Выбрать главу

Taksówka dostarczyła ich do jednej z mniejszych jaskiń, gdzie robot krawiec zaopatrzył Doma w szare kombinezony z typu noszonego na wszystkich praktycznie planetach zamieszkanych przez ludzi. Do tego dodał płaszcz w pasy kolorystycznie nawiązujące do purpury, pomarańczy i żółci, mając nadzieję stworzyć wrażenie prostaka z zadupia rodem z ko mediowego serialu. Jako kolonista z obrzeża mia prawo gadać głupoty, mieć niefortunne przyzwyczaj jenia i gapić się na wszystko z otwartą gębą.

Gdy skończył ze swoim strojem, zainteresował się Hrsh-Hgnem, który obserwował go ubrany w stary ceremonialny strój samca beta.

— Nie możesz ubrać się w coś bardziej kolorowego? — spytał z lekkim obrzydzeniem Dom. — Część phnobów tak chodzi, nie będziesz wtedy aż tak do siebie podobny.

Zapytany cofnął się nerwowo o krok i kurczowo otulił szatą.

— A co? Jak tak chodzę, to łamię prawo? To znaczy, czy jeszcze bardziej mogę ssseksssualnie obrażać?! Jeśśśli tak to…

— Nie chodzi o prawo, tylko o przebranie.

— Wątpię, żebym mógł udawać sssamca alfa. Oni sssą ważniejsssi, bardziej wojowniczy, mniej oddają sssię rozrywkom intelektualnym…

Dom jęknął i przestał go słuchać. Zabrał się za to do dyrygowania krawcem, w efekcie czego phnob otrzymał togę z ciężkiej błękitno-oliwkowej materii przetykanej srebrem i nóż podwójnej długości w stosunku do prawdziwego, wraz z ozdobnym pasem.

— Jeśśśli jakiśśś alfa wyzwie mnie na pojedynek, będzie to żałosssne przedstawienie.

— Może nie wyzwie, a wyglądasz zupełnie inaczej — ocenił Dom i zapłacił robotowi.

Następnym przystankiem była restauracja w hotelu Grand, przeznaczona dla humanoidów żyjących w średnim przedziale temperatur. Wyglądała równie imponująco jak główna jaskinia, a nawet robiła większe wrażenie, gdyż wystrój dostosowano do ludzkich rozmiarów. Pełna też była gości zaspokajających głód, aromatów dań, alkoholi i narkotyków. I wyglądała bardziej jak wizerunek piekła.

Dom znalazł dwa wolne miejsca przy stoliku w sękcji przeznaczonej dla ludzi. Poprzednicy zajmujący je minęli go po drodze — był to masywny, barczysty Ziemianin z twarzą poznaczoną bliznami po pojedynkach i stary poobijany robot klasy pierwszej. Mężczyzna skinął mu przyjaźnie głową, lecz się nie odezwał.

— Znasz ich? — spytał Hrsh-Hgn, ledwie usiedli.

— Nie przypominam sobie. Jest w nich zresztą coś dziwnego: wyglądał na zamożnego, to dlaczego taki stary i prosty robot?

— Jedna z zagadek życia — skomentował phnob.

Zamilkli, koncentrując się na posiłku i — w wypadku — Doma na obserwacji. Sąsiad trącał go zawzięcie w żebra rogatym ramieniem, ale zignorował to, sąsiadem bowiem był młody drosk i Dom dokładał starań, by nie spojrzeć mu w talerz. Przy sąsiednim stole grupa phnobek z sekty Długa Chmura dyskutowała sykliwie. Za nimi człowiek z Third Eye dokonywał skomplikowanych ceremonii nad miską ryżu.

Dom zjadł rybę z chlebem, phnob zupę grzybów i zjawił się natychmiast robot klasy drugiej z rachunkiem i wyceną stanu konta Doma w Banku.

— Przelej sobie jedną dziesiątą standardu — polecił Dom, autoryzując wypłatę.

— Serdeczne dzięki szanownemu panu — skłonił się robot i dodał uprzejmie: — Zawsze uważałem, że ludzie z Widdershins są na poziomie.

— A kto powiedział, że jestem z Widdershins?! — Dom spróbował mówić cicho, ale robot już odjechał, a i tak parę phnobek odwróciło się ku niemu.

— Twoja twarz — odparł zwięźle Hrsh-Hgn.

Dom uniósł rękę i zauważył jej zielonkawy odcień. Breja była naturalnie używana na innych planetach, ale tylko w wyjątkowych wypadkach i pod ścisłym nadzorem licencyjnym. Co i tak nie zmieniało popularnego wyobrażenia — jak ktoś miał zielone elementy, to był z Widdershins.

— Nie martw sssię — pocieszył go phnob, gdy wychodzili. — Kimkolwiek by był nasz zabójca, wątpię, żeby zmyliło go zwykłe przebranie. Używa rachunku prawdopodobieńssstwa, by za każdym razem znaleźć sssię w odpowiednim miejssscu i czasssie.

— A i tak jak dotąd mu się nie udało. Pamiętasz, co się zdarzyło przy Wieży?

— Nie licz, że tak będzie zawsze. Niewielki dwukołowy robot klasy drugiej podjechał do Doma i pociągnął go za połę.

— Panie Sabalos, Bank pragnie się z panem zobaczyć — oświadczył — Proszę za mną. — I potoczył się korytarzem w tempie swobodnego marszu.

Dom rozglądał się z podziwem, którego nawet nie próbował ukryć — co prawda bywał poza Widdershins, ale tylko parę razy i niedaleko. Zapanował nad sobą dopiero wówczas, gdy stwierdził, że idzie z otwartymi ustami — zamknął je pospiesznie i skupił się.

Główna jaskinia została otwarta w pobliżu Północnego Skoku Temperaturowego w wyniku dawnego trzęsienia komputera, które zetknęło z sobą dwie płyty krzemowe wielkości kontynentów i utworzyło kilka trylionów istotnych obwodów. Miało to miejsce w czasach, gdy Ziemia jeszcze była płynna i — jak sugerują historycy — wówczas Bank uzyskał świadomość. Jest to o tyle istotne, że wcześniej była to jedynie martwa piezoelektryczna skała, a o tyle trudne do sprawdzenia, że Bank odmówił rozmów na tematy osobiste.

Robot zaprowadził ich długą, łagodnie wznoszącą się rampą do tunelu, w którym gęsto skupione były czerwone światełka.

Przed nimi otworzyły się segmentowe, zachodzące na siebie masywne drzwi i znaleźli się w niewielkim, jasno oświetlonym pokoju. Podłogę pokrywał gruby dywan, w rogu stała jakaś rozłożysta roślina doniczkowa, a za biurkiem pod przeciwległą do drzwi ścianą siedział robot pozbawiony większości obudowy, za to podłączony do wielu rozmaitych urządzeń dodatkowych ukrytych za ścianą. Robot palił cygaro przez rurkę. Na ich widok odezwał się…

— CZEŚĆ, DOM! WITAM, Hrsh-Hgn! Dom nie mógł oderwać wzroku od cygara.

— TO NIE NAŁÓG, CHOĆ SPRAWIA MI PEWNĄ WYCZUWALNĄPRZYJEMNOSĆ.TO POMAGA W USPOKOJENIU BARDZIEJ NERWOWYCH GOŚCI. ROBOT TO HUMANOID, JEŚLI DO TEGO PALI CYGARO, SPRAWIA ZUPEŁNIE INNE WRAŻENIE JAKO ROZMÓWCA NIŻ…

— …komputer wielkości planety — dokończył Dom. — Witaj, ojcze chrzestny.

— UFAM, ŻE RODZINĘ ZOSTAWIŁEŚ ZDROWĄ.

— Mniej więcej. Miło, że nas chciałeś zobaczyć.

— ZAWSZE MAM CZAS DLA SWOICH CHRZEŚNIAKÓW, A Hrsh-Hgn JEST JEDNYM Z NAJLEPIEJ ZAPOWIADAJĄCYCH SIĘ BADACZY AMATORÓW W KWESTIACH JOKERÓW.

Phnob skłonił się uprzejmie.

— Chrześniaków? — zainteresował się Dom. — Myślałem, że tylko ja…

— MAM KILKA TYSIĘCY CHRZEŚNIAKÓW. SPRAWIA MI PRZYJEMNOŚĆ OBSERWOWAĆ, JAK DORASTAJĄ I ZNAJDUJĄ MIEJSCE WE WSZECHŚWIECIE. PRZEJDŹMY JEDNAK DO TEMATU, KTÓRY CIĘ TU SPROWADZA I OBECNIE NAJBARDZIEJ INTERESUJE. — Światełka na ścianie rozbłysły. — CZYLI DOa ZAMACHÓW NA CIEBIE, PRZEPOWIEDNI OBLlJ CZENIOWEJ TWEGO OJCA I AKTUALNYCH TWYC1 POSZUKIWAŃ. NAJPIERW NIEUDANE ZAMACHY.

Dom opowiedział, czemu towarzyszyły zmiany wzorów świetlnych na ścianie. Potem zapadła chwila ciszy, robot odłożył cygaro i Bank powiedział: