Выбрать главу

Eve uniosła brwi. Znowu nie umiała sobie tego wyobrazić.

– Studia medyczne ją zahartowały – wyjaśnił ojciec, widząc minę Eve. – Ale jako nastolatka, sporo wycierpiała przez tę historię z wiedźmą. Straciła nawet część znajomych.

– Nic jej nie powiem – obiecała Eve. Jess zrobiła całe przedstawienie, jak to zamyka usta na kluczyk. -Mów.

– Okej. – Tata upił łyk coli. – Więc ludzie mówili, że Annabelle miała obsesję. – Jaką? – zapytała Eve.

– Demony – odpowiedział ojciec. – Podobno twoja prapraprababka uważała, że jej przeznaczeniem jest walka z demonami.

Eve czuła, że jej oczy robią się wielkie jak spodki. Spojrzała na Jess; jej przyjaciółka też miała wielkie oczy.

– Do końca zakupów obowiązuje zakaz mówienia o czymkolwiek, co ma związek ze zjawiskami nadprzyrodzonymi – oznajmiła Jess, kiedy następnego ranka Eve spotkała się z nią w Java Nation przy Main Street. Podsunęła Eve espresso. – Wzmocnij się. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że nie mam niczego w zwierzęcy wzór, w każdym razie nic, co by nadawało się do noszenia, a w „Vogue'u" napisali, że w tym sezonie musisz mieć w szafie przynajmniej dwie rzeczy w zwierzęcy wzór.

– Pyton się liczy? – Eve uniosła swoją kopertówkę Michael Kors, ciemnoczerwoną z imitacji skóry pytona. Była zadowolona, że rozmawiały o modzie. Po zakupach będą miały jeszcze mnóstwo czasu na te wszystkie przerażające sprawy.

Jess przyglądała się torebce.

– Liczy się. – Wypiła swoje espresso. – Chodź. Za trzy minuty otwierają sklepy. Nie opuszczę tej ulicy bez imitacji zwierzęcej skóry.

– Cieszę się, że powiedziałaś „imitacji" – zażartowała Eve. – Inaczej bałabym się o kotkę ze sklepu żelaznego.

– Spiffy ma cudowne futro. Ale jest bezpieczna. Uwielbiam zwierzęce wzory, ale nie włożyłabym trupa. Nie jestem typem zabójcy. – Jess się roześmiała.

A ja jestem, pomyślała Eve, przypominając sobie błyskawicę, która wyleciała z jej dłoni i trafiła gościa w pierś. Czy to go zabiło? Czy umarł, zamieniając się w dym? Czy to dobrze?

– Zdołowałaś się. Widzę to – oznajmiła Jess. Szturchnęła lekko filiżankę Eve. – Dwie minuty do otwarcia.

– Wszystko w porządku. – Eve wypiła swoje espresso, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, że wcale nie potrzebowała dodatkowego kopa, bo i tak była nieźle pobudzona. Mimo to zakupy na kofeino-wym haju i tak były bardziej kojące od stawiania czoła demonom.

– Grzeczna dziewczynka – pochwaliła ją Jess, wstając. Była dziś jak matka kwoka. Wczoraj zresztą też, bo i koktajle, i ta odżywka do włosów. Naprawdę się o mnie martwi, pomyślała Eve. Zmusiła się do uśmiechu, kiedy wyszły na poranne wrześniowe słońce. Eve chciała pokazać przyjaciółce, że było okej. I, faktycznie, czuła się o wiele lepiej. Jess i Luke pomogą rozpracować jej supermoce. A jej prapraprababka była pogromczynią demonów. To znaczyło, że ona. Eve, miała to we krwi!

– Zaklepane! – wykrzyknęła Jess, kiedy przechodziły obok butiku Theory. Zatrzymała się, pokazując uroczą kraciastą sukienkę z długimi rękawami i krótką spódniczką z trzech dużych falban.

Eve i Jess miały swój system zakupowy. Podczas jednej eskapady każda miała prawo zaklepać trzy rzeczy. Ta, która zaklepała ciuch, przymierzała go pierwsza i decydowała, czy go chce, czy nie, zanim druga mogła go tknąć. Ale po trzech razach… W dodatku było wbrew zasadom kupowanie takich samych rzeczy, nawet w różnych kolorach.

– O, i zaklepuję ten biało-brązowy trencz w zebrę! – wykrzyknęła Jess, ledwie weszły do środka.

– Dwie rzeczy zaklepane w niecałe dwie minuty. A ja nie zaklepałam jeszcze nic – ostrzegła Eve. Podeszła do wieszaka z kurtkami. Jej uwagę od razu zwróciła srebrno-czarna. Trochę w stylu militarnym, trochę jak kostium sceniczny – Michael Jackson mógł nosić coś takiego, kiedy jej matka była dzieckiem. Eve zastanawiała się, co Mal by pomyślał o tej kurtce. A dokładniej, co Mal by pomyślał o niej w tej kurtce.

Włożyła ją i przeglądała się w jednym z luster. Kurtka zupełnie nie była w jej stylu, ale wyglądała w niej naprawdę super. Do tego skórzane spodnie i będzie miała wypasiony komplecik. Wyglądałaby zjawiskowo, miotając ogniem w tym stroju. Prawie widziała siebie na rozkładówce. Tak, byłoby ekstra, gdyby dodali jej efekty specjalne. Miotanie ogniem w prawdziwym życiu – cóż, Eve jeszcze nie zdecydowała, czy to było fajne, czy nie. Choć wczoraj jej supermoce ocaliły jej życie.

– Widzę, że znowu się dołujesz! – powiedziała z naganą Jess, zbliżając się szybko do Eve. W ręce trzymała torbę z zakupami. Jess była znana ze zdolności do ekspresowego kupowania. Niektóre dziewczyny musiały przymierzyć strój z milion razy i poradzić się wszystkich koleżanek, zanim się zdecydowały. Ale nie Jess.

– Dostałam cynk, że jest wyprzedaż w Guccim. Musimy lecieć, szybko! Wiesz jak to jest z wyprzedażami. Tu możemy wrócić później.

Jess wypchnęła Eve z butiku i pociągnęła do Guc-ciego, dwa sklepy dalej.

– Zaklepuję te kozaczki! – wykrzyknęła Eve. Jess wydała z siebie pomruk niezadowolenia. Ale obie znały zasady i wiedziały, jak ważne było ich przestrzeganie. Były najlepszymi przyjaciółkami. Nie mogły pokazać się w szkole wystrojone jak bliźniaczki. To byłoby idiotyczne.

– Prawda, że ten pasek lakierowanej skóry to genialny pomysł? – zapytała sprzedawczyni wyglądająca na studentkę, kiedy Eve podeszła do butów. Dziewczyna miała bardzo krótkie, rude włosy i z milion piegów. Ale jakoś jej to pasowało. Wyglądała fajnie, jak elf.

– Nadaje im charakter – przyznała Eve. Kozaczki były całe czarne, ale z trzech różnych materiałów: skóry, lakierowanej skóry i elastycznej skóry. Oczywiście, nie były przecenione. Czemu rzeczy, które najbardziej ci się podobają, nigdy nie są przecenione?

– Strasznie mi się podobają – przyznała dziewczyna. – Ale chyba jestem do nich za niska. Chcesz je przymierzyć? Masz rozmiar sześć i pól, zgadza się?

– Dobra jesteś – powiedziała jej Eve. Dziewczyna puściła oczko.

– Znam się na butach. Uwielbiam tę pracę! -

Odeszła po buty.

Do Eve podeszła Jess.

– Super! Wpadłaś w rytm!

To była prawda. Przez kilka minut Eve nie myślała o niczym innym poza tymi butami. Cudownie!

– Chcesz je…? – zaczęła Jess.

Przerwał jej przeciągły, wysoki pisk. Dźwięk postawił na baczność wszystkie włoski na rękach i karku Eve. Sprzedawczyni leżała na podłodze, obok niej duże pudełko z butami. Dziewczyna wiła się z bólu, obiema rękami trzymając się za głowę.

– Dzwoń na pogotowie, Keaton – rzucił do drugiego sprzedawcy kierownik sklepu, podbiegając do dziewczyny na podłodze. – Sammi, co ci jest? – zapytał, przyklękając przy niej.

Sammi otworzyła oczy i wpatrywała się w przełożonego pustym wzrokiem, jakby go nie poznawała. Albo w ogóle nie widziała.

A potem skierowała spojrzenie na Eve. Jej oczy błyszczały, jakby w gorączce, choć jeszcze chwilę wcześniej wszystko było w porządku. I widziała Eve. Eve to czuła.

– Demony, są tutaj! W cieniu – zawyła Sammi. Nie odrywała wzroku od Eve. – Wiesz to! Wiesz! Demony są tu z nami!

Rozdział 11

Znowu demony – powiedziała Eve.

Ona i Jess siedziały w słońcu na ławce przed sklepem żelaznym. Spiffy, sklepowa kotka, wyszła na zewnątrz i robiła ósemki wokół kostek Eve. Wzięła kotkę na kolana. W tej chwili bardzo potrzebowała kontaktu z czymś miękkim i przytulnym.

– Tak… – Jess głaskała czarne futerko pod brodą kotki.

Eve próbowała się pocieszać bliskością ciepłego, mruczącego zwierzaka. Udało jej się trochę uspokoić, ale w głębi czuła zimno.