Выбрать главу

– Tak, rozumiem, w czym rzecz – powiedział Vinnie i popił mały łyk kawy. – Dokładnie czego pan oczekuje od nas?

– Nie chciałbym niczego konkretnego sugerować – odparł zdenerwowany Raymond. – Ale z pewnością rozumie pan, że jest to problem analogiczny do przypadku pana Franconiego.

– Więc chciałby pan, aby ta szesnastolatka zniknęła bez wywoływania kłopotów?

– No cóż, próbowała się sama zabić aż dwa razy – powiedział słabym głosem Raymond. – W pewnym sensie wyświadczylibyśmy jej przysługę.

Vinnie roześmiał się. Sięgnął po cygaro, zaciągnął się i przygładził dłonią włosy. Były zaczesane do tyłu i przylegały gładko do głowy od samego czoła. Zlustrował Raymonda swymi ciemnymi oczami.

– Niezły z ciebie numer, doktorku – powiedział. – Dam ci kredyt w tej sprawie.

– Może mógłbym ofiarować w zamian zwolnienie z honorarium za kolejny rok? – zaproponował Raymond.

– To niezwykle hojne z pańskiej strony. Ale wiesz pan co, mam już trochę dość tej całej operacji, więc taka oferta nie wystarczy. Powiem krótko, gdyby nie chodziło o nerkę dla mojego dzieciaka, zażądałbym forsy z powrotem i nasze drogi rozeszłyby się. Widzisz, człowieku, po naszej pierwszej przysłudze dla ciebie zacząłem dostrzegać potencjalne zagrożenia. Miałem telefon od brata mojej żony, który prowadzi Dom Pogrzebowy Spoletto. Był zdenerwowany, ponieważ jakaś doktor Laurie Montgomery dzwoniła do nich i zadawała kłopotliwe pytania. Powiedz mi, doktorze, znasz tę Laurie Montgomery?

– Nie, nie znam. – Głośno przełknął ślinę.

– Hej, Angelo, podejdź do nas! – zawołał Vinnie.

Angelo zsunął się z taboretu i podszedł do stolika.

– Siadaj, Angelo. Chcę, żebyś opowiedział naszemu dobremu doktorowi o Laurie Montgomery.

Raymond musiał przesunąć się głębiej pod ścianę, żeby zrobić nieco miejsca dla Angela. Poczuł się dość niewyraźnie między dwoma mężczyznami.

– Laurie Montgomery to sprytna i uparta osoba – powiedział Angelo niskim, ochrypłym głosem. – Mówiąc wprost, to istny wrzód na dupie.

Raymond unikał patrzenia w stronę Angela. Twarz miał całą w bliznach, oczy kaprawe, przekrwione.

– Angelo miał pecha zetknąć się z panią Laurie Montgomery kilka lat wcześniej – wyjaśnił Vinnie. – Angelo, powiedz, czego się dzisiaj dowiedziałeś po telefonie z Domu Pogrzebowego Spoletto.

– Rozmawiałem z Vinniem Amendola, naszym informatorem z kostnicy. Powiedział, że Laurie Montgomery uznała ustalenie, w jaki sposób zniknęło ciało Franconiego, za swój osobisty problem. Nie ma chyba potrzeby dodawać, że chłopak jest poważnie zaniepokojony.

– Rozumiesz, co mam na myśli – odezwał się znowu Vinnie. – Pojawiło się potencjalne zagrożenie dla nas, dlatego że wyświadczyliśmy tobie przysługę.

– Bardzo mi przykro – odparł nieprzekonująco Raymond. Nie potrafił jednak wymyślić żadnej innej odpowiedzi.

– No i w ten sposób wróciliśmy do tematu honorarium. Wobec zaistniałych warunków uważam, że honorarium powinno zostać w całości umorzone. Innymi słowy, żadnej opłaty za usługę dla mnie i Vinniego juniora teraz ani nigdy.

– Będę musiał poprosić o to szefów korporacji – prawie zapiszczał Raymond. Głośno chrząknął.

– Świetnie. I nie zawracaj mi więcej głowy. Wyjaśnij im, że to uzasadniony wydatek. Hej, sprawdź to, ale może będziesz mógł odliczyć sobie te pieniądze od podatku jako darowiznę. – Vinnie roześmiał się serdecznie ze swojego dowcipu.

Raymond wzdrygnął się niedostrzegalnie. Doskonale wiedział, że został nieuczciwie przymuszony, że nie miał wyboru.

– Okay – wykrztusił.

– Dziękuję. Boże, mam nadzieję, że sprawy w końcu się ułożą. Zostaliśmy swego rodzaju partnerami w interesach. Ufam, że zdobył pan również adres Cindy Carlson.

Raymond pogrzebał w kieszeni i wyciągnął kartkę z adresem. Vinnie wziął ją, przepisał informację i oddał mu. Podał adres Angelowi.

– Englewood, New Jersey – Angelo przeczytał na głos.

– Czy to problem? – zapytał Vinnie.

Angelo pokręcił przecząco głową.

– W takim razie załatwione – powiedział Vinnie i popatrzył na Raymonda. – Tyle jeśli chodzi o twój ostatni problem. Radziłbym jednak nie przychodzić do mnie z niczym więcej. Wobec naszej umowy w sprawie honorarium nie masz nam do zaoferowania nic wartościowego.

Kilka chwil później Raymond znalazł się na ulicy. Kiedy spoglądał na zegarek, uświadomił sobie, że cały drży. Zbliżała się siedemnasta i zaczął zapadać mrok. Podszedł do krawężnika i machnął na taksówkę. Co za katastrofa, pomyślał. Jakoś musiał załatwić sprawę zapłaty za Vinniego Dominicka i jego syna.

Taksówka zatrzymała się. Wsiadł i podał domowy adres. Gdy wyszedł z "Restauracji Neapolitańskiej", natychmiast poczuł się lepiej. Właściwie utrzymywanie dwóch zwierząt nie było zbyt kosztowne, skoro żyły na bezludnej wyspie. Sytuacja nie była więc tak beznadziejna, tym bardziej, że potencjalny problem z Cindy Carlson wyglądał na rozwiązany.

Kiedy otwierał drzwi do mieszkania, nastrój znacznie mu się poprawił.

– Były dwa telefony z Afryki – przywitała go Darlene.

– Kłopoty? – zapytał. W tonie Darlene było coś, co uruchomiło dzwonek alarmowy.

– Dobra wiadomość i zła. Dobra to informacja, że Horace Winchester ma się po operacji znakomicie i że w związku z tym powinieneś zająć się przetransportowaniem jego i zespołu chirurgicznego.

– A zła wiadomość?

– Dzwonił także Siegfried Spallek. Wyrażał się niejasno. Powiedział tylko, że są jakieś problemy z Kevinem Marshallem.

– Jakiego rodzaju problemy?

– Nie wyjaśnił.

Raymond przypomniał sobie, że prosił Kevina, aby nie robił niczego nie przemyślanego. Zastanowił się, czy Kevin usłuchał jego rady. Te problemy musiały dotyczyć głupiego dymu, który widział nad wyspą.

– Czy Spallek chciał, żebym jeszcze dziś oddzwonił?

– Kiedy dzwonił, u nich była jedenasta. Powiedział, że może porozmawiać z tobą jutro.

Raymond stęknął w duchu. Teraz będzie musiał spędzić całą noc, wyobrażając sobie Bóg wie co. Zastanowił się, kiedy wreszcie skończą się wszystkie jego troski.

ROZDZIAŁ 11

5 marca 1997 roku

godzina 23.30

Cogo, Gwinea Równikowa

Kevin usłyszał odgłos otwieranych ciężkich metalowych drzwi na szczycie schodów, a zaraz potem do pomieszczenia wdarł się strumień światła. Dwie sekundy później zapalił się ciąg żarówek w korytarzu. Przez kraty widział Melanie i Candace siedzące w swoich celach. Tak jak i on poruszyły się, gdy nagle zapłonęło światło.

Po ciężkich krokach na granitowych schodach poznali Spalleka. Towarzyszyli mu Cameron McIvers i Mustapha Aboud, szef ochrony marokańskiej.

– Najwyższy czas, panie Spallek! – odezwała się Melanie. – Żądam, aby natychmiast mnie stąd wypuszczono albo znajdzie się pan w prawdziwych tarapatach.

Kevin skrzywił się. To nie był dobry sposób na rozmowę ze Spallekiem w żadnej sytuacji, a w tych okolicznościach szczególnie.

Kevin, Melanie i Candace zostali zamknięci w całkiem ciemnych celach dojmująco gorącego, wilgotnego więzienia znajdującego się w piwnicach ratusza. Każda cela miała małe, łukowate okienko wychodzące na tyły budynku.

Okna były okratowane, ale nie oszklone, więc robactwo bez przeszkód wchodziło do środka. Cała trójka więźniów z przerażeniem nasłuchiwała chrzęstu i drapania różnych stworzeń, tym bardziej że przed wyłączeniem świateł widzieli kilka tarantul. Jedynym luksusem była możliwość swobodnego rozmawiania.