— Wydajesz się taka mała — powiedziałem, biorąc ją w ramiona.
— A ty taki duży…
Wiedziałem, że choćbym nie wiadomo jak się starał i tak zadam jej ból, zarówno tej, jak i każdej następnej nocy. Wiedziałem również, że nie byłoby mnie stać na to, żeby ją oszczędzić. Jeszcze przed chwilą cofnąłbym się, gdyby mnie o to poprosiła. Teraz już nie mogłem. Tak, jak rzuciłbym się naprzód, by wbić się na czekające na mnie piki, tak później uparcie podążałbym za nią, usiłując ją do mnie przywiązać.
Jednak to nie w moje ciało miało się coś wbijać, tylko w jej. Ciągle stojąc gładziłem jej skórę i całowałem piersi, które były jak połówki okrągłych owoców. Następnie podniosłem ją i razem upadliśmy na jedno z łóżek. Krzyknęła, częściowo z rozkoszy, a częściowo z bólu i odepchnęła mnie po to tylko, żeby natychmiast do mnie przywrzeć.
— Tak mi dobrze — wyszeptała. — Tak dobrze… — i ugryzła mnie w ramię, wyginając swoje ciało niczym łuk.
Później zsunęliśmy obydwa łóżka, żeby móc leżeć obok siebie. Za drugim razem wszystko odbyło się dużo wolniej, natomiast na trzeci już się nie zgodziła.
— Będziesz potrzebował jutro swojej siły — powiedziała.
— A więc nie zależy ci na tym.
— Gdyby to zależało od nas, żaden mężczyzna nie musiałby tułać się po świecie lub żyć z zabijania. Niestety, świat nie został stworzony przez kobiety. W taki czy inny sposób wszyscy jesteście katami.
W nocy padało i to tak mocno, że słyszeliśmy bezustanny łoskot lejącej się na dach wody. Zapadłem w drzemkę i śniłem, że świat został odwrócony do góry nogami. Gyoll znalazła się nad naszymi głowami, zalewając nas potokiem ryb, śmieci i kwiatów. Zobaczyłem znowu tę wielką twarz, którą widziałem pod wodą wtedy, gdy niemal się utopiłem — biało — koralowe zjawisko na niebie, uśmiechające się ostrymi niczym igły zębami.
Thrax jest nazywane Miastem Bezokiennych Pokoi. To nasze, ślepe pomieszczenie miało nas do niego przygotować. Thrax będzie właśnie takie. A może już tam dotarliśmy, może nie leżało aż tak daleko na północy, jak myślałem, nie tak — daleko, jak chciano, żebym myślał…
Dorcas wstała, żeby wyjść za potrzebą, a ja poszedłem za nią, wiedząc, że samotne, nocne przechadzki w miejscu, w którym było tak wielu żołnierzy, mogą okazać się dla niej niezbyt bezpieczne. Korytarz, na który wychodziło się z naszego pokoju, biegł wzdłuż zewnętrznej ściany budynku, pociętej gęsto szczelinami strzelniczymi, przez które dostawały się do wnętrza strużki wody, rozbryzgując się w miniaturowe fontanny. Chciałem zostawić Terminus Est w jego pochwie, ale wyciągnięcie w razie potrzeby tak długiego miecza zabiera zbyt dużo czasu: Kiedy znaleźliśmy się z powrotem w pokoju i zastawiliśmy drzwi, wyjąłem osełkę i tak długo ostrzyłem jego męską stronę, której miałem jutro potrzebować, aż mogłem przeciąć na pół rzucony w powietrze włos. Następnie wytarłem i naoliwiłem całe ostrze, a potem oparłem miecz o ścianę w pobliżu wezgłowia mego łóżka.
Jutro miałem po raz pierwszy pojawić się na szafocie, chyba że chiliarcha postanowi w ostatniej chwili skorzystać z prawa łaski. Zawsze istniała taka możliwość i takie ryzyko. Z historii wynika jasno, że każda epoka ma jakąś swoją neurozę, zaś mistrz Palaemon uczył nas, że w naszych czasach jest nią właśnie łaska, przy pomocy której usiłuje się udowodnić, że jeden minus jeden to jednak trochę więcej niż nic, bo skoro prawo nie musi być spójne, to podobnie sprawiedliwość. W brązowej książce między dwoma opowieściami znajduje się dialog, z którego wynika, że kultura stanowi ucieleśnienie idei Prastwórcy równie logicznej i przejrzystej jak on sam, spojoną w jedność wewnętrznym podporządkowaniem naczelnemu celowi, jakim jest realizacja jego obietnic i gróźb. Jeśli tak jest w istocie, myślałem, to z pewnością już niebawem wszyscy zginiemy, zaś inwazja z północy, w walce z którą tak wielu zginęło, jest jedynie wiatrem, który przewraca zgniłe do cna drzewo.
Sprawiedliwość jest wspaniałą rzeczą, a tej nocy, kiedy leżałem u boku Dorcas wsłuchując się w padający deszcz, byłem młody, więc pragnąłem jedynie wspaniałych rzeczy. Chyba dlatego właśnie tak bardzo chciałem, żeby nasza konfraternia odzyskała, a następnie utrzymała swoją dawną pozycję. (Pragnąłem tego nawet wtedy, kiedy znalazłem się poza nią.) Działo się tak być może z tego samego powodu, dla którego wielka miłość dla wszelkich żywych istot, którą odczuwałem będąc dzieckiem, przygasła z czasem do tego stopnia, że pozostało z niej zaledwie wspomnienie o tym, jak kiedyś u podnóża Niedźwiedziej Wieży znalazłem wykrwawionego niemal na śmierć Triskele. Samo życie, oprócz tego, nie jest niczym wspaniałym, a często stanowi wręcz zaprzeczenie jakiejkolwiek czystości. Jestem teraz, jeśli nawet niewiele starszy, to na pewno mądrzejszy i wiem, że lepiej mieć i te wspaniałe, i złe rzeczy niż tylko te wspaniałe.
Jeżeli więc chiliarcha nie zadecyduje inaczej, jutro odbiorę życie Agilusowi. Nikt nie wie, co to naprawdę znaczy. Ciało jest jedynie kolonią komórek. (Zawsze, kiedy mistrz Palaemon powtarzał te słowa, przychodziły mi na myśl nasze lochy, których poszczególne cele, niczym komórki, składały się w sumie na olbrzymi, skomplikowany organizm. ) Rozdzielone na dwie części ginie: Ale nie ma najmniejszego powodu, żeby rozpaczać nad zniszczeniem kolonii komórek. Taka kolonia ulega przecież zagładzie za każdym razem, kiedy do pieca wędruje kolejny bochenek chleba. Jeżeli człowiek jest tylko taką właśnie kolonią, to jest niczym — jednak instynktownie wyczuwamy, że jest czymś więcej. Co w takim razie dzieje się z tą jego częścią, która oznacza owo „więcej”?
Być może ta część również umiera, tyle tylko, że znacznie wolniej. Istnieje przecież wiele nawiedzonych domów czy innych budowli, ale słyszałem, że tam, gdzie mieszkający w nich duch należy do człowieka, a nie do jakiegoś naturalnego żywiołu, z biegiem czasu pojawia się coraz rzadziej, aż wreszcie zupełnie niknie. Historycy twierdzą, że w odległej przeszłości ludzie nie znali żadnego innego świata oprócz Urth, nie obawiali się zamieszkujących ją wówczas zwierząt i bez przeszkód podróżowali z tego kontynentu na północ. Nikomu jednak nie udało się nigdy spotkać ich duchów.
Może być również tak, że ginie od razu, albo wędruje po konstelacjach. Nie ulega żadnej wątpliwości, że nasza Urth jest zaledwie maleńką wioską zagubioną w bezmiarze wszechświata. Jeżeli człowiekowi mieszkającemu w wiosce sąsiedzi spalą jego dom, opuszcza ją, o ile oczywiście nie zginął w płomieniach. Musi jednak wtedy zapytać, skąd i w jaki sposób przyszedł.
Mistrz Gurloes, który osobiście wykonał wiele egzekucji, mawiał, że tylko głupiec może obawiać się uchybienia w jakiś sposób rytuałowi, takiego jak na przykład pośliznięcie się w kałuży krwi czy próba podniesienia za włosy głowy klienta, który nosił perukę. Znacznie większe niebezpieczeństwo groziło w wypadku zdenerwowania, które powodowało drgnięcie ręki i nieczysty cios, zamieniający ceremonię stanowiącą ukoronowanie sprawiedliwego sądu w akt pospolitej zemsty. Przed ponownym zaśnięciem usiłowałem uodpornić się przeciwko każdej z tych możliwości.
31. Cień kata
Do obowiązków naszej profesji należy długo przed przyprowadzeniem klienta stanąć na szafocie, bez płaszcza, w masce i z obnażonym mieczem. Niektórzy twierdzą; że ma to symbolizować wiecznie Czuwającą, wszechobecną sprawiedliwość, ale ja myślę, że naprawdę chodzi tu o to, żeby tłum miał na czym skoncentrować swoją uwagę oraz żeby wiedział, że niebawem wydarzy się coś ważnego.