Выбрать главу

– Dokąd wiejesz, Boschetto?

Vinnie obronnym ruchem uniósł obie ręce, rozrzucając wokół papiery, które w nich trzymał.

– Jim, uwierz mi… tak mi przykro…

– Przykro ci? Dwoje moich uczniów zginęło na moich oczach w płomieniach!

– Nie sądziłem, że do tego dojdzie. To tragiczne.

– Wiedziałeś przecież, z czym mamy do czynienia! Pozwoliłeś, abym ja też prawie zginął!

– Nie mieliśmy pojęcia, że Vane tak się wścieknie! Sądziliśmy, że znajdziesz jakiś sposób na niego! Daj spokój, Jim… radziłeś już sobie przecież z podobnymi sprawami.

Jim złapał Vinniego za koszulę i tak gwałtownie nim obrócił, że urwał mu dwa górne guziki.

– Ty draniu! Ty i ci twoi przeklęci Benandanti! Specjalnie zaproponowałeś mi mieszkanie po tak niskiej cenie… wiedząc, że stanę tam twarzą w twarz ze stworem, który może mnie skremować? Mógłbym być dziś kupką popiołu, jak Pinky i David!

– Co miałem zrobić? Byliśmy zrozpaczeni. Stryj Giovanni zmarł nagle na zawał, a nie mieliśmy nikogo do pilnowania Vane’a.

– Tak? Dlaczego więc sam się nie zgłosiłeś?

– Nie wiedziałbym, od czego zacząć. Jestem tylko nauczycielem historii. Nie znam się na religijnych rytuałach jak stryj Giovanni i nie mam, jak ty, zdolności parapsychicznych. Jak miałbym walczyć z niewidzialnym tworem, który ukrywa się w obrazie i kradnie ludziom dusze?

– I dlatego wmanipulowałeś mnie w tę sprawę!

– Przepraszam… Kiedy usłyszałem, że wracasz do West Grove, pomyślałem, że spadasz nam z nieba. Przykro mi, że wszystko poszło źle. Żałuję, że nie mogę niczego naprawić.

Choć Jim w dalszym ciągu dygotał ze złości, rozluźnił chwyt na koszuli Vinniego.

– Powinienem zażądać, żebyś zadzwonił do rodziców Pinky i Davida i powiedział im, dlaczego ich dzieci zginęły… ale to by tylko pogorszyło sprawą.

– Stary… zrobię wszystko, co zechcesz. Nie wiedzieliśmy, że Vane zaatakuje ciebie i twoich uczniów. Był uwięziony w obrazie przez ponad trzydzieści lat. Nie chcieliśmy tylko, aby wyszedł i znów zaczął fotografować.

– Chcesz powiedzieć, że chciałeś, abym się nim zajął… i nawet nie zamierzałeś mi wspomnieć o niczym?

– Przepraszam – powtórzył Vinnie. – Sądziliśmy, że kiedy zobaczysz Vane’a, od razu się domyślisz, co planuje, i odkryjesz sposób powstrzymania go. Widziałeś wiadomości? Te cieniste ja wszędzie porobiły pożary. Zanim się spostrzeżemy, zaczną podpalać lasy i puszczą z dymem pół hrabstwa.

Jim z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Wiesz, co powinienem teraz zrobić? Odwrócić się na pięcie, odejść i zostawić wszystko na twojej głowie.

– Jim… nie możesz. Stoimy na krawędzi piekła. Nie tylko my, ale także setki, tysiące innych ludzi.

– Wiem. Nie mogę pozwolić, aby okazało się, że Pinky i David zginęli na darmo, i nie pozwolę Vane’owi robić kolejnych zdjęć.

Vinnie przez chwilę w milczeniu obserwował Jima. Wiatr powoli rozwiewał kartki z klasówkami, które powypadały mu z rąk, ale nie zwracał na to uwagi.

– Co zamierzasz? – zapytał w końcu.

– Zeszłej nocy śledziliśmy Vane’a… ja i kilku moich uczniów. Znaleźliśmy magazyn, w którym trzyma dagerotypy. Wybieramy się tam dziś, żeby je zniszczyć, i jeśli chcesz, w ramach pokuty możesz iść z nami.

– Jim, nawet nie wiesz, jak mi jest z tym źle…

– Vinnie, zanim to się zakończy, zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś poczuł się jeszcze gorzej.

Pierwszą lekcję miał o dziesiątej. Kiedy wszedł do klasy, od razu się zorientował, że członkowie Oddziału A opowiedzieli pozostałym, co się działo w nocy, bo wszyscy byli napięci, pełni oczekiwania i zachowywali się bardzo cicho. Raananah Washington, która akurat przechodziła korytarzem, zajrzała do środka przez otwarte drzwi, aby się upewnić, czy na pewno w klasie są uczniowie Drugiej Specjalnej.

– Dzień dobry, Raananah! – zawołał Jim. Kiedy sobie poszła, odwrócił się do klasy.

– Wygląda na to, że już o wszystkim wiecie. Ubiegłej nocy odkryliśmy, gdzie Robert H. Vane trzyma dagerotypy, i dziś je zniszczymy. Nie rozwiąże to jednak ostatecznie problemu, musimy jeszcze znaleźć sposób na unieszkodliwienie samego Vane’a.

Ruby podniosła ręką.

– Panie Rook… rozmawiałam wczoraj z babcią o złych duchach.

– I co?

– Powiedziała mi, że kiedy była dziewczynką… mieszkała wtedy w Dominica w Santo Domingo… w sąsiedztwie krążył duch, który dusił domowe zwierzęta i kradł jedzenie. Czasem nawet porywał dzieci, których kości znajdowano potem w lasach, pogruchotane wielkimi zębami. Prababcia nie pozwalała wychodzić babci po zmroku z domu. Nazywali tego ducha El Espejo, Lustro, ponieważ kiedy przychodził po człowieka i patrzyło się na niego, widziało się własną twarz.

– Udało się go wypędzić?

– Babcia powiedziała, że z Rzymu przyjechało dwóch księży, którzy pomogli miejscowym go złapać. Mieli wielkie lustro i zapędzili El Espejo w ślepą uliczkę, po czym pokazali mu lustro. Babcia ma takie powiedzenie: „Zło nie lubi na siebie patrzeć”. El Espejo padł jak ścięty i księża zakopali go. W jego trumnie też umieścili lustro… w taki sposób, aby po otwarciu oczu widział własną twarz. Może dałoby się coś podobnego zastosować w przypadku Roberta H. Vane’a…

– Może tak, a może i nie – mruknął Cień. – Ten duch, o którym mówiła twoja babcia, nie smażył ludzi żywcem. Robert H. Vane przerobi nas na węgiel, zanim znajdziemy się dwadzieścia metrów od niego. To samo mogą z nami zrobić te wszystkie typki, które spotkaliśmy dziś w nocy.

– Ktoś ma jakiś inny pomysł? – spytał Jim.

– Może zróbmy odwrotny egzorcyzm? – zaproponował George. – Może ojciec Foley mógłby nam w tym pomóc?

Ojciec Foley zajmował się duchowymi potrzebami uczniów rzymskokatolickiego wyznania. Jim od dawna z nim nie rozmawiał – od czasu, kiedy jednego z uczniów nawiedzały koszmary nocne, w których pojawiały się demony – i pamiętał, że ksiądz Foley był bardzo sceptyczny, jeśli chodzi o zjawiska nadprzyrodzone. „Demony to nic innego jak nasze własne poczucie winy, Jim” – oświadczył wtedy.

– Moglibyśmy spróbować, ale nie sądzę, aby ojciec Foley był wielkim entuzjastą egzorcyzmów. Chyba cały Kościół katolicki nie jest w tej chwili zwolennikiem tej metody. Trzeba przedstawić przynajmniej jeden z pięciu dowodów opętania przez demona, no i musielibyśmy pokazać Roberta H. Vane’a.

– Co to za pięć dowodów opętania przez demona? – zainteresował się Edward.

Jim zaczął odliczać na palcach.

– Po pierwsze, ofiara opętania musi mówić w nieznanym języku. Po drugie, musi znać rzeczy, które są odległe albo ukryte. Po trzecie, musi umieć przewidywać przyszłość. Po czwarte, musi czuć odrazę do wszystkiego co święte. Po piąte, musi wykazywać się niezwykłą siłą fizyczną.

– Pasują mi do Freddy’ego – stwierdził Edward. – Nie da się zrozumieć ani słowa z tego, co mówi, i zawsze wie, kto ma pieniądze, nawet jeżeli są schowane w szafce.

– Ale lubi mieć święty spokój, wcale nie czuje do niego odrazy! – zaprotestował Roosevelt.

Wyjechali ze szkoły tuż po pierwszej, dwoma samochodami. Jim wziął do swojego lincolna Vinniego, Sue-Marie i Edwarda. Za nimi jechał Cień swoim błyszczącym fordem explorerem razem z Randym, Freddym i Philipem, który zgłosił się w ostatniej chwili. W wąwozach płonął las i niebo było mroczne od dymu oraz latających wszędzie cząsteczek popiołu, czuć też było silny odór spalenizny. Jim miał nadzieję, że nie jest to zły znak.