– Najlepiej będzie, jak tym także się zajmę. Skoro mamy do czynienia ze zorganizowaną przestępczością, można oczekiwać jakiejś formy wymuszenia czy przemocy. Ale skontaktuję się niezwłocznie z Binghamem. Nie muszę was chyba ostrzegać, że to niebezpieczni ludzie.
– Aż za dobrze pamiętam tę lekcję – powiedziała Laurie.
– Jestem zbyt zaintrygowany wyjaśnieniem tajemnicy, aby przeszkadzać – dodał Jack. – Ale czego dowiedziałeś się dla mnie?
– Wielu rzeczy. – Lou sięgnął po leżącą na brzegu biurka sporą książkę i z tajemniczym chrząknięciem wręczył ją Jackowi.
Jack otworzył ją ze zdziwieniem i zapytał: – Co, u diabła? Po co mi ten atlas?
– Będziesz go potrzebował. Nie powiem ci, ile czasu zabrało mi znalezienie tego w komendzie policji.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – stwierdził Jack.
– Mój kontakt w FZL znalazł kogoś, kto zna kogoś z europejskiej organizacji rejestrującej czas startu i lądowania każdego samolotu w całej Europie. Przechowują dane przez ponad sześćdziesiąt dni. G4 Franconiego przyleciał do Francji z Gwinei Równikowej.
– Skąd? – zapytał Jack i kompletnie zaskoczony uniósł brwi. – Nigdy nie słyszałem o Gwinei Równikowej. To jakiś kraj?
– Otwórz na stronie sto pięćdziesiątej drugiej! – powiedział Lou.
– Co to za historia z Franconim i tym G4? – wtrąciła Laurie.
– G4 to prywatny samolot – wyjaśnił Lou. – Udało mi się odkryć, że Franconi opuszczał kraj. Do czasu, aż otrzymałem te dane, sądziliśmy, że był we Francji.
Jack otworzył atlas na wskazanej stronie. Znalazł tam mapę zatytułowaną "Zachodni basen Kongo". Obejmowała spory obszar Afryki Zachodniej.
– Dobra, gdzie mam szukać?
Lou wskazał mu odpowiednie miejsce.
– To ten maleńki kraj między Kamerunem a Gabonem. Samolot wystartował z Bata, na wybrzeżu. – Wskazał maleńką kropkę. Na mapie kraj wyglądał na jednolitą, zieloną plamę.
Laurie wstała i spojrzała Jackowi przez ramię.
– Zdaje mi się, że słyszałam o tym kraju. Chyba tam pojechał Frederick Forsyth, żeby napisać Psy wojny.
Lou złapał się za głowę.
– Jak ty to robisz, że pamiętasz takie drobiazgi? Ja nie pamiętam, gdzie jadłem lunch w zeszły wtorek.
Laurie wzruszyła obojętnie ramionami.
– Czytam sporo powieści. Interesują mnie pisarze.
– To i tak nie ma sensu – uznał Jack. – To najsłabiej rozwinięta część Afryki. W tym kraju pewnie nie można znaleźć nic poza dżunglą. Franconi nie mógł tam przejść operacji przeszczepu.
– Tak samo i ja pomyślałem – przyznał Lou. – Ale inne informacje mają trochę więcej sensu. Idąc tropem Alpha Aviation z Nevady, dotarłem do prawdziwego właściciela G4. To korporacja GenSys z Cambridge w Massachusetts.
– Słyszałam o GenSys. To firma biotechnologiczna znana ze swych osiągnięć w dziedzinie szczepionek i limfokinezy. Zapamiętałam to, bo moja przyjaciółka, która jest brokerem w Chicago, polecała mi kiedyś udziały w tej firmie. Ciągle daje mi znać o dobrych lokatach, jakby sądziła, że leżę na pieniądzach gotowych do inwestowania.
– Przedsiębiorstwo zajmujące się biotechnologią! – powtórzył zaskoczony Jack. – Hmmm. To nowy zwrot. Musi być ważny, chociaż nie wiem dlaczego. Nie mam też pojęcia, co firma biotechnologiczna może robić w Gwinei Równikowej.
– A co może oznaczać ten kamuflaż w Nevadzie? – spytała Laurie. – Czyżby tak duża korporacja chciała ukryć posiadanie samolotu?
– Wątpię. Zbyt łatwo odkryłem powiązanie. Gdyby GenSys chciało ukryć swą własność, to prawnicy z Nevady nadal figurowaliby w dokumentach jako właściciele Alpha Aviation. Tymczasem już na pierwszym posiedzeniu zarządu dyrektor finansowy GenSys przejął obowiązki prezydenta i sekretarza spółki.
– To dlaczego przedsiębiorstwo z Massachusetts zakłada firmę w Nevadzie, aby ta zajmowała się samolotem? – dociekała Laurie.
– Nie jestem prawnikiem – powiedział Lou. – Ale na pewno ma to związek z podatkami i innymi obciążeniami finansowymi. Massachusetts to okropny stan do procesowania się. Myślę, że GenSys wynajmuje samolot wtedy, kiedy samo go nie używa, a opłaty dla firmy zarejestrowanej w Nevadzie są znacznie niższe.
– Jak dobrze znasz tę brokerkę? – zapytał Jack.
– Bardzo dobrze. Razem studiowałyśmy w Wesleyan University.
– To może zadzwonisz do niej i zapytasz, czy wie o jakichś powiązaniach GenSys z Gwineą Równikową. Skoro rekomendowała ich akcje, na pewno zapoznała się dokładnie z działalnością przedsiębiorstwa.
– Bez wątpienia. Była jedną z najbardziej obowiązkowych studentek, jakie znałam. W porównaniu z nią wyglądaliśmy jak początkujący studenci kursów przygotowawczych.
– Czy Laurie może skorzystać z twojego telefonu? – Jack zwrócił się do Lou.
– Jasne.
– Chcesz, żebym dzwoniła teraz? – spytała zaskoczona.
– Łap ją w pracy. Mamy szansę dowiedzieć się czegoś, jeżeli posiada akta na ich temat, a te może mieć tylko w pracy.
– Chyba masz rację – przyznała Laurie. Usiadła za biurkiem Lou i zadzwoniła do informacji telefonicznej w Chicago.
Kiedy Laurie siedziała przy telefonie, Jack wypytywał Lou, w jaki sposób udało mu się uzyskać te wszystkie informacje. Szczególnie zaimponowało mu to, w jaki sposób dotarł do Gwinei Równikowej. Obaj przyjrzeli się bacznie mapie i dostrzegli bliskość równika. Zauważyli też, że największe miasto, zapewne stolica, leży nie na stałym lądzie, lecz na wyspie o nazwie Bioko.
– Zupełnie nie potrafię sobie wyobrazić, jak może wyglądać takie miejsce – wyznał Lou.
– Ja mogę. Jest gorąco, pełno robactwa, deszczowo i parno.
– Brzmi uroczo – stęknął Lou.
– W każdym razie nie bardzo się nadaje na miejsce do wypoczynku wakacyjnego, chociaż z drugiej strony leży poza uczęszczanymi szlakami.
Laurie odłożyła słuchawkę i zakręciła się na krześle, zwracając się twarzą w stronę kolegów.
– Jean jest tak zorganizowana, jak przypuszczałam. W sekundę znalazła materiały o GenSys. Oczywiście zapytała mnie, ile udziałów kupiłam, i załamała ręce, kiedy powiedziałam, że w ogóle nie kupowałam ich akcji. Potroiły swoją wartość i zatrzymały się.
– Czy to dobrze? – zażartował Lou.
– Na tyle dobrze, że być może straciłam szansę na wycofanie się z życia zawodowego. Powiedziała, że to druga firma biotechnologiczna z takim sukcesem prowadzona przez głównego dyrektora Taylora Cabota.
– Miała coś do powiedzenia o Gwinei Równikowej? – spytał Jack.
– Owszem. Powiedziała, że jedną z głównych przyczyn sukcesu firmy jest założenie potężnej farmy hodowlanej dla naczelnych. Wykonują tam jakieś badania dla GenSys. Wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby inne kompanie i firmy biotechnologiczne i farmaceutyczne mogły korzystać z ich badań na naczelnych. Okazało się, że popyt na te usługi przeszedł najśmielsze oczekiwania.
– I ta farma jest w Gwinei Równikowej – domyślił się Jack.
– Zgadza się.
– Czy podała jakieś powody, dlaczego tam?
– Z opracowania, które otrzymała od analityka, wynika, że GenSys wybrało Gwineę Równikową ze względu na bardzo przyjazny stosunek miejscowych władz do projektu. Podobno nawet zmienili prawo, żeby ułatwić działalność farmie. Z drugiej strony GenSys stało się głównym źródłem walut wymienialnych, tak potrzebnych tamtejszemu rządowi.
– Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie łapówki musiały wchodzić w grę, żeby osiągnięcie tego celu stało się możliwe? – zauważył Jack.
Lou tylko gwizdnął.
– Opracowanie mówi także, że większość naczelnych, których używają, jest miejscowego pochodzenia. To pozwala im obejść wszystkie międzynarodowe utrudnienia w eksporcie i imporcie takich zagrożonych gatunków, jak szympansy.