Выбрать главу

Wszedł do salonu, gdzie detektyw Sleeper przesłuchiwał czarnoskórego mężczyznę.

– Mówię panu, że tylko do niego wpadłem.

– Z sześcioma stówami w kieszeni?

– Człowieku, lubię mieć przy sobie gotówkę.

– Co przyszedłeś kupić?

– Nic.

– Skąd znasz Pacheco?

– Po prostu znam.

– To twój przyjaciel? Co sprzedawał?

GHB, pomyślał Moore. Środek odurzający. Po to właśnie przyszedł. Jeszcze jeden napaleniec.

Gdy znalazł się na zewnątrz, oślepiły go natychmiast pulsujące światła radiowozów. Samochodu Rizzoli już nie było. Patrzył na puste miejsce, które po nim pozostało, i poczuł nagle na barkach straszliwy ciężar z powodu tego, co musiał zrobić. Nigdy jeszcze nie stanął wobec tak trudnego wyboru. Wiedział w głębi duszy, że postąpił słusznie, ale przeżywał udrękę. Szanował Rizzoli, widział jednak, co stało się na dachu. Mógł jeszcze skorygować to, co usłyszał od niego Marquette. Rzeczywiście było ciemno i Rizzoli mogła sądzić, że Pacheco ma broń. Może dostrzegła jakiś gest czy ruch, który Moore przeoczył. Mimo usilnych starań nie potrafił jednak przypomnieć sobie niczego, co by usprawiedliwiało jej postępowanie. Był świadkiem, jak z zimną krwią dokonała egzekucji.

Gdy zobaczył ją ponownie, siedziała skulona przy biurku, przykładając lód do policzka. Było już po północy i Moore nie miał ochoty na rozmowę. Gdy przechodził obok niej, zmierzyła go wzrokiem i zapytała:

– Co powiedziałeś Marquette’owi?

– To, co chciał wiedzieć. W jaki sposób zginął Pacheco.

Niczego nie ukrywałem.

– Ty sukinsynu!

– Myślisz, że sprawiło mi to przyjemność?

– Miałeś wybór.

– Ty też. Postąpiłaś niewłaściwie.

– Ty nigdy nie podejmujesz niewłaściwej decyzji, prawda? Nigdy nie popełniasz błędów?

– Przynajmniej umiem się do nich przyznać.

– O, tak. Pieprzony święty Tomasz!

Podszedł do jej biurka i spojrzał na nią z góry.

– Jesteś znakomitą policjantką. Jednak dziś byłem świadkiem, jak z zimną krwią zastrzeliłaś człowieka.

– Nie musiałeś tego widzieć.

– Ale widziałem.

– Co tam naprawdę można było zobaczyć, Moore? Poruszające się cienie. Trudno wtedy odróżnić, co jest słuszne, a co nie. Wszelkie wątpliwości powinniśmy rozstrzygać na naszą korzyść.

– Starałem się.

– Za mało.

– Nie będę kłamał, żeby cię chronić.

– Nie zapominajmy, że to nie my jesteśmy bandziorami.

– Jeśli zaczniemy kłamać, czym się od nich będziemy różnili? Do czego to doprowadzi?

Odsłoniła policzek, do którego przytykała torebkę z lodem. Jedno oko miała całkiem podpuchnięte, a lewa strona jej twarzy wyglądała jak cętkowany balon. Widok był szokujący.

– Pacheco tak mnie urządził – powiedziała. – Trudno to nazwać przyjacielskim gestem, prawda? Skoro mówisz o nich i o nas, po czyjej stronie był on? Przysłużyłam się światu, eliminując Chirurga. Nikt go nie będzie żałował.

– Karl Pacheco nie był Chirurgiem. Sprzątnęłaś niewłaściwego człowieka.

Wpatrywała się w niego intensywnie. Jej posiniaczona twarz przypominała na pół groteskowy, na pół realistyczny obraz Picassa.

– Przecież mieliśmy pozytywny wynik badań DNA! Był tym, który…

– Zgwałcił Ninę Peyton. Zgadza się. Ale to nie Chirurg. – Rzucił jej na biurko raport z laboratorium.

– Co to jest?

– Wyniki badań mikroskopowych włosów Pacheco. Są innego koloru i mają inne parametry niż włos znaleziony w ranie Eleny Ortiz. Nie wyglądają jak pręty bambusa.

Rizzoli siedziała nieruchomo, wpatrując się w raport.

– Nic z tego nie rozumiem.

– Wiemy na pewno tylko tyle, że to Pacheco zgwałcił Ninę Peyton.

– Sterling i Ortiz także zostały zgwałcone…

– Nie możemy udowodnić, że on to zrobił. Już nigdy nie dowiemy się prawdy, ponieważ nie żyje.

Spojrzała na niego. Nieopuchniętą część jej twarzy wykrzywiał gniew.

– To musiał być on. Jakie jest prawdopodobieństwo, że wybierając trzy przypadkowe kobiety w tym mieście, trafisz tylko na takie, które zostały zgwałcone? Chirurgowi się to udało. Jeśli nie on je zgwałcił, jak znajdował swoje ofiary? Może Chirurgiem jest jakiś kumpel Pacheco, sęp, który żywi się pozostawioną przez niego padliną. – Cisnęła na biurko raport z laboratorium. – Facet, którego zastrzeliłam, tak czy inaczej był kanalią. Wszyscy jakoś o tym zapominają. Pacheco był łajdakiem! Dostanę medal? – Wstała i przysunęła energicznie krzesło do biurka. – Muszę zająć się papierami. Marquette zrobił ze mnie biurwę. Wielkie dzięki.

Patrzył w milczeniu, jak odchodzi, i nie wiedział, co powiedzieć, żeby przestała być na niego wściekła.

Wrócił na swoje stanowisko i opadł na krzesło. Uznał, że jest dinozaurem w świecie, w którym gardzi się prawdomównością. Nie mógł teraz myśleć o Rizzoli. Sprawa Pacheco została zakończona i znaleźli się znowu w punkcie wyjścia, polując na nieznanego zabójcę.

Trzy zgwałcone kobiety. Do tego wszystko się sprowadzało. W jaki sposób Chirurg trafił na ich ślad? Tylko Nina Peyton zgłosiła gwałt na policję. Elena Ortiz i Diana Sterling nie zrobiły tego. O tym, co zaszło, wiedzieli jedynie gwałciciele, ich ofiary i lekarze, którzy udzielali im pomocy. Przy czym każda z tych kobiet zgłosiła się na badania w inne miejsce: Sterling do gabinetu ginekologicznego w Back Bay, Ortiz na ostry dyżur w Pilgrim Medical Center, a Nina Peyton do kliniki w Forest Hills. Z żadną z nich nie mieli kontaktu ci sami lekarze, pielęgniarki ani recepcjonistki.

A jednak Chirurg dowiedział się w jakiś sposób, co te kobiety spotkało, i pociągało go ich cierpienie. Zabójcy, dokonujący morderstw na tle seksualnym, wypatrują najbardziej bezbronnej zdobyczy. Szukają kobiet, które mogą zdominować i upokorzyć, które im nie zagrażają. Ofiara gwałtu stanowi wymarzony cel.

Wychodząc z biura, Moore rzucił okiem na ścianę, gdzie wisiały zdjęcia Sterling, Ortiz i Peyton. Trzech zgwałconych kobiet.

Była jeszcze czwarta. Catherine zgwałcono przecież w Savannah.

Zamrugał oczami, przywołując nagle w pamięci jej wizerunek i umieszczając go mimo woli obok fotografii na ścianie.

To wszystko ma związek z tamtą nocą w Savannah. I z And-rew Caprą.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

W sercu stolicy Meksyku ludzka krew płynęła kiedyś strumieniami. Pod fundamentami współczesnej metropolii leżą ruiny Templo Mayor, wielkiej świątyni Azteków, która dominowała nad starożytnym miastem Tenochtitlan. Złożono tam w ofierze bogom dziesiątki tysięcy nieszczęśników.

W dniu, gdy stąpałem po tej ziemi, rozbawił mnie fakt, że w pobliżu wznosi się katedra, w której katolicy zapalają świeczki i szepczą modlitwy do miłosiernego Boga w niebie. Klękają tuż obok miejsca, gdzie kamienie były kiedyś śliskie od krwi. Trafiłem tam w niedzielę, nie wiedząc, że w ten dzień tygodnia wstęp do muzeum Templo Mayor jest bezpłatny, i roiło się. w nim od dzieci, których głosy odbijały się gromkim echem od murów. Nie przepadam za dziećmi i zamieszaniem, jakie powodują. Jeśli tam kiedyś wrócę, będę pamiętał, żeby unikać odwiedzania muzeów w niedzielę.

Przebywałem jednak w stolicy ostatni dzień, musiałem vięc pogodzić się z tym drażniącym zgiełkiem. Chciałem zobaczyć wykopaliska i odwiedzić Salę Numer Dwa. Salę rytualnych ofiar. Aztekowie wierzyli, że śmierć jest niezbędna dla życia. Aby zachowaćświętąenergię świata, zapobiec katastrofie i sprawie, by słońce nadal wschodziło, należało składać bogom w ofierze ludzkie serca. Stałem w sali ofiar i widziałem w szklanej gablocie rytualny nóż, którym krojono ciało. Nosił nazwę. Tecpatl Ixcuahua, czyli Nóż o Szerokim Ostrzu. Był zrobiony Z krzemienia, a rękojeść miała kształt klęczącej postaci.