Выбрать главу

Zaschło mi w gardle, idziemy więc do kuchni i nalewam sobie wody do szklanki. Noc dopiero się zaczęła i ręce drżą mi Z podniecenia. Jestem rozgorączkowany na myśl o tym, co nastąpi. Popijając wodę, powtarzam sobie, że należy przedłużać rozkosz. Mamy całą noc i chcemy, by trwała.

Mówiłeś: wypatrz, ją dopadnij i daj jej nauczkę. Obiecałeś, że tej nocy dostanę skalpel.

Ale chce mi się pić i dlatego zostaję w kuchni, gdy ty wracasz sprawdzić, czy ona już się ocknęła. Stoję nadal przy zlewie, kiedy rozlega się huk wystrzału.

Czas jakby zatrzymuje się w miejscu. Pamiętam martwą ciszę, tykanie kuchennego zegara i dudnienie w uszach. Nasłuchuję, by usłyszeć twoje kroki. Pewnie powiesz mi zaraz, że natychmiast wychodzimy. Boję się poruszyć.

W końcu zmuszam się, by przejść korytarzem do sypialni. Przystaję w drzwiach.

Dopiero po chwili dociera do mnie, co się stało.

Ona zwisa z łóżka, próbując podźwignąć się do góry. Broń wypadła jej z ręki. Podchodzę bliżej, biorę z nocnej szafki chirurgiczny rozwieracz i uderzam ją w skroń. Od razu nieruchomieje.

Odwracam się. i patrzę na ciebie.

Masz otwarte oczy i leżysz na plecach w kałuży krwi, wpatrując się we mnie. Poruszasz bezgłośnie wargami. Uświadamiam sobie, że kula uszkodziła ci kręgosłup. Znów próbujesz coś powiedzieć i tym razem rozumiem, o co chodzi.

– Skończ Z tym.

Nie mówisz o niej, lecz o sobie.

Kręcę głową przerażony twoją prośbą. Nie mogę. Proszę, nie oczekuj tego ode mnie! Mam ochotę uciec, ale stoję jak sparaliżowany.

Zrób to, błagasz mnie wzrokiem. Zanim przyjdą.

Patrzę na twoje rozłożone, nieruchome nogi. Myślę o udręce, jaka cię czeka, jeśli przeżyjesz. Mogę ci jej oszczędzić.

– Proszę…

Spoglądam na kobietę. Nie porusza się, nie widzi mnie. Chciałbym chwycić ją za włosy i zatopić skalpel głęboko w jej gardle za to, co ci zrobiła. Ale muszę znaleźć ją żywą. Tylko wtedy nie będą mnie ścigać.

Dłonie pocą mi się w gumowych rękawiczkach i kiedy sięgam po broń, wydaje mi się dziwnie nieporęczna.

Stoję obok kałuży krwi, patrząc na ciebie. Wspominam ten magiczny wieczór, gdy zwiedzaliśmy świątynię Artemidy. Była mgła i w zapadającym zmierzchu zobaczyłem cię spacerującego między drzewami. Przystanąłeś nagle i uśmiechnąłeś się do mnie w półmroku. Nasze spojrzenia zetknęły się w przestrzeni, która dzieli świat żywych i umarłych.

Patrzę w nią teraz i czuję na sobie twój wzrok.

Robię to dla ciebie, Andrew.

Widzę w twoich oczach wdzięczność. Nawet w momencie, gdy unoszę drżącymi rękami broń i naciskam spust.

Twoja krew tryska mi w twarz, gorąca jak łzy.

Odwracam się do kobiety, która zwisa nieprzytomna na krawędzi łóżka. Kładę broń obok jej ręki. Chwytam ją za włosy i za pomocą skalpela ucinam ich kilka tuż przy karku, gdzie nikt tego nie zauważy. W ten sposób ją zapamiętam. Ich zapach, równie odurzający jak woń krwi, będzie przypominał mi jej strach. Pozwoli mi przetrwać do naszego ponownego spotkania. Wychodzę tylnymi drzwiami w mrok.

Straciłem ten bezcenny kosmyk włosów. Już go nie potrzebuję, bo znam jej zapach jak wiosny. Znam smak jej krwi i jedwabisty pot, zraszający jej skórę. Przechowuję to wszystko w marzeniach, gdzie rozkosz krzyczy jak kobieta i zostawia krwawe ślady. Nie wszystkie trofea można wziąć do ręki i pieścić dotykiem. Niektóre możemy jedynie umieścić w najgłębszych zakamarkach umysłu, w naszej podświadomości gada, od którego wszyscy się wywodzimy.

W tych obszarach psychiki, których istnienie tak wielu z nas neguje.

Ja nie wypierałem się nigdy swojej natury. Akceptuję ją. Jestem taki, jakim stworzył mnie Bóg. Jakim stworzył nas wszystkich.

Błogosławione jest jagnię, ale również lew.

A także myśliwy.

Tess Gerritsen

***