— O czym mówisz?
— Słabi ludzie wierzą w to, co im zostanie narzucone, a mocni w to, w co chcą uwierzyć, sprawiając, że staje się to rzeczywistością. Kim jest Autarcha jak nie człowiekiem, który wierzy w to, że jest Autarchą i zmusza innych, żeby w to wierzyli?
— Nie jesteś kasztelanką Theclą — powtórzyłem.
— Nie rozumiesz, że ona też nią nie jest? Ta, której zapewne nigdy nie spotkałeś… Nie, widzę, że się mylę. Czy byłeś kiedyś w Domu Absolutu?
Jej małe, ciepłe dłonie ściskały moją prawą rękę. Pokręciłem głową.
— Czasem klienci mówią, że tam byli. Zawsze sprawia mi przyjemność słuchanie ich opowieści.
— A byli tam? Naprawdę?
Wzruszyła ramionami.
— Chciałam tylko powiedzieć, że kasztelanka Thecla nie jest tą kasztelanką Theclą, o której myślisz i marzysz i która jest jedyną, która cię obchodzi. Ja także nią nie jestem. Czy w takim razie istnieje między nami jakaś różnica?
— Chyba żadna. Mimo to wszyscy pragniemy dostrzec to, co jest naprawdę realne — powiedziałem zdejmując ubranie. — Dlaczego? Być może dlatego, że wszystkich nas przyciąga idea boskości. Tylko to jest realne, tak twierdzą święci mężowie.
Ucałowała moje usta, wiedząc już, że zwyciężyła.
— Czy jesteś gotowy, żeby to odkryć? Pamiętaj, że musisz być otoczony łaską, bo inaczej zostaniesz oddany katom. Chyba byś tego nie chciał, prawda?
— Nie — odparłem i wziąłem ją w ramiona.
10. Ostatni rok
Zamysł mistrza Gurloesa polegał chyba na tym, żebym możliwie często przebywał w Lazurowym Pałacu, aby nie uzależnić się zbytnio od Thecli. W rzeczywistości pozwalałem Roche'owi zachować przeznaczone dla mnie pieniądze i nigdy już tam nie poszedłem. Ból, jakiego doświadczyłem, był zbyt przyjemny, a przyjemność zbyt bolesna i bałem się, że po jakimś czasie odbije się to na stanie mojego umysłu.
Poza tym, kiedy opuszczaliśmy już tamto miejsce, siwowłosy mężczyzna (zauważywszy moje spojrzenie) wyjął spomiędzy fałd swej szaty coś, co początkowo wziąłem za jakiś obrazek, a co okazało się małą, złotą buteleczką w kształcie fallusa. Uśmiechnął się, a ponieważ w uśmiechu tym nie było nic oprócz przyjaźni, bardzo się przeraziłem.
Minęło kilka dni, zanim zdołałem oczyścić moje myśli o prawdziwej Thecli z wrażeń i wspomnień odnoszących się do fałszywej, która wprowadziła mnie w arkana anakreonckich igraszek mężczyzn i kobiet. Być może dało to efekt odwrotny do tego, jaki zamierzył mistrz Gurloes, ale nie przypuszczam. Wydaje mi się, że nigdy nie byłem dalszy od pokochania tej nieszczęśliwej kobiety niż wówczas, gdy miałem jeszcze świeżo w pamięci chwile, kiedy była moja. Dostrzegając coraz wyraźniej, że było to nieprawdą, czułem się w obowiązku jakoś temu zadośćuczynić, będąc jednocześnie (chociaż wówczas nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy) coraz bardziej zafascynowany przez świat starożytnej wiedzy i dostojeństwa, którego ona była reprezentantką.
Książki, które jej przyniosłem, stały się moim uniwersytetem, ona zaś wyrocznią. Nie jestem wykształconym człowiekiem — od mistrza Palaemona nauczyłem się zaledwie czytać, pisać i rachować oraz niewielu wiadomości dotyczących otaczającego mnie świata i sekretów związanych z naszym powołaniem. Jeżeli naprawdę wykształceni ludzie uważali mnie czasem jeżeli nie za im równego, to w każdym razie za kogoś, kogo towarzystwo nie przynosi im ujmy, zawdzięczam to wyłącznie Thecli. Tej Thecli, którą pamiętam, która ciągle we mnie żyje, a także jej czterem książkom.
Nie będę tutaj wspominał tego, co czytaliśmy i o czym rozmawialiśmy, bowiem nie starczyłoby mi na to tej krótkiej nocy. Przez całą tę zimę, kiedy Stary Dziedziniec leżał pod warstwą śniegu, wracając z lochów czułem się tak, jakbym budził się ze snu i dopiero po chwili zaczynałem dostrzegać pozostawione przeze mnie ślady i kładący się na białym całunie cień. Thecla była bardzo smutna, ale znajdowała wielką przyjemność w opowiadaniu mi o tajemnicach przeszłości, o wzajemnych powiązaniach ludzi z wyższych sfer, o wielkich bitwach i żyjących przed tysiącami lat bohaterach.
Rozkwitła wiosna, a wraz z nią fioletowo — białe lilie rosnące w nekropolii. Przyniosłem jej cały ich bukiet, a ona powiedziała mi, że moja broda zaczęła rosnąć tak szybko jak one i że niebawem będę miał zarost bujniejszy niż to się zwykle spotyka, zaś nazajutrz błagała mnie o wybaczenie, iż nie dostrzegła, że to już się stało. Ciepła pogoda i (jak przypuszczam) kwiaty; które jej przyniosłem, przyczyniły się do znacznej poprawy jej samopoczucia. Oglądaliśmy razem herby starych rodów, a ona opowiadała mi o swoich przyjaciółkach i o małżeństwach, jakie pozawierały, dobrych i złych, oraz o tym, jak taka to a taka zamieniła rysującą się przed nią wspaniałą przyszłość na życie w na pół zrujnowanej fortecy, ponieważ to właśnie zobaczyła kiedyś we śnie, a inna z kolei, z którą w dzieciństwie często bawiła się lalkami, była teraz czyjąś kochanką wiele tysięcy mil stąd.
— Kiedyś, Severianie, musi nastać nowa autarchia i nowy Autarcha. Rzeczy mogą być takimi, jakimi są, przez jakiś czas, ale nie wiecznie.
— Niewiele wiem o sprawach dworu, kasztelanko.
— Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. — Zamilkła na chwilę, gryząc delikatnie dolną wargę swymi białymi zębami. — Kiedy moja matka rodziła, słudzy zanieśli ją do Fontanny Wróżb, która potrafi uchylić rąbka tego, co dopiero ma się zdarzyć. Przepowiednia głosiła, że zasiądę na tronie. Thea zawsze mi tego zazdrościła, ale Autarcha…
— Tak?
— Będzie lepiej, jeśli nie powiem zbyt wiele. Autarcha nie jest taki jak inni ludzie. Bez względu na to, co czasem możesz ode mnie usłyszeć, na całej Urth nie ma nikogo takiego jak on.
— Wiem o tym.
— I na tym poprzestań. Spójrz — uniosła książkę w brązowej oprawie. — Oto, co tu jest napisane: „Myślą Thalelaeusa Wielkiego było, że demokracja — a to oznacza Lud — pragnie zawsze być kierowana przez jakąś wyższą od siebie siłę, zaś Yrierix Mądry napisał, iż pospólstwo nigdy nie pozwoli na to, żeby ktoś różny od niego sprawował jakikolwiek wysoki urząd. Jednakowoż każdy z nich jest nazywany Doskonałym fanem”.
Milczałem, nie wiedząc, co chce przez to powiedzieć.
— Nikt naprawdę nie wie, co zrobi Autarcha. Wszystko sprowadza się właśnie do tego. Autarcha, a także Ojciec Inire. Kiedy po raz pierwszy zjawiłam się na dworze, powiedziano mi w wielkim sekrecie, że to właśnie Ojciec Inire decyduje o polityce Wspólnoty. Kiedy przebywałam tam już dwa lata, pewien wysoko postawiony człowiek (nie mogę nawet zdradzić ci jego imienia) wyjawił mi, że wszystkim rządzi Autarcha, chociaż mieszkającym w Domu Absolutu może się wydawać, że to Ojciec Inire. Wreszcie rok temu pewna kobieta, której rozsądkowi ufam bardziej niż mądrości jakiegokolwiek mężczyzny, wyznała, że w gruncie rzeczy nie ma to żadnego znaczenia, obydwaj bowiem są równie nieprzeniknieni jak największe głębiny oceanu i nawet jeśli jeden z nich podejmuje decyzje wtedy, gdy księżyc przechodzi z pełni do nowiu, a drugi, gdy na wschodzie nadchodzi pora silnych wiatrów; nikt nie jest w stanie dostrzec różnicy. Uważałam to za bardzo mądre spostrzeżenie aż do chwili, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że powtórzyła mi dokładnie to samo, co ja powiedziałam jej kilka miesięcy wcześniej.
Thecla umilkła i oparła głowę na poduszce.
— W każdym razie — odezwałem się — potwierdziła się twoja opinia o niej jako o niezwykle rozsądnej osobie, bowiem okazało się, że swoje informacje czerpała z zasługującego na zaufanie źródła.