Выбрать главу

Ale ktoś jest w pokoju… Nie powinni się dowiedzieć o moim istnieniu! Matko, ojcze, gdzie jesteście? Musicie mnie ukryć. To niebezpieczne, bardzo niebezpieczne!

– Możesz się już obudzić, Misza.

Ten głos znam. No tak, oczywiście, mieliśmy gości z Królestwa Światła, choć nie bardzo wiem, co to znaczy. Ten życzliwy władczy głos… On nosi imię Marco.

– Masz już ręce, Misza. Z początku będzie ci się to wydawać dziwne, musisz się też nauczyć nimi posługiwać, wprawić w chwytaniu palcami.

– Ręce? Takie jak mają matka i ojciec?

– Tak, sam się przekonaj. Porusz ramionami.

Coś tam było…

– Wezmę cię teraz za rękę, Misza. O, tak, czujesz ją?

Zduszone westchnienie.

– Taaak.

– Porusz palcami. Nie, tymi, których teraz dotykam. Czujesz chyba moją rękę, prawda? Uściśnij ją! Muszę sprawdzić, czy wszystko funkcjonuje jak należy. O, tak, właśnie tak. A teraz druga ręka. W porządku. Podnieś obie do góry.

Dłoń Marca pod moją nową ręką. On ją podnosi, sam też mogę to zrobić. Mogę, naprawdę! On jest ze mnie zadowolony. Ach, nie, nie wolno mi płakać, ale mam takie dziwne uczucie, nie wytrzymam tego. On mnie teraz dotknął. Dotyk jego ręki na policzku tak mnie uspokaja. Wiem, że on mnie rozumie. Sam mogę dotknąć swojej twarzy, poczuć ją… Ojej!

– Jutro zajmiemy się twoimi nogami, Misza. Pewnie chciałbyś mieć je długie? Będziesz wtedy wysoki i przystojny, bo przystojny już jesteś.

– Czy to dobrze być przystojnym?

– Wielu tak uważa, ale wygląd znaczy bardzo niewiele, twoi rodzice kochali cię takim, jakim byłeś.

Brzmi to cudownie, ale czegoś brakuje…

– Gdzie jest ta dziewczyna o wesołym głosie?

– Berengaria poszła po twoich rodziców. Muszą przecież zobaczyć swojego nowego syna – mówi z uśmiechem ten miły Marco.

Ona wróci, to dobrze, polubiłem ten głos.

– Bardzo chciałbym być wysoki i przystojny.

– Załatwimy to. Wiesz, Misza, cieszę się tak samo jak ty. Widzisz, już myślałem, że utraciłem swoje szczególne zdolności i nie potrafię niczego poprawić, ale tak się nie stało, przynajmniej nie całkiem.

Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc „nie całkiem”. Powiedział to z takim zdziwieniem, jakby ze smutkiem? Ach, idzie Berengaria z matką i ojcem! Co oni powiedzą, nie mogę się już doczekać!

Ach, jak krzyczą! Mama płacze, nie powinna tego robić, bo zaraz i ja zacznę płakać, a to przecież tak boli.

Dziwne, że w tych nowych rękach wcale nie czuję bólu, tylko trochę w ramionach, ale nic nie szkodzi. Jeśli dostanę jeszcze długie nogi, to zniosę wszystko.

– Dziękuję, Marco, zapomniałem ci przecież podziękować. Z całego serca ci dziękuję!

– Wstrzymaj się z tymi podziękowaniami, dopóki nie skończymy, Misza – uśmiechnął się łagodnie Marco. – I dopóki chirurdzy w Królestwa Światła nie zrobią co trzeba z twoimi oczami.

– Nie wiem, co to znaczy widzieć. Mama opowiadała mi o kolorach i wielu innych rzeczach, ale dla mnie to tylko słowa. Zresztą ja przecież nigdy nie wychodzę.

– Teraz będzie inaczej, obiecuję ci.

Słyszę matkę i ojca. Mówią, że nie mogą własnym oczom uwierzyć. Szepczą coś przerażeni o czarach i „że to na pewno zaraz zniknie”.

– Zaczekajcie z takimi ocenami przynajmniej do jutra! I zapewniam was, nic nie zniknie.

To był jej głos, tej dziewczyny, która tak wesoło się śmieje, Berengarii. A więc ona znów tu jest!

Tęsknię już za jutrem, ciekawe, co ono przyniesie. Ale trochę się też boję, bardzo się boję. Szpital, to brzmi groźnie. Ale przecież jeśli matka i ojciec będą ze mną, i Marco, i Berengaria…

Na pewno jakoś wytrzymam. Muszę wytrzymać.

Moje palce. Mogę teraz nimi poruszać, wyczuwam załamania pościeli. Życie stało się o wiele ciekawsze. Trudno mi w to uwierzyć. Nie śmiem uwierzyć, że to wszystko prawda.

Dusza Ciemności czekała. Długi, nie kończący się smutek. Wielki, głęboki sen.

Może już niedługo się skończy?

Bardzo niedługo.

5

Zdecydowali się na powrót gondoli do Królestwa Światła już następnego dnia. Po pierwsze, chcieli, aby lekarze jak najprędzej zoperowali oczy Miszy, po drugie zaś pragnęli powiadomić Madragów o tym, jak wspaniale sprawdził się ich eliksir.

Przed odjazdem wódz odbył z Mórim poważną rozmowę.

– Ile czasu może upłynąć do chwili zapalenia tu Słońca? Czy nie byłoby równie dobrym pomysłem, gdybyśmy my wszyscy przenieśli się do Królestwa Światła?

– To niestety wykluczone – odparł Móri. – Możliwości naszego Królestwa nie są takie duże, ale teraz już niedługo będziemy mogli zapalić światło w pierwszym sektorze. Przypuszczamy, że problemy możemy mieć tu tylko z potworami. Gdy tylko uda się nam je poskromić, wszystko pójdzie już prędko.

Jemu samemu nie spodobało się słowo, którego użył. Nikt nie będzie „poskramiał” potworów. Pozostaną wciąż wolnymi istotami, tyle że nieco inaczej nastawionymi do otaczającego je świata.

Ale, doprawdy, zajęcie się potworami nikomu nie wydawało się przyjemne. Mieli jednak pewien plan…

Móri dodał na pociechę:

– Z czasem ziemia Timona stanie się równie bujną i piękną krainą jak tereny w obrębie muru. Święte Słońce przepędzi mgłę. Właściwie niemal wam zazdroszczę, że będziecie mogli od nowa budować ten kraj.

– Ja tego na pewno nie dożyję.

– Dlaczego nie? Nie zapominaj, że Święte Słońce obdarzy cię wieczną… no cóż, nie młodością, ale przyjrzyj się nam z Królestwa Światła! Widzisz przecież, co dzieje się z Gondagilem. Ty również zachowasz pełną męskość i siłę tak długo, jak sam tego zechcesz. Zrobisz się nawet nieco młodszy niż teraz. Ja sam byłem kiedyś starcem.

Twarz wodza pozostawała nieprzenikniona.

– Przybywajcie ze Świętym Słońcem tak prędko, jak tylko możecie!

Móri przysiągł, że będą się starać.

Misza siedział w gondoli, pęd powietrza owiewał mu twarz. Towarzyszyli mu rodzice, dzięki temu czuł się bezpiecznie.

Niezwykła ilość nowych doznań wprawiła młodego człowieka, który nigdy nie wychodził z własnej chaty, w oszołomienie. Nowymi dłońmi obmacywał nowe długie nogi. Sięgał aż do samych kostek, ręce bowiem były tak długie jak ręce jego ojca, a nogi nawet dłuższe. Tak mówiła matka. Stał się teraz wysoki i przystojny, ten miły Marco się o to zatroszczył.

Misza zamyślił się. „Miły” to dziwne określenie dla Marca, człowieka, od którego bił tak niezwykły autorytet, lecz mimo to dotyk jego dłoni i głos były takie życzliwe i przyjazne. Matka mówiła, że Marco jest niezwykle pięknym mężczyzną, ale pozbawionemu wzroku Miszy to słowo nic nie mówiło.

Być może wkrótce będzie widział…

Tak naprawdę nie pojmował, co to znaczy.

Trudno mu teraz było chodzić, przedtem czołgał się na kikutach nóg i przykurczonych stopach, nauczył się utrzymywać na nich równowagę. Teraz musiał się uczyć wszystkiego od początku, był przecież taki wysoki, ale nowe ręce pomagały mu jakby sterować.

Wszystko razem było takie dziwne. Misza w tę noc długo walczył z płaczem, a jemu przecież tak trudno płakać. Łzy nie bardzo miały którędy wypłynąć, ściekały więc do nosa, oczy puchły i bolały.

Zorientował się, że w gondoli jest wielu ludzi. Ojciec opowiadał, że lecą wysoko ponad ziemią, głos mu przy tym jakoś podejrzanie drżał. Widać on też się bał. Berengaria o wesołym głosie była w pobliżu, ona nie miała żadnych obaw. Siedziała i żartowała z chłopakiem o imieniu Jori.