żyli, wymagały olbrzymiej indywidualności, samodzielności, oryginalności i wyobraźni. Głupia władza zlikwidowałaby ich wszystkich, ale głupia władza degeneruje się szybko i traci witalność i możliwość dalszego rozwoju właśnie przez głupie upieranie się przy standaryzacji.

Ten problem tkwił zresztą u podstaw Rezerwatu Rombu Wardena. Niektórzy z tych twardzieli z pogranicza mieli tak silne poczucie niezależności, że stanowili poważne zagrożenie dla stabilności światów cywilizowanych. Kłopot polega bowiem na tym, że ten, który potrafi rozluźnić więzy utrzymujące nasze społeczeństwo w całości, na ogół należy do kategorii najbardziej bystrych, przebiegłych, bezwzględnych i najbardziej oryginalnych umysłów wyprodukowanych przez to społeczeństwo. Takiemu komuś trzeba lekką ręką wymazać zawartość jego mózgu. Romb mógł skutecznie zatrzymać ten gatunek ludzi na zawsze, dostarczając im jednocześnie twórczych możliwości rozwoju, które pod subtelną kontrolą, mogłyby ewentualnie dać coś wartościowego samej Konfederacji.

Naturalnie przestępcy zsyłani na planety Rombu bardzo chcieli tam na miejscu okazać się przydatni. Jedyną alternatywą dla nich była przecież śmierć. W rezultacie wiele twórczych umysłów stało się niezbędnymi dla Konfederacji. Zapewniły sobie tym samym własne przetrwanie. Przewidziano to zresztą i nikt nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia. Podobnie jak organizacje przestępcze w przeszłości, te obecne również świadczyły usługi, które — choć uważane za nielegalne czy niemoralne — cieszyły się ogromnym popytem.

Ta cholerna sonda sprawiała mi ból jak wszyscy diabli. Zazwyczaj odczuwałem jedynie mrowienie, po którym następowało uczucie senności i sen, z którego budziłem się po kilku minutach w świetnej formie. Tym razem mrowienie przeszło w ból, który wydawał się wwiercać wprost do czaszki, skakać w jej wnętrzu i obejmować kontrolę nad całą moją głową. Było to tak, jak gdyby olbrzymia dłoń objęła mój mózg, ścisnęła, puściła, znowu ścisnęła, a wszystko to w ogłuszającym bólem rytmie. Tym razem nie zasnąłem. Straciłem przytomność.

Przebudziłem się i jęknąłem cicho.

Bolesne pulsowanie ustało, ale pamięć o nim była zbyt świeża i zbyt żywa. Minęło kilka minut, nim znalazłem w sobie dość sił, żeby usiąść.

Napłynęły stare wspomnienia, a ja zdumiewałem sam siebie, przypominając sobie niektóre z dawnych przygód. Zastanawiałem się też, czy moje „sobowtóry” poddane zostaną podobnej kuracji, skoro ich pamięci nie da się wymazać po zakończeniu misji, tak jak mojej. Uzmysłowiłem sobie, iż będą oni musieli być zlikwidowani, jeżeli są w posiadaniu całej zawartości mojej pamięci. Gdyby tak się nie stało, zbyt wiele tajemnic znalazłoby się na planetach Rombu Wardena i mogłyby one wpaść w ręce ludzi, którzy wiedzieli, jaki z nich zrobić użytek: