Выбрать главу

– Musisz spróbować, Edith – poprosiła łagodnie. – Ze względu na mojego ojca musisz spróbować.

Edith Metlock ze łzami w oczach popatrzyła na Jessikę.

– Ale go tam nie ma, Jessico. Nie rozumiesz? On odszedł, nie mogę do niego dotrzeć. Czuję pustkę. Brinkley był zakłopotany.

– Obawiam się, że nie mamy wiele czasu. Czy mogliby państwo włożyć te kombinezony? Mam mnóstwo roboty w sztabie operacyjnym, więc jeśli państwo wybaczą…?

– Niech pan idzie – rzucił Peck. – Przyprowadzę ich, kiedy będą gotowi.

Ponownie zwrócił się do medium. Jego głos brzmiał stanowczo.

– Wiem, że pani się boi, pani Metlock, ale oni proszą, żeby pani zrobiła to, co zawodowo robi pani od lat.

– To nie strach…

– Dobrze, może to kwestia wyczerpania. Wszyscy – jesteśmy cholernie zmęczeni. W ciągu ostatnich tygodni straciłem wielu wspaniałych ludzi, dwóch z nich zginęło w pani obronie, i nie chcę stracić ich więcej. Może to wszystko nie ma sensu, nie wiem, nie do mnie należy ocena, ale oni… – pokazał ręką plac – widzą w pani jedyną nadzieję. Ostatnio byłem świadkiem zdarzeń, które kiedyś wydawały mi się nieprawdopodobne, więc może i w tym coś jest. Chodzi o to, że musimy spróbować wszystkiego, a wy oboje, pani i Bishop, jesteście właśnie tym wszystkim. Proszę nam zatem pomóc i włożyć ten śmieszny strój kosmonauty.

Jessica wzięła medium za rękę.

– Pomogę ci, Edith – powiedziała.

Edith Metlock spojrzała na Bishopa z błagalnym i pełnym bezradności wyrazem twarzy, ale on odwrócił głowę. – Idź z Jessiką, Edith – powiedział.

Obie kobiety odeszły, Jessica prowadziła medium pod rękę niczym starą zmęczoną życiem kobietę. Bishop z trudem wciągnął kombinezon, zdumiony, że mimo lichego wyglądu był taki mocny. Na plecach zwisał mu hełm ze sztywną ciemną osłoną, który można było zakładać jak kaptur; osłonę zapinało się na dwie klamerki po bokach. Rękawy zakończone były obcisłymi rękawicami, ściągniętymi w nadgarstkach gumą, w ten sam sposób zabezpieczono stopy. Bishop zasunął suwak prawie do piersi i spojrzał na zasępionego Pecka.

– Bishop – zaczął inspektor, po czym umilkł niezdecydowany.

Bishop pytająco uniósł brwi. Peck spojrzał niespokojnie.

– Uważaj na siebie.

Usiedli obok siebie, przed nimi były olbrzymie, kwadratowe światła, martwe, lecz groźne. Dwie samotne, biało ubrane postacie najbardziej rzucały się w oczy wśród kolumn sprzętu technicznego, broni i ludzi. Bali się, ci wokół nich też się bali, napięcie stale rosło, porażając stopniowo ich wszystkich. Słońce schowało się już godzinę temu, ostatnie promienie przysłoniły ciemne chmury, które pojawiły się na horyzoncie. Teren oświetlały teraz tylko przyćmione światła. Ludzi, stojących wokół placu, osłaniały metalowe ekrany, mieli na sobie specjalne okulary ochronne, nadające im złowieszczy i obojętny wygląd; niektórzy byli wyposażeni w hełmy ochronne i rękawice. Stali i czekali, tak jak przez trzy poprzednie noce, ale czuli, że tym razem jest inaczej. Teraz każdy z nich spoglądał od czasu do czasu w niebo, zdejmując ciemne okulary, by długo przyglądać się ołowianym, skłębionym chmurom, zanim ponownie skierował swą uwagę na dwie postacie, siedzące przed głębokim wykopem. Każdego z nich przenikał dziwny wewnętrzny dreszcz, który przechodził z człowieka na człowieka, z umysłu na umysł, niczym infekcja przenoszona przez ich własne myśli. Nawet naukowcy i inżynierowie, siedzący wewnątrz metalowego baraku, otoczeni skonstruowaną przez siebie aparaturą, czuli się dziwnie niespokojni. Marinkerowi zaschło w gardle i miał wilgotne dłonie. Sicklemore przez cały czas chrząkał i postukiwał nogą. Brinkley bez przerwy mrugał oczami.

Na zewnątrz, za ekranem, Peck nerwowo pobrzękiwał monetami w kieszeni spodni, a stojąca obok niego Jessica zagryzała dolną wargę, na której jej zęby zostawiały głębokie ślady. Mijały minuty, ucichły już wszystkie rozmowy; jeśli ktoś się odezwał, to tylko szeptem, nieco głośniejszym od szumu generatorów. Robiło się coraz chłodniej. Okulary potęgowały ciemność nocy.

Bishop z trudem mógł zebrać myśli. Próbował sobie przypomnieć – jak to już niegdyś czynił – dzień, kiedy przybył do Beechwood po raz pierwszy, okropny widok, który ujrzał. Wszystko było zamazane, mgliste i odległe jak sen, w którym niczego nie można wyraźnie uchwycić. Spojrzał na siedzącą obok Edith, lecz jej rysy za przyciemnioną osłoną były ledwo widoczne. Zobaczył tylko, że mocno ściskała złożone na kolanach ręce.

– Nie mogę myśleć, Edith. Nie wiem dlaczego, ale wszystko jest takie niewyraźne.

Przez chwilę się nie odzywała. Później odwróciła do niego głowę.

– Nawet nie próbuj, Chris. Niech nic nie mąci twojego umysłu. Jeżeli Ciemność jest tym, czym sądzimy, to sama znajdzie drogę. Nie musisz jej prowadzić.

– Czy ty… czy ty coś odczuwasz?

– Widzę twarz Jacoba, ale nie czuję jego obecności, nic nie czuję, Chris, tylko pustkę.

– Czy on naprawdę wierzył…? Medium odwróciło się.

– Nic więcej nie wiem. Ze wszystkich ludzi, których kiedykolwiek znałam, Jacob miał największą zdolność postrzegania; nawet większą niż Boris Pryszlak.

– Znałaś Pryszlaka?

Ciemna przysłona dodawała Edith tajemniczości.

– Kiedyś byłam jego kochanką.

Bishopowi odjęło mowę ze zdumienia. Dopiero po chwili wydusił z siebie:

– Jego kochanką? Nie rozumiem…

– To było dawno, tak dawno. Dwadzieścia lat temu, a może więcej. Tak dawno, że nie mogę uwierzyć, iż to się naprawdę stało. Czasami wydaje mi się, że znałam kobietę, która z nim spała, ale nie pamiętam jej twarzy ani imienia. Wiesz, Boris Pryszlak był zadziwiającym mężczyzną, nikczemnym i przez to atrakcyjnym. Czy możesz zrozumieć, Chris, w jaki sposób nikczemność może być atrakcyjna?

Bishop nie odpowiedział.

– Boris fascynował mnie. Na początku nie widziałam jego zepsucia, zdeprawowania, które nie było po prostu jego częścią – było jego istotą, nim samym. To on odkrył moją siłę jako medium, to on zachęcał mnie, abym rozwijała swoje umiejętności, myśląc, że będzie mógł mnie wykorzystać. W końcu Jacob wyrwał mnie spod wpływu Pryszlaka – uśmiechnęła się niemal tęsknie pod maską. – Jacob i ja nigdy nie byliśmy kochankami, do końca pozostał wierny pamięci swojej żony. Ty zdajesz sobie sprawę, że w naszym świecie nikt nie umiera, tylko przechodzi w coś bardziej trwałego.

– Ale dlaczego Jacob nie powiedział mi o tym?

– Ponieważ go o to prosiłam. Chyba widzisz, że to było nieważne, nie miało nic wspólnego z tym, co się działo. Niemoralność Borisa Pryszlaka była jak choroba zakaźna, naznaczała każdego, kto się z nim wiązał. Przez jakiś czas tarzałam się w występku, w którym on z upodobaniem się nurzał, i dopiero Jacob spróbował mi pomóc. Pewnie zobaczył, że byłam wykorzystywana, że stałam się ofiarą zła, a nie jego sprawczynią. Jacob kiedyś mi powiedział, że próbował odciągnąć także innych zwolenników Pryszlaka, ale byli tak samo chorzy i opętani jak człowiek, którego idealizowali. Mówił, że ja byłam inna, sama chciałam odejść – uratować się, to prawda. Mimo to, Pryszlak nienawidził Jacoba za to, że odebrał mu nawet jednego ucznia.

– Ale przecież zwrócił się do Jacoba o pomoc.

– Wtedy go potrzebował. Chciał połączyć swoją wyjątkową siłę umysłu z siłą Jacoba; takie połączenie byłoby groźne. Ale Jacob nie dał się wciągnąć w realizację planów takiego człowieka. Poza tym wiedział, że gdyby się z nim związał, to w końcu musiałby się mu podporządkować. Jacob gorzko żałował, że przed laty nie próbował zniweczyć planów Pryszlaka, kiedy nie były jeszcze w pełni dojrzałe, ale był z gruntu uczciwym człowiekiem i nie zdawał sobie sprawy z ogromu zła, jakie niósł ze sobą Pryszlak. Nawet ja tego nie widziałam, choć dzieliłam z nim łoże prawie przez rok.

Bishop głęboko wciągnął powietrze. Zwierzenia Edith wprawiły go w zakłopotanie, ale nie zaszokowały. Zbyt wiele przeżył ostatnio, aby odkrycie tej tajemnicy mogło nim wstrząsnąć.

– Czy dlatego Jacob wciągnął cię w to wszystko? Dlatego, że miałaś jakieś związki z Pryszlakiem?

– Tak. Sądził, że będzie mi łatwiej dotrzeć do Pryszlaka. Znałam trochę jego mentalność, jego zamiary. Nigdy przedtem nie byłam w Beechwood, ale gdy tylko tam weszłam, poczułam obecność Borisa. Tak jak bym zagłębiała się w jego mózgu, każdy pokój to inna ciemna komórka. Eksperymentował z moimi zdolnościami telepatycznymi, kiedy… byliśmy razem… używał mnie jako odbiorcę. Zawsze udawało mu się przekazać mi swoje plugawe myśli. To był dla niego nowy rodzaj erotyzmu, fantazja wyimaginowanych perwersyjnych aktów seksualnych; dzięki sile jego oddziaływania mieliśmy wrażenie, że robimy to naprawdę.