Выбрать главу

Kevin uśmiechnął się. Ta kobieta spodobała mu się. Nawet nieco się rozluźnił i odprężył.

Schodząc po schodach szpitalnych, Kevin odczuwał lekki zawrót głowy, wywołany nieustającym potokiem pytań i komentarzy Candace. Ciągle nie mógł uwierzyć, że oto idzie na lunch z tak atrakcyjną i ujmującą kobietą. Miał wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku dni wydarzyło się w jego życiu więcej niż przez poprzednie pięć lat pobytu w Cogo. Był tak zaprzątnięty myślami, że nie zwrócił nawet uwagi na gwinejskich żołnierzy, kiedy wraz z Candace przechodził przez plac.

Od początku pobytu ani razu nie był w centrum rekreacyjnym. Zapomniał też, jakim bluźnierstwem było zamienienie kościoła na centrum światowych rozrywek. Ołtarz zniknął, ale ambona ciągle była na swoim miejscu, po lewej stronie. Używali jej lektorzy, a prowadzący grę w bingo odczytywali z niej numery. W miejscu ołtarza umieszczono kinowy ekran, ot, taki znak czasów.

Kantyna mieściła się w suterenie, do której wchodziło się po schodach przez kruchtę. Kevina zaskoczył tłok panujący w sali. Gwar rozmów odbijał się echem od szorstkiego, tynkowanego sufitu. Musieli stanąć w długiej kolejce, zanim udało im się złożyć zamówienie. A kiedy otrzymali dania, zaczęli intensywne poszukiwania miejsca przy stole. Były to długie, drewniane stoły z ławami, jak na amerykańskich piknikach.

– Tam są wolne miejsca! – zawołała Candace, przekrzykując hałas rozmów. Tacą wskazała na drugi koniec sali. Kevin skinął głową. Idąc za swoją nową znajomą, ukradkiem zerkał na twarze siedzących w kantynie gości. Onieśmielony, mając w pamięci opinię Bertrama na swój temat, stwierdził, że jednak nikt nie zwraca na niego najmniejszej uwagi.

Przecisnął się tuż za Candace między dwoma stołami. Trzymał tacę wysoko, aby nikogo nie zahaczyć, teraz wreszcie mógł ją postawić na wolnym miejscu. Musiał się nieźle nagimnastykować, żeby przełożyć nogi na drugą stronę ławy i siadając, schować je pod stół. Zanim się uporał ze wszystkim, Candace już zdążyła zawrzeć znajomość z dwoma osobami siedzącymi w przejściu. Kevin także kiwnął im głową. Nikogo jednak nie rozpoznał.

– Urocze miejsce – zagaiła Candace. Sięgnęła po ketchup. – Często pan tu przychodzi?

Zanim zdążył odpowiedzieć, ktoś zawołał go po imieniu. Odwrócił się i ujrzał znajomą twarz. To była Melanie Becket, technolog, specjalistka od reprodukcji.

– Kevin Marshall! – zawołała jeszcze raz. – Jestem wstrząśnięta. Co ty tu robisz?

Melanie była mniej więcej w tym samym wieku co Candace, w zeszłym miesiącu obchodziła uroczyście swoje trzydzieste urodziny. Candace była blondynką, Melanie brunetką, miała śniadą cerę, typową dla mieszkańców basenu Morza Śródziemnego. Jej ciemnobrązowe oczy wydawały się niemal czarne.

Kevin chciał przedstawić swoją towarzyszkę i przez chwilę przeżył horror, nie mogąc przypomnieć sobie jej imienia.

– Jestem Candace Brickmann – przedstawiła się dziewczyna, nie tracąc rezonu. Wyciągnęła rękę na powitanie. Melanie także się przedstawiła i zapytała, czy może do nich dołączyć.

– No jasne – odparła Candace.

Candace i Kevin siedzieli obok siebie, Melanie zajęła miejsce naprzeciwko.

– To ty jesteś odpowiedzialna za zwabienie naszego miejscowego geniusza do jaskini zła i zepsucia? – zapytała Melanie. Była bystrą, inteligentną kobietą traktującą wszystko z żartobliwym lekceważeniem. Wychowała się na Manhattanie.

– Zdaje się – odparła Candace. – A to coś niezwykłego?

– To wydarzenie roku. Zdradź mi swój sekret. Tyle razy bez skutku prosiłam go, żeby ze mną przyszedł, że w końcu poddałam się, a to było kilka lat temu.

– Nigdy jakoś szczególnie mnie nie prosiłaś – wtrącił Kevin we własnej obronie.

– Och, naprawdę? A co miałam takiego szczególnego zrobić? Narysować ci mapę, jak tu trafić? Pytałam, czy nie chcesz wrzucić na ruszt małego hamburgera. Czy to nie było wystarczająco szczególne zaproszenie?

– No, no – Candace aż się wyprostowała. – Zdaje się, że to mój szczęśliwy dzień.

Melanie i Candace z łatwością nawiązały kontakt. Opowiedziały sobie, czym się zajmują. Kevin słuchał, ale uwagę skoncentrował na hamburgerze.

– Więc wszyscy jesteśmy częścią tego samego projektu – stwierdziła Melanie, kiedy dowiedziała się, że Candace jest pielęgniarką z zespołu chirurgicznego z Pittsburgha, pracującą na oddziale intensywnej opieki medycznej. – Trzy ziarenka groszku w strączku.

– Jesteś wspaniałomyślna – odparła Candace. – Jestem tylko jednym z mniejszych trybików pracujących na etapie terapeutycznym. Nie mogłabym stawiać siebie na tym samym poziomie co wy, moi drodzy. To wy sprawiacie, że całe przedsięwzięcie jest możliwe. Jeśli mogę zapytać, jak wy to na miłość boską robicie?

– Ona jest tutaj numer jeden – odezwał się Kevin i wskazał na Melanie.

– Coś ty, Kevin! – zaprotestowała pochwalona. – To ty jesteś nie zastąpiony. To, co ja robię, może wykonać wielu innych ludzi, ale twoją część możesz wykonać tylko ty sam. To twoje osiągnięcia stały się kluczem do sukcesu.

– Nie spierajcie się – wtrąciła się Candace. – Po prostu powiedzcie, jak to działa. Umieram z ciekawości od pierwszego dnia, ale wszystko trzymane jest w takiej tajemnicy. Kevin wyjaśnił mi podstawy teoretyczne, ale ciągle nie wiem, jak to jest zastosowane w praktyce.

– Kevin pobiera szpik kostny pacjenta – zaczęła Melanie. – Z niego wyodrębnia komórkę przygotowaną do podziału, jeśli się orientuję, najlepiej tak zwaną komórkę macierzystą, w której podczas podziału jądra następuje wyróżnicowanie się chromosomów.

– Bardzo rzadko udaje się znaleźć komórkę macierzystą – wtrącił Kevin.

– Lepiej ty jej wyjaśnij, co robisz – powiedziała Melanie, machając z rezygnacją ręką. – Ja bym to wszystko zaraz pomieszała.

– Pracuję z transferazą, którą odkryłem jakieś siedem lat temu. Katalizuje homologiczne transpozycje i wzajemną wymianę segmentów między chromosomami krótkich ramion chromosomu szóstego.

– Co to takiego krótkie ramię chromosomu szóstego? – zapytała Candace.

– Chromosomy mają coś, co nazywamy centromerem, który dzieli je na dwa segmenty – objaśniła znowu Melanie. – Chromosom szósty ma dwa nierówne segmenty. Mniejszy nazywa się krótkim ramieniem.

– Dziękuję – powiedziała Candace.

– No więc – Kevin zawiesił głos, chcąc uporządkować własne myśli. – Ja dodaję moją sekretną transferazę do pobranej od pacjenta komórki przygotowanej do podziału. Ale nie prowadzę do rekombinacji kompletnej. Zatrzymuję cały proces w chwili oderwania się krótkich ramion od ich własnych chromosomów. Wtedy je ekstrahuję, wyciągam.

– O rety! – zawołała Candace. – Wyciągasz te drobiny, te mikroskopijne niteczki z jąder komórkowych? Jak to możliwe?

– To zupełnie inna historia – odparł Kevin. – Wykorzystuję system antyciał monoklonalnych, który rozpoznaje ukryty enzym, transferazę.

– To już wykracza poza moje możliwości zrozumienia – oświadczyła zrezygnowana Candace.

– Jasne, zapomnij, jak dobiera się do krótkiego ramienia – zaproponowała Melanie – i przyjmij jedynie, że tak jest.

– Zgoda. Co robisz z tymi oderwanymi ramionami?

Kevin wskazał na Melanie.

– Czekam, aż ona wykona swoje magiczne sztuczki.

– To nie magia. Jestem jedynie technikiem. Wykorzystuję technikę zapłodnienia in vitro u bonobo, tę samą, którą stosowano do zapładniania goryli górskich trzymanych w niewoli. Dokładniej mówiąc, Kevin i ja musimy skoordynować nasze wysiłki, ponieważ on potrzebuje zapłodnionego jaja, które zacznie się dzielić. Czynnik czasu jest niezwykle ważny.

– Chcę, żeby było gotowe do podziału – wtrącił Kevin. – Tak więc rozkład czynności Melanie determinuje moje działania. Nie zacznę swojej pracy, dopóki Melanie nie zapali zielonego światła. Kiedy dostarczy zygotę, wykonuję wszystko według tej samej procedury, którą stosowałem w wypadku komórek pacjenta. Po pobraniu krótkiego ramienia z chromosomu bonobo umieszczam w zygocie krótkie ramię chromosomu pacjenta. Dzięki transferazie łączą się dokładnie w tym miejscu, w którym oczekujemy.

– I to wszystko? – zapytała Candace.

– No cóż, nie do końca – stwierdził Kevin. – Właściwie używam czterech transferaz, nie jednej. Krótkie ramię chromosomu szóstego jest najważniejszym segmentem, który transferujemy, ale przenosimy również relatywnie mniejsze fragmenty chromosomów dziewiątego, dwunastego i czternastego. Zawierają geny grup krwi ABO i kilka mniej ważnych antygenów zgodności tkankowej jak CD-31 adhezji cząsteczkowej. Ale to już zbyt skomplikowane. Miej na uwadze jedynie chromosom szósty. To najważniejsza część operacji.