Schenkel spadł z krzesła i leżał nieruchomo na szorstkich deskach, zakrywających znajdującą się w dole piwnicę.
Nikt nie podszedł, aby mu pomóc, ostrzeżono ich bowiem, by interweniowali jedynie w drastycznych przypadkach. Enwright rzucił okiem na kolegę, ale zignorował go. Edith Metlock jęczała głośno, coś czarnego przypominającego kłąb dymu wydostało się z jej ust. Bishopowi rozsadzały głowę śmiejące się głosy, zobaczył, że pokój się kurczy, a ściany i sufit napierają na niego. Wiedział, że go zgniotą, i próbował wstać z krzesła. Jego ciało zmarzło na kość, czuł szron zlepiający mu powieki, kłuły go włosy zamieniające się w kruche sople lodu. Ściany oddalone były tylko o stopę.
Zimna dłoń lekko poruszyła jego ręką i nieco ją rozgrzała. To Edith Metlock dotknęła go. Ktoś inny trzymał go za drugą rękę, i choć głowę miał skutą lodem, rozpoznał uścisk Jacoba Kuleka. Zrobiło mu się cieplej i poczuł, że coś odlatuje od niego, coś, co groziło mu uduszeniem. Okna i sufit zniknęły, lecz przed oczami miał wirującą ciemność.
Z ust Enwrighta wydobył się dźwięk, ale głos nie należał ani do niego, ani do żadnej żywej istoty. Był to dźwięk cienki i wrzaskliwy, udręczone zawodzenie torturowanego. Wstał, dłońmi ścisnął skronie, kręcąc głową z boku na bok, jakby chciał coś z niej strząsnąć. Patrzył dziko po obecnych, aż jego wzrok spoczął na Bishopie.
Powidok tych wytrzeszczonych oczu miał Bishop pod powiekami, jeszcze gdy zgasły przyćmione światła i wszystko uległo miażdżącej ciemności.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
Ręce zacisnęły się na gardle Bishopa i zaczęły go dusić. Widział przed sobą jedynie czarny kształt, lecz wiedział, że to Enwright próbuje wycisnąć zeń życie. Chwycił go za nadgarstki, usiłując odciągnąć jego ręce, odruchowo pochylił głowę i naprężył plecy, aby złagodzić narastający ucisk. Szamocząc się, Bishop zdawał sobie sprawę z panującego wokół zamieszania – krzyków, tupotu nóg, płomyków nagle zapalanych zapałek i zapalniczek, a potem snopów światła, którymi latarki wykrawały długie, jaśniejące pasma w mroku nocy.
Zawroty głowy potęgowały jeszcze wrażenie panującego chaosu i Bishop czuł, że wkrótce straci przytomność, jeśli nie wyrwie się z dławiącego uścisku, ale choć mocno szarpał nadgarstki mężczyzny, nacisk stale się wzmagał. Miał tylko jedno wyjście. Puszczając ręce napastnika, chwycił go za ubranie i przyciągnął do siebie, wbijając mocno obcasy w znajdujące się pod nim deski. Jego krzesło niebezpiecznie się przechyliło i obaj mężczyźni przewrócili się na ziemię, przy czym Bishop zwiększył jeszcze siłę upadku, odpychając się mocno obcasami. Runęli ciężko, głowa Enwrighta z głośnym trzaskiem uderzyła o deski, a jego ciało natychmiast stało się bezwładne. Bishop wygiął plecy i skulił ramiona, żeby zmniejszyć siłę uderzenia. Odsunąwszy leżące ciało, usiadł i rozejrzał się szybko dookoła, po czym zamknął na chwilę oczy, by łatwiej przywykły do ciemności.
– Zapalcie te cholerne reflektory! – usłyszał czyjś krzyk i natychmiast mocne światło rozjaśniło połowę placu.
– Następny reflektor – zawołał ten sam głos. Bishop zobaczył teraz, że to major wykrzykuje rozkazy. – Zapalcie go, do cholery!
Ale przy samochodzie, na którym zainstalowany był drugi reflektor, coś się działo. Bishop ledwo widział walczące postacie i uchylił się, gdy usłyszał strzał. Do samochodu podbiegli żołnierze z odbezpieczonymi karabinami maszynowymi kaliber 7.62.
W rosnącym zamęcie Bishop zobaczył Edith Metlock, która kręciła bezładnie głową i wymachiwała rękami, jakby odparowywała czyjeś ciosy. Schenkel klęczał pochylony, zakrywając twarz dłońmi.
– Chris, pomóż mi!
Jessica starała się odciągnąć od ojca mężczyznę w granatowym mundurze policjanta. Nagle Bishop uświadomił sobie ze zgrozą, że Ciemność ogarnęła umysły tych, którzy mieli ich chronić. Chwiejnie powstał na nogi i podbiegł ku Jessice, lecz inna postać zdążyła już do nich dotrzeć. Za Kulekiem stał policjant i ciągnął go do tyłu, zaciskając mu rękę na gardle, a stojąca przed nimi Jessica usiłowała odciągnąć jego ramię. Inny mężczyzna zaszedł policjanta od tyłu i wbił mu kciuki w miękkie ciało tuż u nasady szczęki, wwiercając się nimi coraz głębiej. Policjant krzyknął, zmuszony puścić Kuleka, i gdy się obrócił, drugi mężczyzna z całej siły walnął go pięścią tuż pod nosem, odrzucając mu głowę do tyłu. Następny silny cios w odsłoniętą krtań powalił policjanta na ziemię, gdzie leżał, wijąc się z bólu, z trudem łapiąc powietrze.
Bishop zdążył już do nich podbiec i w mężczyźnie, który uratował Kuleka, rozpoznał inspektora Ropera – podwładnego Pecka.
– Cholerne szajbusy – stwierdził Roper, nie patrząc już nawet na rannego policjanta.
Właśnie wtedy z ogólnego zamętu wyłonił się sam Peck.
– Czy wszystko w porządku, sir? – spytał, wyciągając rękę, by podtrzymać Jacoba Kuleka.
Niewidomy mężczyzna z trudem łapał powietrze, trzymając się Jessiki.
– Ja… ja powoli się uczę odpierać takie ataki – zdołał wykrztusić; na twarzy Pecka pojawił błysk rozbawienia.
– Zabierajmy się stąd – powiedział Peck. – Zdaje się, że połowa Londynu pozbawiona jest prądu. Wszystko się teraz może zdarzyć.
Zwrócił się do Bishopa.
– Nic się panu nie stało? Widziałem, jak ten drań zaatakował pana, zanim zgasły światła. Przykro mi, że nie zdążyłem panu pomóc.
– Nic mi nie jest. Dlaczego wysiadły światła? Peck wzruszył ramionami.
– Może sieć była przeciążona.
– Albo sabotaż.
– W tej chwili to nie ma znaczenia. Najważniejsze, żebyście się znaleźli w jakimś bezpiecznym miejscu.
– A Edith? Gdzie jest Edith?
Kulek kurczowo trzymał się Jessiki, boleśnie odczuwając swoją ślepotę.
– W dalszym ciągu tam siedzi, ojcze. Jest w transie. Chyba próbuje z niego wyjść.
– Szybko, zaprowadźcie mnie do niej, zanim będzie za późno.
– Powinniśmy stąd uciekać – wtrącił Peck.
– Najpierw Edith – powiedział stanowczo Kulek. – Musimy ją zabrać ze sobą.
Jessica podprowadziła ojca do wstrząsanego konwulsjami medium. Roper niespokojnie spojrzał na przełożonego.
– Nie podoba mi się to, szefie – powiedział – nie będziemy mieli żadnej szansy, jeśli ten reflektor wysiądzie.
– Chodźmy do samochodów, Frank. Trzeba natychmiast włączyć wszystkie światła. Gdzie jest ten cholerny komisarz? I ten major, powinien był już wszystko zorganizować.
Lecz nasilająca się strzelanina uświadomiła im, że w tych warunkach sprawna organizacja może być dość trudna, a gdy trzask szkła poprzedził wygaśnięcie pozostałych świateł i teren oświetlały jedynie latarki, doszli do wniosku, że jest ona praktycznie niemożliwa.
– Do samochodów, Frank, szybko. Włączmy światła.
Ktoś wpadł na Pecka, a ten odepchnął go szorstko i sięgnąwszy pod kurtkę, wyciągnął pistolet, dyskretnie ukryty w futerale na biodrze.
– Bishop! Gdzie jesteś?
– Tutaj.
Idący za Jessiką i Kulekiem Bishop zatrzymał się, zanim zgasło ostatnie światło, i stał teraz między nimi a Peckiem.
Inspektor przeklinał panujące ciemności. Nawet księżyc nie świecił. Co za cholerną noc wybrali!
– Możesz podejść do Kuleka? – wrzasnął, przekrzykując ogólną wrzawę.
– Tak, są niedaleko… Jezu!
Peck zrobił kilka kroków w kierunku oddalonego o parę stóp ciemnego kształtu, teraz i on poczuł przenikliwe zimno.
Przez chwilę czuł zupełną pustkę w głowie, odrętwiająca lodowatość wypełniała każdą ukrytą szczelinę w jego mózgu. Potknął się o coś.