Выбрать главу

Wewnątrz baraku Sicklemore pospiesznie wydawał dyspozycje Marinkerowi, i tylko lata służby w administracji państwowej powstrzymywały go przed podniesieniem głosu.

– Na miłość boską, człowieku, włącz te urządzenia. Nie widzisz, co „się dzieje na zewnątrz?

Marinker stracił całą pewność siebie, spoglądał to na palące się lampki kontrolne, to na ledwo widoczne postacie na placu.

– Bishop nie ma przesłony. Nie mogę ryzykować włączenia aparatury.

– Nie bądź głupi, człowieku! Założy maskę, gdy tylko uruchomimy lampy z ultrafioletem. Zrób to natychmiast, to rozkaz!

Postacie były tylko ciemnymi, zwiewnymi zjawami, bez określonego kształtu. Podpłynęły bliżej, skupiając się wokół dwojga ludzi na środku placu. Czarne zjawy wypływały z otaczającej ich czerni jakby były jej częścią. Zbliżyły się, majacząc nad Bishopem i Edith, mężczyzna przyciśnięty był do krzesła przez niewidzialną siłę, kobieta kuliła się na ziemi. Bishop z trudem chwytał powietrze, czując się tak, jakby tonął w gęstym, szlamowatym błocie. Jego usta i nos wypełniała cuchnąca maź. Powoli podniósł ręce, napinając ścięgna, jego zaciśnięte pięści aż drżały. Chciał chwycić niewidzialny przedmiot, który uciskał mu piersi, ale nic nie znalazł, żadnego kształtu, żadnej materii. Ale wciąż czuł ucisk.

Żołnierze wokół placu, na drodze i na ulicach, trzymali gotowe do strzału karabiny i pistolety maszynowe, wiedząc, że skończyła się bezczynność i ostatecznie pojawiło się niebezpieczeństwo. Policjanci byli całkowicie uzbrojeni i to zwiększało ich poczucie bezpieczeństwa. Z oddali dochodziły krzyki, sporadyczne strzały; gdzieś znowu coś się zaczęło. Jessica próbowała ominąć metalową tarczę i dostać się do Bishopa i Edith, ale Peck złapał ją za rękę i zmusił do cofnięcia się.

– Zostaw ich! – powiedział szorstko. – Nie możesz im pomóc! Spójrz tylko!

Jessica obrzuciła wzrokiem plac i zobaczyła nagłą jasność, wydobywającą się z wykopu. Zapalono ultrafioletowe lampy i ich blask powoli się rozszerzał. Zaczęły mrugać inne światła, z każdą sekundą świecąc coraz mocniej. W górze słychać było wirujące helikoptery i wkrótce niebo rozjarzyło się białym światłem.

– Chris nie ma przesłony! – krzyknęła Jessica i znów spróbowała się uwolnić.

– Zaraz ją założy, nie martw się. Uspokój się i patrz! Jessica przestała się szamotać i Peck ją puścił.

– Grzeczna dziewczynka. Nie wychodź tylko poza ekran.

Bishopa oślepiła nagła jasność. Zamknął oczy i próbował opuścić przesłonę. Z trudem zbliżał do niej dłonie, oddychał ciężko, czarny szlam zalewał mu gardło. Nagle zniknął przygniatający go ciężar; mógł swobodnie poruszać rękami. Opuścił przesłonę i otworzył oczy. Blask był w dalszym ciągu silny, ale chlorek srebrowy w szkle fotochromowym przesłony skutecznie tłumił jasność, umożliwiając mu rozejrzenie się dookoła. Edith, skulona na ziemi, patrzyła w stronę wykopu, jedną ręką przytrzymując się krzesła, drugą – mimo opuszczonej przesłony, przysłaniała oczy. Bishopowi zdawało się, że widzi ciemne postacie, pierzchające pod wpływem światła, obrazy, które znikały, jakby zdławione przez jasność.

Światło było coraz silniejsze, coraz bardziej niebieskie, zabarwiało się na czerwono wraz ze wzrostem natężenia. Wkrótce zalało cały plac oślepiającym blaskiem; włączono inne światła i wszystkie cienie zniknęły. Blask stapiał się ze światłami padającymi z góry, helikoptery utrzymywały pozycje, uważając, by nie naruszyć swoich korytarzy powietrznych.

Cały teren skąpany był w niebiesko-fioletowym świetle, w którym ginął każdy cień, nawet metalowe ekrany podświetlone były z tyłu słabszym światłem, by nie mogła się tam ukryć ciemność.

Bishop poczuł, jak jego umysł oczyszcza się i opuszcza go strach.

– Udało im się – krzyknął do Edith. – Odeszła, zniszczyli ją!

Naukowcy przez cały czas mieli rację: Ciemność była materią, posiadała fizyczne właściwości. Można ją było zniszczyć jak każdą inną substancję chemiczną, gaz czy ciało stałe. Jacob, biedny Jacob, nie zdawał sobie sprawy z tego, co to jest; za daleko zaszedł w badaniach zjawisk paranormalnych, żeby zrozumieć, że Ciemność była tylko nie wyjaśnionym zjawiskiem fizycznym, a nie duchowym istnieniem. Ich umysły przeceniały rangę tego zjawiska, każąc im widzieć i wyobrażać sobie rzeczy nie istniejące. Jemu, Bishopowi, kiedy miał wizje w Beechwood, przekazała telepatycznie swe myśli Edith, która znała Pryszlaka, była związana z jego sektą, z jej członkami, znała ich żądzę, ich zdegenerowanie; Bishop stał się odbiorcą jej myśli, ponieważ to on odkrył martwe i okaleczone ciała. Wszystko inne było szaleństwem, narzuconym przez coś, co nazwano Ciemnością, i ziemskim złem tych, którzy byli uczniami Pryszlaka, gdy jeszcze żył. Ta wiedza przytłaczała go, nie tylko dlatego, że wyjaśniała straszne, katastroficzne wydarzenia” które ostatnio miały miejsce, ale i dlatego, że stanowiła potwierdzenie tego, w co wierzył od lat.

Bishop podszedł do Edith i wyciągnął ręce, aby jej pomóc. Pochylał się właśnie, próbując ją podnieść, kiedy na jej niebieskawym kombinezonie pojawił się cień, niczym ciemna plama na świeżym śniegu.

Odsunął się od niej, opadł na kolana i tak pozostał, maska skrywała jego przerażoną twarz. Edith wstawała, patrząc na cień rozprzestrzeniający się po jej ciele, podniosła się, stanęła w rozkroku i wyciągnęła ręce. Uniosła głowę i krzyknęła w niebo.

Niebieskofioletowy blask stopniowo znikał pod wpływem szybko zapadającej ciemności.

Postacie powróciły wraz z cieniami, jak wstęgi czarnego dymu zwijały się, skręcały ponad znajdującymi się w dole urządzeniami oświetleniowymi, jakby urągając ich sile. Jasność cofała się do źródła, jak popychana przez niewidzialną, opadającą ścianę. Generatory z jednej strony placu zaczęły wydawać jękliwy dźwięk, który to wzmagał się, to cichł. Technicy odskoczyli od nich, kiedy zaczęły iskrzyć. Stopniowo wszystkie światła – i to zarówno reflektory, jak i szperacze czy ręczne latarki ‘- zaczęły przygasać, trzaskały żarówki, rozpryskiwało się szkło. Urządzenia pomiarowe w centrum dowodzenia zaczęły szaleć, igły wskazówek tańczyły niczym metronomy, przełączniki same się wyłączały, jakby obsługiwały je niewidoczne ręce, z nadajników i odbiorników dochodziło buczenie. W końcu zgasły wszystkie światła i barak pogrążył się w ciemności.

W górze jeden z helikopterów gwałtownie oddalał się od zamieszania na dole; jego szeroki ultrafioletowy snop światła zgasł z sykiem, podobnie jak światła innych helikopterów. Pilot poczuł, że śmigłowiec pikuje gwałtownie i starał się za wszelką cenę utrzymać wysokość, lecz nie panował już nad maszyną. Uderzył w helikopter, który wznosząc się do góry, przeciął przez nieuwagę jego korytarz powietrzny. Rozległ się ogłuszający huk eksplozji, w górę uniosła się oślepiająca, ognista kula. Splątane maszyny spadały na ziemię, ciągnąc za sobą czerwone płomienie przypominające ogon komety. Siła wybuchu obróciła oba helikoptery, rzucając je na zatłoczoną drogę. Krzyk ginących żołnierzy zagłuszyła druga eksplozja, kiedy maszyny uderzyły o ziemię. Rozpalone kawałki metalu i płonąca benzyna trysnęły na niczym nie osłoniętych ludzi.

Trzeci pilot miał więcej szczęścia, gdyż udało mu się wyprowadzić maszynę nad puste ulice i dopiero tam stracił nad nią panowanie. Helikopter roztrzaskał się o ziemię, ale ani pilot, ani jego towarzysz nie odnieśli ciężkich obrażeń. Wyskakując ze zniszczonej maszyny, nie zauważyli nawet zbliżających się do nich w ciemnościach ludzi.

Bishop zdjął maskę z twarzy; plac oświetlały teraz słabe światła z wykopu i czerwona poświata pożaru z odległej drogi. Po policzkach spływały mu łzy wściekłości, bezradności; na nowo opanował go strach. Wokół wybuchały mniejsze pożary, wywoływane przez płonące części rozbitych w górze helikopterów. Ponieważ maszyny spadały z dużej wysokości, doszło do znacznego rozprzestrzenienia się ognia.