Выбрать главу

Edith Metlock była ledwie widoczna w słabym świetle dochodzącym z wykopu. Wciąż stała z wyciągniętymi rękami, a z jej ust ciągle wydobywały się krzyki. Bishop próbował się podnieść, ale znów poczuł przygniatający ciężar, przykuwający go do ziemi, miażdżący mu ręce i nogi. Czarne zjawy krążyły wokół niego, wyłaniając się z ciemności; zbliżając się nabierały wyraźnych kształtów. Coś go uderzyło i upadł na ziemię, powalony bardziej przerażeniem niż ciosem. Uniósł się na łokciu, ale nic wokół siebie nie zauważył. Poczuł na czole kolejne uderzenie; skóra piekła go tak, jakby ktoś tarł ją lodem. Pojawił się przed nim mężczyzna. To był Pryszlak. Złość na jego twarzy widać było nawet w panujących ciemnościach. Wysunął głowę, zionąc cuchnącym oddechem, pokazując czarne zęby w uśmiechu, na widok którego Bishop krzyknął i próbował zasłonić oczy. Z Pryszlakiem byli inni – znajome twarze, zniekształcone własnym zepsuciem. Mężczyzna, który próbował go zastrzelić. Brodaty mężczyzna z wizji w Beechwood. Wysoka kobieta z płonącymi triumfalną nienawiścią oczami. I jej niska towarzyszka szyderczo chichocząca. Innych nie rozpoznawał. Jedna z tych twarzy przypominała Lynn, lecz była tak zniekształcona, że nie miał pewności. Podchodzili do niego, dotykając go, poszturchując. Ale jego wzrok przenikał przez nich; widział Edith, słyszał jej krzyki, widział przyćmione światło z wykopu.

Nagle wybuchły znajdujące się w dole urządzenia świetlne, w górę poleciało szkło, wystrzeliły iskry i płomienie; maszyny zniszczyło coś, co nie znało ograniczeń, coś, co rosło w siłę. W powietrzu zawirowało szkło – skorupy błyskały czerwonym światłem, obracając się, odbijając odległy pożar – ogromne płyty specjalnie wzmocnione dla ochrony znajdujących się pod nimi delikatnych, lecz potężnych włókien żarzenia. Bishop widział, jak jeden z takich kawałów leci w kierunku Edith, jego błyszcząca powierzchnia wielkości drzwi przecina jej ciało na pół i zamknął oczy, zanim jej nogi, które nie podpierały już ciała, z wolna się przewróciły.

Ręce zacisnęły mu się na gardle i zdawało się, że każda z postaci ma udział w tym uścisku, ich twarze płynęły przed nim, masa, która była umysłem ich wszystkich, wciągała jego umysł, nie sondując już, nie szukając, lecz wyciągając to, czego potrzebowała, by dalej istnieć i szerzyć zło. Jeszcze nim zapanowała całkowita ciemność, zobaczył tłumy wdzierające się na plac: skrzeczących szaleńców, którzy atakowali każdego, kto nie był jednym z nich. Ku niemu biegła Jessica, ledwo widoczna w mroku. Opadła zasłona i nic już nie było widać. Zamknął oczy przed Ciemnością.

A potem je otworzył, zastanawiając się, skąd pochodzi oślepiające białe światło, które biło znikąd i omiatało teren, na którym kiedyś było Beechwood; oślepiającymi promieniami oczyszczało każde wyżłobienie, wspaniała, intensywna jasność wyzwalała z cienia każdą cegłę, każdy kamień, wypędzając Ciemność.

Światło przeszyło jego oczy, mimo że zamknął je raz jeszcze.

…Senne koszmary opuściły mnie, czas zatarł grozę tamtych straszliwych dni. Nawet Jessica nie boi się już nocy. Jesteśmy teraz razem, jeszcze nie jako mąż i żona, ale i na to przyjdzie czas. Musimy najpierw się przyzwyczaić do naszego nowego życia, formalna ceremonia nastąpi później.

Po dwóch latach wciąż pamiętamy tę noc w Beechwood, tak jakby to było wczoraj. O tych wydarzeniach wiele dyskutowano, analizowano je i opisywano, ale nikomu nie udało się wyjaśnić zjawiska, którego byliśmy świadkami. Kościół oczywiście próbuje; naukowcy gotowi są nas wysłuchać i rozważyć to, co mamy im do powiedzenia, gdyż okazało się, że to oni się mylili, i to oni uświadomili sobie, że zło jest potęgą ducha, a nie biologicznym uszkodzeniem mózgu. Jacob Kulek byłby zadowolony – jest zadowolony – że została nawiązana prawdziwa, pozbawiona dawnej niechęci, współpraca między naukowcami i parapsychologami, przymierze otwierające nowe możliwości naszego samopoznania. Właśnie do tego dążył Jacob przez całe życie, ale dopiero jego śmierć umożliwiła realizację tych zamierzeń. Jessica często kontaktuje się z nim i ja powoli uczę się tego. Edith pomaga mi, jest moim przewodnikiem.

Rozmawiała z moją córką Lucy i obiecała, że wkrótce mi ją sprowadzi. Mówi, że Lucy jest bardzo szczęśliwa. Edith wraz ze swą śmiercią znalazła spokój.

Ciemność nigdy już nie powróciła, ale Jacob ostrzegł nas, że nie została do końca pokonana. Mówi, że dopóty będzie istniała, dopóki zło nie opuści ludzkich umysłów. Przypuszczam, że pewnego dnia Ciemność znowu się pojawi.

Teraz wielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Ci wszyscy, którzy byli w Beechwood i widzieli, jak tworzyła się i narastała Światłość, aż jej blask zniszczył wszystkie cienie, zdobyli rzadką zdolność pozazmysłowego postrzegania. Cierpią tylko ci, którzy nie potrafią poradzić sobie z tą nową siłą, która na nich spłynęła. Ich umysły odwróciły się bowiem od niej, zamknęły w sobie, tak że nie mogą już funkcjonować jak inni ludzie. Naukowiec Marinker jest jednym z nich. Ale zaopiekowano się nimi, nie dzielą losu ofiar Ciemności, ludzi, którzy są wypaleni od środka i samotni, a ich ciała stały się anemicznymi powłokami, których medycyna nie może już uratować od ruiny i śmierci. Niektórzy z obecnych na placu tej nocy mówią, że Światłość przypominała kulę ognia, nowe słońce, wschodzące z ziemi, inni twierdzą, że nie miała żadnego kształtu, żadnej widocznej postaci, była natomiast rozrzedzonym gazem, uchodzącym w nagłych błyskach, wypełniających powietrze własnymi wyładowaniami. Paru utrzymuje, że Światłość, nasilając się, przybierała kształt krzyża, który zniknął, gdy blask stał się zbyt intensywny. Ja pamiętam, że widziałem tylko jasność, bez kształtu, bez struktury, tylko wspaniałe światło zalewające mój umysł.

Słyszeliśmy doniesienia, że Światłość widziano później w różnych częściach świata, tam gdzie panuje przemoc. Jessica twierdzi, że Jacob nie chce z nią rozmawiać na ten temat. Pytała go również o to, jaki jest udział Boga w tym wszystkim, ale także na to pytanie Jacob nie chciał odpowiedzieć. Wyjaśnił jej, że nasze postrzeganie jest jeszcze zbyt słabe, abyśmy mogli to zrozumieć, nawet umierając uczymy się jeszcze. Prawda nie jest nam w pełni dana.

Tej nocy, na dachu, Jacob wiedział, że umiera z wewnętrznych obrażeń, ale wiedział także, iż musi zachować sprawność umysłu, dopóki śmierć nie zdławi w nim życia. Ciemność, ze swoją narastającą siłą, chciała wypełnić go, gdy umierał, opanować jego myśli, zniszczyć wolę ducha; szybka śmierć uchroniła go przed tym. Te czarne, niematerialne istoty wiedziały, że kiedy umiera ciało, istniejąca w każdym wola, zasadnicza treść każdej jednostki, zanika także, ale tylko po to, aby się odrodzić, ponownie obudzić, kiedy pękną cienkie nici, którymi jest związana z ziemską powłoką. Ta metamorfoza w naszym pojęciu trwa trzy dni. Ale Jacob nie pozwolił, aby powolna śmierć zniszczyła jego wolę; panował nad swoją duchową siłą w ostatnich sekundach życia. Świadom swego odrodzenia, odgrywał W nim czynną rolę. Tak jak Boris Pryszlak. Każdy z nich jednak wybrał inną drogę.

Jacob znalazł się we wzbudzającym grozę królestwie energii, w nowym wymiarze, który częściowo był jeszcze tym światem, ale ostatecznie prowadził do czegoś większego, czegoś, co można zobaczyć, nie można jednak w pełni zrozumieć. Był zdezorientowany, zagubiony, ale nie samotny. Oczekiwali go inni.

Stał się ich częścią, włączył się w falę, która nigdy nie przestaje narastać, płynąć, lecz która w naszych kategoriach jest nierealna. W końcu część tej fali wraca do swego źródła i walczy z przeciwną energią, która zagroziła jej płodowi. My jesteśmy tym płodem. Ciemność jest tą wrogą energią. Światłość jest potęgą, którą się staniemy.

Nikt z nas, kto widział Światłość, nie oburza się na ułomność, jaką nas dotknęła, gdyż ślepota nie jest ciężarem, lecz uwolnieniem od niemożności widzenia. Jessica nosi nasze dziecko i oboje wiemy, że syn – to będzie chłopiec – tak jak my, będzie niewidomy. Cieszymy się z tego, gdyż wiemy, że będzie mógł widzieć w taki sam sposób jak my.

***