Выбрать главу

W sali nagle zaległa cisza. Nikt nie patrzył na Moore’a. Zucker skinął głową z niezmąconym spokojem.

– Dziękuję, że mnie pan poprawił.

– Zapoznał się pan z jego życiorysem? – spytał Marquette.

– Tak – odparł Zucker. – Warren był jedynakiem. Zapewne rozpieszczonym. Urodził się w Houston. Ojciec był konstruktorem rakiet. Wcale nie żartuję. Matka pochodziła z rodu narciarzy. Oboje już nie żyją. Warren odziedziczył więc dobre geny i duże pieniądze. W młodości nie wchodził w konflikt z prawem. Nie był notowany ani karany mandatami. Jego zachowanie nie budziło niepokoju. Z wyjątkiem tego incydentu w laboratorium anatomii nic nie wskazywało, żeby miał zadatki na psychopatę. Był pod każdym względem całkowicie normal nym chłopcem. Miłym i rzetelnym.

– Przeciętnym – dodał cicho Moore. – Zwyczajnym.

Zucker przytaknął.

– To chłopak, który nigdy się nie wyróżniał, nie wzbudzał niczyich podejrzeń. Jest najbardziej przerażającym typem zabójcy, bo nie daje się sklasyfikować jako przypadek kliniczny. Przypomina Teda Bundy’ego. Inteligentny, zorganizowany i z pozoru całkiem normalny. Ma jednak pewną ułomność: lubi torturować kobiety. To ktoś, z kim można na co dzień pracować i nie podejrzewać, że kiedy się do ciebie uśmiecha, rozmyśla o tym, jak w najbardziej wyrafinowany sposób wypruć ci flaki.

Rizzoli rozejrzała się wokół, czując, jak przechodzą ją ciarki. On ma rację. Widuję codziennie Barry’ego Prosta. Wydaje się miłym facetem. Jest szczęśliwy w małżeństwie. Zawsze w dobrym nastroju. Nie mam jednak pojęcia, co naprawdę myśli.

Frost dostrzegł jej spojrzenie i zaczerwienił się.

Zucker kontynuował.

– Po incydencie w laboratorium Hoyt został zmuszony do opuszczenia uczelni. Zapisał się na kurs dla laborantów i pojechał za Andrew Caprą do Savannah. Wygląda na to, że działali razem przez kilka lat. Często wspólnie podróżowali. Dowodzą tego bilety lotnicze i rachunki kart kredytowych. Byli w Grecji, we Włoszech i w Meksyku, gdzie pracowali jako wolontariusze w wiejskim szpitalu. Było to przymierze dwóch myśliwych.

Braterstwo krwi ludzi o morderczych instynktach.

– Katgut – odezwała się nagle Rizzoli.

Zucker spojrzał na nią zdziwiony.

– Słucham?

– W krajach Trzeciego Świata chirurdzy używają nadal katgutu. Stamtąd go przywiózł.

Marquette skinął głową.

– Możliwe.

Na pewno, pomyślała z urazą Rizzoli.

– Kiedy Cordell zabiła Caprę – mówił dalej Zucker – zniszczyła działający idealnie zespół. Odebrała Hoytowi jedyną bliską mu osobę. Dlatego właśnie stała się jego celem. Najważniejszym łupem.

– Skoro Hoyt był w domu Cordell tamtej nocy, gdy zginął Capra, czemu nie zabił jej od razu? – spytał Marquette.

– Nie wiem. Tylko Warren Hoyt mógłby nam powiedzieć, co się tam wtedy zdarzyło. Wiadomo jedynie, że dwa lata temu zamieszkał w Bostonie, wkrótce po tym, jak przeniosła się tu Catherine Cordell. A w ciągu roku zginęła Diana Sterling. Moore odezwał się w końcu, mówiąc zduszonym głosem:

– Jak go znajdziemy?

– Możecie obserwować jego mieszkanie, ale wątpię, by tam szybko wrócił. Realizuje swoje fantazje gdzie indziej. -Zucker oparł się o krzesło, wpatrzony w przestrzeń, próbując wczuć się w psychikę Warrena Hoyta. – Urządził sobie kryjówkę, która nie ma nic wspólnego z jego codziennym życiem. Lokum zapewniające mu anonimowość, być może dość odległe od jego mieszkania. Nie musi wynajmować go na swoje nazwisko.

– To kosztuje – zauważył Frost. – Prześledźmy jego wydatki.

Zucker skinął głową.

– Tam właśnie znajdziemy jego trofea. Pamiątki zbrodni.

Być może nawet miejsce to stanowiło izbę tortur, do której sprowadzał swoje ofiary. Gwarantowało mu spokój i dyskrecję.

Jakiś wolno stojący budynek albo mieszkanie z dźwiękochłonnymi ścianami.

Żeby nikt nie usłyszał krzyków Cordell, pomyślała Rizzoli.

– W takim miejscu może być naprawdę sobą. Może się odprężyć i pozbyć zahamowań. Nigdy nie zostawił w mieszkaniach ofiar spermy, co oznacza, że jest w stanie odwlekać seksualne zaspokojenie do chwili, aż poczuje się bezpieczny.

Zapewne odwiedza od czasu do czasu swoją kryjówkę, by w oczekiwaniu na kolejną zdobycz przeżywać na nowo w wyobraźni rozkosz zabijania. – Zucker rozejrzał się po sali. – To tam zabrał Catherine Cordell.

Grecy mówią na przód szyi derę i jest to najpiękniejsza, najbardziej wrażliwa część ciała kobiety. W gardle pulsuje Życie i oddech. Pod mlecznobiałą skórą Ifigenii nabrzmiały niebieskie żyły, gdy jej ojciec przyłożył do nich ostrze noża. Czy Agamemnon podziwiał delikatne kontury szyi swej córki, gdy leżała rozciągnięta na ołtarzu? Czy starał się wybrać najdogodniejsze miejsce, w którym należało rozciąć skórę? Czy w momencie, gdy zatopił ostrze w jej ciele, nie czuł – mimo całej rozpaczy – podniecenia i dreszczu rozkoszy?

Nawet starożytni Grecy, snujący ohydne opowieści o rodzicach pożerających potomstwo i synach spotkających z matkami, nie wspominająo takim wyuzdaniu. Nie muszą… To jedna z tych utajonych prawd, które wszyscy rozumiemy bez słów. Ilu spośród wojowników, którzy stali z kamiennymi twarzami i sercami nieczułymi na krzyki nagiej młodej kobiety, gdy do jej łabędziej szyi przytknięto ostrze noża, poczuło nagle w lędźwiach przyjemną falę gorąca i napięcie między nogami?

Ilu z nich, patrząc od tego czasu na gardło kobiety, nie miało ochoty go podciąć?

Ona ma tak białe gardło jak Ifigenia. Chroniła skórę przed słońcem, jak wszystkie kobiety o rudych włosach, i na jej alabastrowej powierzchni nie widać niemal zmarszczek. Przez te dwa lata dobrze dbała o swoją szyję. Doceniam to.

Czekałem cierpliwie, aż odzyska przytomność. Wiem, że się już ocknęła i jest świadoma mojej obecności, bo ma przyspieszony puls. Gdy dotykam jej gardła, tuż nad mostkiem, wciąga gwałtownie powietrze. Wstrzymuje oddech, kiedy głaskam ją po szyi, wzdłuż tętnicy. Jej skóra rytmicznie pulsuje. Czuję pod palcem cudownąwilgoć. Jest jak delikatna mgiełka. Jej twarz lśni od potu. Gdy zaczynam gładzić ją_ po policzku, wypuszcza wreszcie z płuc powietrze. Brzmi to jak skowyt, przytłumiony z powodu taśmy, którąma na ustach. Moja Cathe-rine nie powinna tak skamleć. Inne były głupimi gazelami, ale ona jest tygrysicą, jedyną, która skutecznie się broniła i przelała krew.

Otwiera oczy i patrzy na mnie. Widzę, że rozumie. W końcu zwyciężyłem. Upolowałem najcenniejszą, zdobycz.

Wyjmuję narzędzia. Wydają przyjemny dźwięk, gdy rozkładam je na metalowej tacy obok łóżka. Czuję, Że na mnie patrzy, i wiem, Że jej wzrok przyciąga lśniąca stal. Wie, do czego służą te narzędzia. Z pewnością wielokrotnie ich używała. Rozwieracz jest potrzebny do odciągania brzegów rany, hemostat – do zaciskania tkanek i naczyń krwionośnych, a skalpel… No cóż, oboje wiemy, co się nim robi.

Stawiam tacę obok jej głowy, żeby widziała, co jączeka. Nie muszę nic mówić. Lśniące narzędzia są wystarczająco sugestywne.

Dotykam jej nagiego brzucha. Natychmiast napina mięśnie. To dziewiczy brzuch o nieskazitelnie gładkiej powierzchni. Ostrze wejdzie w niego jak w masło.

Sięgam po skalpel i przytykam go do jej skóry. Wciąga gwałtownie powietrze i otwiera szeroko oczy.

Widziałem kiedyś zdjęcie zebry, której lew zatopił kły w szyi. W jej oczach malowało się śmiertelne przerażenie. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Oczy Catherine wyglądają teraz tak samo.

O Boże! O Boże!

Catherine dyszała ciężko, czując dotyk skalpela. Zamknęła oczy, mokra od potu, bojąc się nieuniknionego bólu. Krzyk uwiązł jej w gardle. Błagała niebiosa o litość, choćby nawet o szybką śmierć, byle tylko nie krojono jej żywcem.