– Wszystkie drzwi w korytarzu są otwarte. Musiała nas usłyszeć. Wygląda na to, że w środku też palą się wszystkie światła.
Zbliżył usta do otworu i zawołał:
– Edith Metlock! Nie było odpowiedzi.
– Chris, wezwijmy policję – poprosiła Jessica, wolno odsuwając się od drzwi wejściowych.
– Jeszcze nie.
Znów złapał ją za ramię i tym razem mocno przytrzymał.
– Musimy być pewni, że dzieje się coś złego.
– Nie czujesz tego?
Jessica popatrzyła na cienie otaczające dom.
– To jest… nie wiem… niesamowite. Jak gdyby… jak gdyby coś czekało.
– Jessico – powiedział miękko – przeżyłaś dziś ciężkie chwile, oboje je przeżyliśmy. To odbiło się na tobie, rozbudziło wyobraźnię. Zobaczę, co dzieje się z tyłu. A może chcesz wrócić do samochodu?
W jej oczach zamigotał strach.
– Zostanę z tobą – stwierdziła stanowczo.
Bishop uśmiechnął się i ruszył z miejsca, wchodząc na trawnik, zajrzał przez okno, obok którego przechodził. Zasłony były szeroko rozsunięte i koronkowa siatka firanki rozpraszała obraz wnętrza. Zobaczył małą jadalnię; na stole stał tylko dzbanek z kwiatami. W pokoju nikogo nie było. Skręcili za róg parterowego budynku i, gdy znaleźli się w ciemności, Bishop poczuł, że Jessica przysunęła się bliżej do niego. Ziemia pod ich stopami stała się bardziej miękka, jakby szli przez drzemiący kobierzec z kwiatów, i kiedy minęli okno z matową szybą, z przodu pokazało się więcej światła. Bishop uznał, że to musi być łazienka. Dalej światło było jeszcze jaśniejsze, z ogromną siłą odpychało noc. Rolety w kuchni były podniesione i Bishop znów zerknął do środka, oświetlonego ostrym, jarzeniowym światłem.
– Pusta – powiedział Jessice. – Tam są drzwi prowadzące do ogródka z tyłu domu. Spróbujmy przez nie wejść.
Z tej części budynku wylewało się na zewnątrz jeszcze więcej światła i Bishop zastanawiał się, czy wynika to z naturalnej nerwowości samotnie mieszkającej kobiety. Ale Edith Metlock nie zrobiła na nim wrażenia osoby nerwowej.
Spróbował otworzyć drzwi do kuchni, nie zdziwiło go, że są zamknięte. Przez chwilę szarpał klamką, później zapukał w okno. Może wyszła i zostawiła zapalone światła, aby odstraszyć ewentualnych złodziei. Ale wszystkie światła? I podniesione zasłony?
– Chris!
Bishop odwrócił się i ujrzał Jessikę wpatrującą się w następne okno. Pospieszył do niej.
– Spójrz – powiedziała. – Tam, w fotelu.
Uświadomił sobie, że patrzy na sypialnię, tu także zasłony były szeroko rozsunięte. Przez koronkową siatkę firanki zobaczył puste łóżko, nocny stolik, palącą się lampę, która dodawała jasności i tak dobrze oświetlonemu pokojowi, szafę i komodę. A w odległym rogu w fotelu siedziała kobieta. Przesłaniała ją firanka, ale był pewien, że to Edith Metlock.
– Pani Metlock – zastukał w szybę. – Tu Chris Bishop i Jessica Kulek.
Uderzył w okno kostkami palców.
Wydawało mu się, że zobaczył ruch, lekki obrót głowy, ale nie był tego pewien.
– Dlaczego nie odpowiada? – spytała Jessica. – Dlaczego tam tak siedzi, Chris?
Przyszło mu do głowy, że Edith Metlock mogła zostać pobita, ale była wyprostowana i nie osunęła się w fotelu. Czy tak bardzo bała się odpowiedzieć?
– Mam zamiar włamać się do środka – powiedział Jessice.
Ponownie podszedł do kuchennych drzwi z małymi szybkami, pochylił się i spojrzał przez jedną z nich. Zobaczył tylko koniec klucza wystającego z drugiej strony zamka. Z półobrotu zamachnął się łokciem i uderzył w biegnącą wzdłuż zamka szybę. Szkło wpadło do środka i rozbiło się na podłodze. Ostrożnie, by nie skaleczyć się o pozostałe w drzwiach odłamki, wsunął rękę przez otwór i przekręcił klucz. Uśmiechał się z satysfakcją, gdy prztyknął zamek. Przekręcając gałkę, pchnął drzwi. Nie otworzyły się. Stawiały mniejszy opór, gdy naciskał na nie u góry, i o wiele większy, gdy próbował napierać u dołu. Bez wahania kopnął jedną z dolnych szybek, następnie pochylił się i odsunął zasuwę. Drzwi otworzyły się na oścież.
Jessica poszła za nim, trzymając się blisko, usiłując zobaczyć coś ponad jego ramieniem. Kiedy weszli do sypialni, Edith Metlock miała zamknięte oczy, nie otworzyła ich nawet wtedy, gdy zawołali ją po imieniu. Siedziała sztywno, z twarzą zwróconą w kierunku wiszącej u sufitu lampy. Rękami kurczowo ściskała poręcze fotela.
– Oddycha – powiedział Bishop i jego głos jakby poruszył coś w medium, jej oddech stał się głębszy, piersi zaczęły się z trudem unosić. Przez rozchylone usta wydychała powietrze, następnie wciągała je głośno. Jej oddech stał się wyraźniejszy, sapiący i Jessica uklękła przy niej. Dotykając ramion medium, łagodnie zawołała ją po imieniu. Edith dyszała jak szalona i Jessica spojrzała z niepokojem na Bishopa. Czuł się bezradny, kusiło go, by poklepać medium i wyprowadzić ją z tego stanu, który podobny był do transu, ale bał się, że tak gwałtowny szok może jej zaszkodzić. Edith Metlock szarpnęła się w fotelu do przodu i nagle przestała sapać. Siedziała w ten sposób przez parę sekund, później powoli opadła na fotel i zaczęła głęboko, swobodnie oddychać. Powieki medium zadrżały i podniosły się: źrenice były malutkie jak łebki szpilek. Miała opuszczoną szczękę, poruszała wargami, wywiesiła język, jakby jego mięśnie zostały uszkodzone. Z głębi gardła doszło ich ciche mamrotanie.
– Ona próbuje coś powiedzieć, Chris. Możesz ją zrozumieć?
Bishop zbliżył głowę do medium i słuchał. Powoli słowa zaczęły nabierać kształtu, nabierać sensu.
– Trzymajcie się… od niej z dala – niewyraźnie, lecz z sensem powiedziała Edith Metlock. – Trzymajcie się… od niej… z dala… Ciemność… Trzymajcie się od niej… z dala…
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Tłum miejscowych kibiców był wściekły, jego gniewny wrzask rozchodził się po całym stadionie. Sędzia był stronniczy, nawet pozostający w mniejszości fanatycy zespołu gości też musieli to przyznać, choć byli zachwyceni jego wątpliwymi decyzjami, jakie podejmował przez cały mecz na korzyść ich drużyny. Teraz za dyskusję na boisku zapisał w notesie nawet bramkarza, któremu przez piętnaście lat gry w piłkę nożną nigdy się to nie zdarzyło. Wściekłość tłumu sięgnęła zenitu, gdy w powietrzu ukazała się żółta kartka i kibice gości, z wyjątkiem paru szaleńców o ptasich móżdżkach, pohamowali swą radość. Bali się otaczającej ich wrogości.
Miejscowa drużyna grała dobrze przez cały sezon, jej kibice czuli już przedsmak ekstraklasy. Zdecydowanie przewyższała rywalizujące z nią w drugiej lidze kluby. Nowy napastnik, zakupiony we Włoszech za nieprawdopodobne pieniądze (żeby je zdobyć, klub sprzedał swoich dwóch zawodników: pomocnika i popularnego lewego obrońcę, a także podniósł ceny biletów) ogromnie przyczynił się do ich sukcesu. Ale już po dziesięciu minutach gry Włocha z kontuzjowaną nogą zniesiono na noszach. Błyskawicznie, jak niekontrolowany pożar lasu, rozniosła się wieść, że nogę ma złamaną w dwóch miejscach.
Drużyna gości przez cały mecz grała jak wyrobnicy z trzeciej ligi, częściej używając korków do ścinania przeciwników niż do kopania piłki. To samo było w sobotę, kiedy na własnym boisku obrzydliwie brutalną grą wywalczyli remis. Ich strach przed spadkiem z ligi w przyszłym sezonie zamienił zespół w jedenastu bezpardonowych obrońców i tylko sporadyczne akcje przeprowadzone z piłkarskim kunsztem przypominały kibicom, że to futbol, a nie rugby. Dzisiejszy mecz był męczący i wśród tłumu kibiców wybuchło kilkanaście bójek. Policjanci, z kaskami przy nogach, siedzieli na ławkach, usytuowanych strategicznie dookoła boiska, i nerwowo zerkali za siebie; poza zasięgiem silnych świateł reflektorów fala twarzy zlewała się w ciemną, kołyszącą się masę. Panował nieprzyjemny nastrój.