Выбрать главу

Bishop ujrzał, że jej biało odzianą postać przebiegł dreszcz.

– Te myśli są wciąż we mnie, tkwią gdzieś głęboko w moim mózgu. Tylko Jacob mógł pomóc mi je zwalczyć, a teraz on odszedł. Dlatego się boję, Chris.

– Nie rozumiem.

– Jacob dawał mi siłę. Kiedy po raz pierwszy zebraliśmy się w Beechwood i ty miałeś wizje, to Pryszlak kontaktował się przeze mnie, ale Jacob pomagał mi przeciwstawić się mu. Nie dopuścił, aby Boris zupełnie zdominował mój umysł. Nawet kiedy znaleźliście mnie w transie w moim domu, Jacob, mimo że leżał ranny w szpitalu, siłą woli powstrzymał Pryszlaka przed zawładnięciem mną. Jacob był moim opiekunem, barierą pomiędzy mną i potęgą pasożytniczej duszy Pryszlaka.

– Ale Ciemność można powstrzymać, Edith. Reagują na nią tylko ci, którzy mają niezrównoważone umysły.

– Wszyscy je mamy, Chris. Wszyscy odczuwamy nienawiść, agresję, zazdrość. Gdy Ciemność stanie się silniejsza, gdy Pryszlak zbierze swą duchową armię, wtedy odkryje zło w nas wszystkich i wykorzysta je, aby nas zniszczyć! Ci, których nie pokona – a będzie ich niewielu – zostaną zabici przez jeszcze żyjące legiony jej podległych. Dla nikogo z nas nie będzie ucieczki!

– Pod warunkiem że Ciemność jest tym, o czym mówisz. Naukowcy są innego zdania: uważają, że przezwyciężą ją swoją aparaturą.

– Po tym wszystkim, co widziałeś, po tym wszystkim, co przeszedłeś, możesz uwierzyć, że Ciemność jest tylko reakcją chemiczną?

Bishop odpowiedział stanowczo:

– Ja już nic nie wiem. Już prawie uwierzyłem w to, co ty i Jacob mówiliście, ale teraz… – popatrzył przed siebie na ogromne lampy. – Teraz mam nadzieję, że oboje się myliliście.

Edith skuliła się.

– Może i tak, Chris – powiedziała wolno. – Mam nadzieję, że tak.

– Bishop?

Okrzyk dobiegał z maleńkiego odbiorniczka radiowego przymocowanego do ucha Bishopa. Głos brzmiał metalicznie, ale Bishop przypuszczał, że to mówi Marinker z punktu kontrolnego w baraku.

– Nasze helikoptery są w powietrzu. Nic się wam nie stało?

Pytanie było cyniczne, ale Bishop wyczuł ukryty w nim niepokój.

– Do tej pory nic – rzucił do malutkiego mikrofonu, przypiętego do kombinezonu.

W odbiorniku wystąpiły niewielkie zakłócenia i następne słowa naukowca były prawie niezrozumiałe.

– Przepraszam, nie usłyszałem? – powiedział Bishop.

– Mówiłem, że właśnie dostaliśmy meldunek… – większe zakłócenia -…kłopoty w pobliżu. Nie ma się czym martwić… – zakłócenia -…już się tym zajęła. Więcej ofiar się włóczy, to wszystko.

Odezwał się inny głos i Bishop poznał, że to Sicklemore.

– Da pan nam znać, kiedy pan poczuje, że coś, hmm… dziwnego się dzieje? I znowu Marinker:

– Lampy z ultrafioletem będą włączane stopniowo, Bishop, nie musi się pan obawiać gwałtownego blasku. Proszę nas tylko ostrzec… – zakłócenia – Dobrze nas pani słyszy, pani Metlock? Mamy jakieś zakłócenia.

Edith nie odpowiedziała i Bishop z niepokojem odwrócił się do niej. Siedziała wyprostowana na krześle, z głową zwróconą przed siebie.

– Pani Metlock? – rozległ się znów metaliczny głos.

– Cicho bądź, Marinker – ostro powiedział Bishop i po chwili łagodnie: – Edith? Czujesz coś?

Odezwała się słabym głosem, ciągle patrząc przed siebie.

– Jest tutaj, Chris… to jest… o mój Boże! – Jej głos zadrżał. – Nie czujesz? To narasta. Otacza nas.

Bishop oderwał od niej oczy i szybko rozejrzał się po terenie. Nic nie czuł, a ciemne okulary, przez które patrzył, zamazywały widok. Szybko odpiął i podniósł przesłonę.

Żołnierze i technicy, rozmieszczeni wokół placu, popatrzyli na siebie niepewnie, wyczuwając instynktownie, że niedługo coś się wydarzy. Jessica czuła ogarniającą ją słabość, słabość, której źródłem był strach. Przeczucie podobne do intuicji, lecz silniejsze, bardziej zdecydowane, powiedziało jej, że zagrożenie jest nawet większe niż poprzednio, że wszyscy są bardziej podatni na Ciemność, a ich opór kruchy. Chwyciła się Pecka w obawie, że za chwilę osunie się na ziemię. Odwrócił się zdziwiony, mimo nocnego chłodu czoło pokrywały mu krople potu. Podtrzymał ją, a następnie znów spojrzał na dwie postacie, siedzące w pobliżu wykopu. Bishop z odsuniętą przesłoną rozglądał się dookoła, jakby czegoś szukał.

W baraku, w centrum dowodzenia akcją, Marinker mówił podnieconym głosem do radiotelegrafisty:

– Nie możesz usunąć tych cholernych trzasków? Nie słyszę, co oni tam mówią.

– Próbuję, sir, ale niewiele mogę zrobić. Boję się, że to są zakłócenia atmosferyczne, mamy kłopoty z nawiązaniem łączności z helikopterami.

Marinker unikał wzroku Sicklemore’a, aby nie zdradzić trawiącego go od środka niepokoju. Przeklął w duchu własną głupotę, mając nadzieję, że nikt nie zauważył drżenia ręki, którą ponownie nacisnął przycisk.

– Bishop, coś nie w porządku? Słyszysz mnie?

Odpowiedział mu jedynie nieprzerwany trzask.

Bishop wyciągnął z ucha słuchawkę, nie mógł już dłużej wytrzymać ciągłych trzasków. Zmrużył oczy i dokładnie badał teren. Czy ciemność spowodował wyłącznie zapadający zmrok, który rozjaśniały tylko nieliczne światła? Czy też powietrze było nasycone czymś jeszcze? Zamrugał oczami, ale w dalszym ciągu nie mógł sprecyzować, na czym polega różnica w oświetleniu. Zaczai się zastanawiać, czy wywołane napięciem halucynacje powstały w umysłach wszystkich obecnych tu osób, czy nie jest to rodzaj masowej histerii, zrodzonej z lęku?

– Edith, nic nie widzę.

– Jest tutaj, Chris, jest tutaj.

Kątem oka Bishop dostrzegł jakiś wir i szybko odwrócił głowę, by zobaczyć, co te jest. Nie było niczego. Następny ruch, tym razem z prawej strony. I znów nic…

Edith wciskała się coraz mocniej w oparcie krzesła, kurczowo trzymając się siedzenia. Oddychała ciężko, z trudem.

Bishop czuł zimno na odsłoniętej twarzy, szczypanie zamykających się porów i ściągającej się skóry. Chłód przeniknął całe jego ciało. Znów coś się poruszyło, tym razem dojrzał jakiś cień. Mignął mu przed oczami jak przezroczysty welon, znikając, gdy usiłował skupić na nim wzrok. Towarzyszył mu dźwięk, przypominający nagły poryw wiatru wokół domu. Nagle umilkł. Cisza. Światła przygasły.

Bishop odezwał się w nadziei, że mikrofon przekaże jego słowa.

– Zaczęło się – powiedział tylko.

Ale w centrum dowodzenia słychać było wyłącznie irytujące trzaski. Wszyscy patrzyli przez ogromne okno na dwie białe postacie, dopóki Marinker nie powiedział:

– Sprawdźcie te światła, wydaje mi się, że siadają.

Technik przekręcił przełączniki, po chwili światła rozbłysły. Ale powoli, prawie niedostrzeżenie, znów zaczęły przygasać.

Edith jęknęła cicho i Bishop już miał wyciągnąć do niej rękę, kiedy zastygł w bezruchu. Coś go dotknęło. Coś przesuwało ręką po jego ciele.

Spojrzał na nogi i zobaczył, że pomarszczone fałdy białego kombinezonu wygładzają się, wyrównują. Ale materiał sam się poruszał, nic go nie dotykało. Biel kombinezonu w słabym, przyćmionym świetle przybrała ciemnoszary odcień. Zimno, które przeniknęło ciało Bishopa, zaczęło wkradać się do jego mózgu, powodujący drętwienie mróz szukał dróg, którymi mógłby przekradać się dalej, a znajomy przypływ strachu sprzyjał jego postępom. Bishop próbował coś powiedzieć, ostrzec innych przed tym, co się dzieje, ale nie mógł wydobyć głosu z zaciśniętego gardła. Zstępowała ciemność, niewyraźna czerń, której moc gasiła wszystkie światła.

Bishop chciał wstać, ale przytłaczał go ogromny ciężar, ta sama zimna ręka, która dotknęła jego ciała, rozrosła się do nieprawdopodobnych rozmiarów i teraz więziła go w uścisku. Zdawał sobie sprawę, że to tylko omamy oszołomionego umysłu, każące mu wierzyć w to, co niemożliwe, ale mimo to czuł ucisk, tak jakby był prawdziwy. Raz jeszcze spróbował wyciągnąć ręce do Edith, lecz były przyciśnięte do boków, zbyt ciężkie, aby je unieść. Zobaczył, jak medium zaczyna osuwać się z krzesła, a jej jęk przeszedł w żałosne zawodzenie. Wtedy zaczęła pojawiać się postać.