Выбрать главу

A czego o sexie dowiedziała się Weroniczka? Może przemilczmy, bo, bo,… bo jakaś nieśmiała do zwierzeń się zrobiłam.

Kotki… mrrr… sierść…

Nie wiem, czy koty ciągle są świętymi zwierzętami, ale mają swoje prawa. W kilku recepcjach hoteli koty wylegują się na fotelach przeznaczonych dla gości, broniąc swego terytorium jak lwy, w innym wędrowały po sali restauracyjnej, by napaść sobie brzuszki. Są tak sympatyczne, że nikt nie kwapi się do ich przegonienia. Kto ma uczulenie na ich sierść, niech sobie daruje wycieczkę do… TAM. Co dziwne, koty nie reagują na nasze kici-kici, ani na angielskie kitty-kitty, a na pss-pss, czyli jak Włoszki, na które Włosi właśnie tak robią nasze "fiu-fiu" – co kraj, to obyczaj. Czyli nawet koty miauczą i porozumiewają się po arabsku? W stolicy, na największym bazarze wielki wysyp małych kotków łasi się do wszystkich turystów, co często kończy się dla nich rozdeptaniem, bo kto patrzy się pod nogi, gdy naokoło tyle cudowności? Tak więc wrażliwcy niech nie patrzą, w co miękkiego wdepnęli – to na szczęście tylko kotek, a nie wielbłądzia kupa;) No ale naprawdę wzruszają te kulejące kotki, które mimo niebezpieczeństwa i tak ocierają swe małe ciałka i ogonki o nogi przechodniów, by dostać od nich jakiś smakołykowy bakszysz. A ja chodziłam między turystami z chęcia poocierania się o niektórych z nich… Mrr… Mrr…

Naszzz klient naszzz pannn…

W żyjącym z handlu z turystami kraju, uliczni sprzedawcy (a właściwie wciskacze wszelakiego badziewia) znają języki prawie wszystkich swoich nabywców. Przynajmniej kilka słów. Po polsku potrafią powiedzieć: "dzień dobry", "cześć", "jak się masz", czy "rucha mucha karalucha'". Oczywiście najwięcej potrafią powiedzieć po angielsku i rosyjsku. Rosjan nawet zatrudniają w swoich sklepach, skoro lwią część klienteli stanowią władający językiem rosyjskim. Podobnie zatrudniają Polki w sklepach alkoholowych w San Marino, bo nasi rozmodleni rodacy jadący na audiencję do Rzymu, nie omieszkają przywieść do Polski wody nie tyle święconej, co ognistej, z raju podatkowego (czy też akcyzowego).

Aby pozostawić coś po sobie w raju słonecznym, postanowiliśmy nauczyć Arabów kolejnego polskiego słowa, a dokładnie to całego zdania. Prowodyrką byłam oczywiście ja, a tym, co po nas zostało w głowach opornych na język polski Arabów było: "naszzz klieeent, naszzz pannnn" – wymawiane tak, jak mówi to pseudochińczyk do klienta w gagu restauracyjnym kabaretu Ani MruMru. Tak więc, by jakikolwiek Arab coś na nas zarobił, najpierw musiał nauczyć się tego, jak należy witać szanownych klientów z Polski. Bo zaczynają oczywiście od "Zdrastwoj". I nie chcą uwierzyć w nasze "My nie ruskie!". Pierwszą rzeczą którą postanowiliśmy przygotować sobie na kolejną podróż w podobnie uczęszczane przez Rosjan obszary świata jest koszulka z wielkim napisem – "Ja nie Ruska!", "I'm not from Russia!" i to samo grażdanką i arabskimi "krzaczkami".

Oczywiście korzystając z nadarzającej się okazji trzeba było poznać kilku przedstawicieli tych, którzy stanowią 95% turystycznej populacji. Padło na 31letniego moskiewskiego prawnika, wyglądającego na co najwyżej 20lat, władającego językiem angielskim w sposób tak doskonały, że prędzej jego dom usytuowałabym przy piątej alei w Nowym Yorku, niż przy moskiewskim Placu Czerwonym. Nie dziwne, skoro ma wielu amerykańskich przyjaciół, prowadzi sprawy anglojęzycznych klientów, porusza się Audi A8;) Jedynie około 20% Rosjan turystujących się po świecie nie rzuca się w oczy swoją ruskością. Przeważająca większość to matrioszki rozdziane z kufajek i kołchoźnicy wydziani z walonek.

Ale nie powiem, miło się czasem patrzyło, jak gruba Amerykanka pyta o cenę czegoś tam, przelicza to na swoje $, odkłada gdy wychodzi to za drogo, podczas gdy Rosjanka ładuje wszystko do koszyka nie zastanawiając się, ile wymuszeń, rozbojów, czy też wałków musi za to dokonać jej facet lub mąż "Robotający w Maskwie".

Ja poznalam dwóch Rosjan, a moi koledzy Rosjanki. Urocze jakby zassane wprost z wybiegów światowych stolic mody. Młode, zgrabne i powabne. Wystrojone w salonach Gucci, YSL, Dior. Styl, klasa, opanowanie językow obcych na światowym poziomie. Gdyby nie chichotanie po rosyjsku, nie wiedzielibyśmy, że to sąsiadki ze wschodu. Siedzimy w lokalu, salsa kręci ludnością na parkiecie, wchodzi taka właśnie lalka z facetem wyglądającym bardziej na jej ojca, lecz zbyt erotycznie objęci nawet jak na związek kazirodczy. Rosyjska "konkurencja" od razu wpada mi w oko. Zboczenie zawodowe?;› Wydaje mi się, że każda taka parka, gdzie "pan››pani", wpada oko innej podobnej parce. Pan stawia drinki, dobrze się bawi, jest ostentacyjnie pieszczony przez jej młode ręce i usta, ale tak naprawdę widać w nim dziwny żal. Jego młoda dziewczynka tak fajnie rusza się na parkiecie, jest tak natarczywie podrywana, tak kleją się do niej faceci, że aż pewnie nóż albo spluwa otwiera mu się w kieszeni (czy też Kałasznikow w bagażniku jego S-klassy). Nawet nie wychodzi na parkiet, pewnie odbije to sobie w hotelu. Najlepszy był dziadek, który jak jakiś Cassanova prowadził dwie młode dupcie, ale szedł z nimi bardziej przez nie podtrzymywany (ze starości) niż je prowadził na swoje ruchomości;) – Hej, jest promocja! Dyskoteka, do której wstęp zawsze kosztuje 30Euro, dziś jest tylko po 25! – przyszła do nas z dobrą nowiną Irmina, dla której te 30, 3, czy 300 Euro to pewnie prawie jedno i to samo.

Konkurencja kwitnie do czasu pojawienia się w lokalu jakiejś Hinduski. Jakiej kariery nie robiłaby nasza słowiańska, czy moja grecko-iberyjska uroda, to niestety bledniejemy w oczach naszych ziomków, rosyjskich sponsorów, czy arabskiej obsługi przy Hinduskach. Dobrze, że jest ich tam tak mało, bo te pootwierane męskie pyszczki na widok młodej Indu na pewno nie działa budująco na kobiece Ego. Mają z czego wybierać Hindusi (jest już ich około miliarda, prawda?) i sami będąc prześliczni, chyba nie muszą dopuszczać do siebie bezkropkowej (naczołowo) konkurencji. Przyklejałam sobie nawet płatki kwiatów tam, gdzie zamężne Hinduski mają te swoje tilaki (czołowe kropeczki), ale nie zwróciłam na siebie Jego uwagi. Ach czegoż to nie robi człowiek po spożyciu;)

Zagadka dla Władka – o jakim kraju piszę? Kraju gdzie:

przejazd około 10km – BUSem 0,50zł / Taxi 7,5zł

cola 1L – 1,5zł/ woda mineralna 1,5L – 0,75zł

heineken 0,33L – 2,5zł w sklepie / 6zł w lokalu

papirus A4 – 3,3zł

wypalenie fajki wodnej – 5zł

zakup fajki wodnej ok 40zł

"szuflada" haszyszu – 50zł;›

skomentuj (37)

2004-12-13 00:08:52 ›› Czyżbym coś przegapiła?

Nie uwierzyliście, że nastanie w mojej metryce wieku lat osiemnastu tak diametralnie mnie zmieniło? Myślicie, że coś musiało się stać (a nie nastać), że Weronika się trochę zmieniła. Trochę lub bardziej, ale jednak jakoś…

Tak więc podpowiedzcie mi proszę, co takiego się stało (bo może to przegapiłam?), że już nie piszę o SEXie, że nie użeram się z komentatorami, że już nie przeliczam każdego Gościa mojego bloga na cyferki i procenty.

Jakie scenariusze chodzą Wam po głowach? Zakochałam się? Znalazłam wreszcie faceta? Zrozumiałam swoje "zbłądzenie"? Zostałam zidentyfikowana? Wpadłam ciążowo? Złapałam jakąś chorobę? Może mam kłopoty w szkole z ocenami? Może zaczęłam kuć do matury? Może, może, a może morze przez "rz"?

Pozdrowienia dla tych, którzy rzucają palenie nie wtedy, gdy ich ojciec lub przyjaciel umiera na raka, a wtedy, gdy sami dojrzeją do tej trudnej dla ciała decyzji.