Выбрать главу

Obaj skierowali się do przejścia prowadzącego na tyły budynku.

– Słyszałem, że zwiała tobie i Tony'emu Ruggeriowi – odezwał się Franco. – Przynajmniej na chwilę. Musi być z niej niezły numer.

– Nie przypominaj mi. No, ale praca z Tonym była jak noszenie wody sitem.

Okazało się, że na tyłach domu znajdują się zaniedbane ogródki. Odeszli na tyle, aby móc zobaczyć okna na czwartym piętrze. Było w nich ciemno.

– Wygląda na to, że zdążymy przygotować miłe powitanie – powiedział Franco.

Angelo nie odpowiedział. Zamiast rozmawiać, podszedł z narzędziami do metalowych drzwi, które prowadziły na tylne schody. Nałożył skórkowe rękawiczki, a Franco przygotował latarkę.

Na początku na samo wspomnienie długo oczekiwanego spotkania z Laurie Montgomery ręce Angela drżały. Gdy zamek w drzwiach nie chciał ustąpić, Angelo wziął się w garść i skupił całą uwagę na pracy. Zamek puścił i drzwi stanęły otworem.

Nie kłopotał się wnoszeniem narzędzi na czwarte piętro. Wiedział, że Laurie ma kilka zasuw. Użył łomu. Po dwudziestu sekundach wysiłku, któremu towarzyszył szczęk wyłamywanych blokad, znaleźli się w środku.

Przez kilka chwil stali nieruchomo w małym korytarzyku przerobionym na pomieszczenie gospodarcze i nasłuchiwali. Chcieli mieć zupełną pewność, że odgłosy włamania nie zwróciły niczyjej uwagi.

– Jezu Chryste! – szepnął z przerażeniem Franco. – Coś dotknęło mnie w nogę.

– Co jest? – spytał Angelo. Nie spodziewał się takiego wybuchu i serce nagle mocniej mu zabiło.

– Och, to tylko cholerny kot! – odparł Franco z ulgą. W tej samej chwili obaj mężczyźni usłyszeli mruczenie zwierzaka.

– Mamy szczęście – powiedział Angelo. – To będzie miłe spotkanie. Zabierz go ze sobą.

Powoli wyszli z pomieszczenia i w ciemnościach, teraz nieco rozproszonych światłem wpadającym przez okna, przeszli z kuchni do pokoju dziennego.

– Jak na razie dobrze – stwierdził Angelo.

– Teraz musimy poczekać. Może pójdę do lodówki i sprawdzę, czy nie ma piwa albo wina. Masz ochotę?

– Piwo byłoby niezłe – odparł Angelo.

W komendzie Laurie i Jack musieli przypiąć identyfikatory, przejść przez bramkę z wykrywaczem metalu i dopiero potem pozwolono im pojechać na piętro, gdzie urzędował Lou. Czekał już na nich przed windą i serdecznie powitał.

Przede wszystkim stanął przed Laurie, wziął ją za ramiona, spojrzał głęboko w oczy i zapytał, co się stało.

– Wszystko z nią w porządku – odparł Jack i klepnął Lou w plecy. – Jest już racjonalna i zrównoważona, jak zawsze.

– Naprawdę? – spytał Lou, ciągle bacznie przyglądając się Laurie.

Pod badawczym wzrokiem przyjaciela nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.

– Jack ma rację. Czuję się dobrze. Prawdę mówiąc, jestem zawstydzona, że ciągnęłam go aż tutaj.

Lou odetchnął z ulgą.

– Cieszę się, że was widzę. Zapraszam do mojego pałacu. – Poszedł przodem, wskazując drogę. – Mogę wam zaproponować kawę, ale z całego serca odradzam – powiedział Lou. – O tej porze robią tak mocną, że można nią przeczyścić odpływ umywalki.

– Dziękujemy – odparła Laurie i usiadła.

Jack zrobił to samo. Z nieprzyjemnym dreszczem rozejrzał się po spartańsko urządzonym pokoju. Ostatnim razem był tu rok temu, kiedy ledwo zdołał ujść z życiem przed zamachowcami.

– Myślę, że wiem, w jaki sposób wykradziono ciało Franconiego – zaczęła Laurie. – Dogadywałeś mi, że podejrzewam Dom Pogrzebowy Spoletto, sądzę jednak, że będziesz musiał zweryfikować swoje zdanie. Właściwie mogę powiedzieć, że wtedy poważnie się pomyliłeś.

Następnie Laurie wyjaśniła, co według niej się wydarzyło. Stwierdziła też, iż jej zdaniem któryś z pracowników kostnicy podał ludziom od Spoletta numer stosunkowo niedawnej sprawy nie zidentyfikowanego mężczyzny, który w dodatku leżał niedaleko zwłok Franconiego.

– Często, kiedy po ciało przyjeżdża dwóch ludzi, jeden idzie do chłodni po zwłoki, a drugi zajmuje się dokumentacją. W takim wypadku technik z kostnicy przygotowuje ciało przykryte prześcieradłem na wózku przy wyjeździe z chłodni. Myślę, że wyglądało to tak: Kierowca od Spoletta wziął ciało, którego numer otrzymał wcześniej, zdjął z niego kartkę z oznaczeniem, umieścił zwłoki w jednej z wolnych lodówek, zamienił kartkę Franconiego na tę pierwszą i po cichu opuścił kostnicę ze zwłokami Franconiego oznaczonymi już innym numerem. A pracownik kostnicy sprawdził właśnie ten numer.

– To niezły scenariusz – stwierdził Lou. – Mogę zapytać, czy masz na to jakiś dowód, czy też są to tylko twoje domysły?

– Znalazłam ciało, którego numer znalazł się w dokumentach jako numer ciała zabranego przez ludzi Spoletta. Znajdowało się w lodówce figurującej w komputerze kostnicy jako pusta. Nazwisko Gleason zostało wymyślone.

– Ach! – Zainteresowanie Lou wyraźnie wzrosło. Pochylił się do przodu i oparł łokciami na biurku. – Zaczyna mi się to coraz bardziej podobać, szczególnie te wzajemne oznaki miłości między Spolettem a rodziną Lucia. To może okazać się ważne. Przypomina mi to uchybienia podatkowe Ala Capone. Chodzi mi o to, że byłoby świetnie, gdybyśmy mogli któregoś z ludzi Lucia przymknąć za wykradzenie zwłok!

– To oczywiście wzmacnia widmo powiązań zorganizowanej przestępczości z nielegalną transplantacją wątroby – zauważył Jack. – To może okazać się związkiem przerażającym.

– I niebezpiecznym – dodał Lou. – Dlatego muszę nalegać, abyście ze swej strony zaprzestali amatorskiego dochodzenia. Zrobimy to sami. Czy mam na to wasze słowo?

– Cieszę się, że weźmiesz się za to – powiedziała Laurie. – Ale pozostaje jeszcze nie rozwiązana kwestia wtyczki w naszym zakładzie.

– Najlepiej będzie, jak tym także się zajmę. Skoro mamy do czynienia ze zorganizowaną przestępczością, można oczekiwać jakiejś formy wymuszenia czy przemocy. Ale skontaktuję się niezwłocznie z Binghamem. Nie muszę was chyba ostrzegać, że to niebezpieczni ludzie.

– Aż za dobrze pamiętam tę lekcję – powiedziała Laurie.

– Jestem zbyt zaintrygowany wyjaśnieniem tajemnicy, aby przeszkadzać – dodał Jack. – Ale czego dowiedziałeś się dla mnie?

– Wielu rzeczy. – Lou sięgnął po leżącą na brzegu biurka sporą książkę i z tajemniczym chrząknięciem wręczył ją Jackowi.

Jack otworzył ją ze zdziwieniem i zapytał: – Co, u diabła? Po co mi ten atlas?

– Będziesz go potrzebował. Nie powiem ci, ile czasu zabrało mi znalezienie tego w komendzie policji.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – stwierdził Jack.

– Mój kontakt w FZL znalazł kogoś, kto zna kogoś z europejskiej organizacji rejestrującej czas startu i lądowania każdego samolotu w całej Europie. Przechowują dane przez ponad sześćdziesiąt dni. G4 Franconiego przyleciał do Francji z Gwinei Równikowej.

– Skąd? – zapytał Jack i kompletnie zaskoczony uniósł brwi. – Nigdy nie słyszałem o Gwinei Równikowej. To jakiś kraj?

– Otwórz na stronie sto pięćdziesiątej drugiej! – powiedział Lou.

– Co to za historia z Franconim i tym G4? – wtrąciła Laurie.

– G4 to prywatny samolot – wyjaśnił Lou. – Udało mi się odkryć, że Franconi opuszczał kraj. Do czasu, aż otrzymałem te dane, sądziliśmy, że był we Francji.

Jack otworzył atlas na wskazanej stronie. Znalazł tam mapę zatytułowaną "Zachodni basen Kongo". Obejmowała spory obszar Afryki Zachodniej.

– Dobra, gdzie mam szukać?

Lou wskazał mu odpowiednie miejsce.

– To ten maleńki kraj między Kamerunem a Gabonem. Samolot wystartował z Bata, na wybrzeżu. – Wskazał maleńką kropkę. Na mapie kraj wyglądał na jednolitą, zieloną plamę.

Laurie wstała i spojrzała Jackowi przez ramię.

– Zdaje mi się, że słyszałam o tym kraju. Chyba tam pojechał Frederick Forsyth, żeby napisać Psy wojny.

Lou złapał się za głowę.

– Jak ty to robisz, że pamiętasz takie drobiazgi? Ja nie pamiętam, gdzie jadłem lunch w zeszły wtorek.

Laurie wzruszyła obojętnie ramionami.

– Czytam sporo powieści. Interesują mnie pisarze.

– To i tak nie ma sensu – uznał Jack. – To najsłabiej rozwinięta część Afryki. W tym kraju pewnie nie można znaleźć nic poza dżunglą. Franconi nie mógł tam przejść operacji przeszczepu.

– Tak samo i ja pomyślałem – przyznał Lou. – Ale inne informacje mają trochę więcej sensu. Idąc tropem Alpha Aviation z Nevady, dotarłem do prawdziwego właściciela G4. To korporacja GenSys z Cambridge w Massachusetts.

– Słyszałam o GenSys. To firma biotechnologiczna znana ze swych osiągnięć w dziedzinie szczepionek i limfokinezy. Zapamiętałam to, bo moja przyjaciółka, która jest brokerem w Chicago, polecała mi kiedyś udziały w tej firmie. Ciągle daje mi znać o dobrych lokatach, jakby sądziła, że leżę na pieniądzach gotowych do inwestowania.