Выбрать главу

– Nie wiem – odpowiedział Luke. – Ale lepiej szybko się tego dowiedzmy. Bo na razie, bitwę o Deepdene wygrywają demony.

Rozdział 13

Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem – powiedziała Eve. Powtórzyła to zdanie ze dwadzieścia razy. Spróbowała jeszcze raz. – Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem. – Ale nic to nie dało. Dotarta do punktu, w którym słowa były już tylko bezsensowną mieszaniną dźwięków.

– Niczego nie znalazłam! – zawołała Jess, a jej głos odbił się echem od wysokiego sklepienia i marmurowej podłogi. Krążyła po kościele, szukając schowków. Gdzieś w tym starym, pełnym gargulców budynku była ukryta wskazówka, jak pokonać demona.

– Szukałem prawie cały dzień – oznajmił Luke. -Nawet chodziłem na czworakach, szukając poluzowanych płytek. W filmach zawsze chowają różne rzeczy pod poluzowanymi płytkami. – Odłożył dziennik i wstała Ale przecież mogłem coś przeoczyć. – Spojrzał na sufit. – No i nie sprawdzałem tam na górze. Ale musiałbym mieć rusztowanie, żeby się tam dostać.

– Czuję się jak po pilingu mózgu – jęknęła Eve. -Jestem pewna, że to, co napisał wielebny Simon, kryje wskazówkę, tylko jak ją rozgryźć, – Wzięła do ręki dziennik. Może jeśli znów spojrzy na te słowa, przyjdzie jej do głowy coś odkrywczego.

– Piling polega na złuszczeniu martwych komórek. Czułabyś się po nim lepiej, nie gorzej – zauważyła Jess. – Hej, wiecie, że w średniowieczu robili sobie piling winem?

– Dlaczego ty wiesz takie rzeczy? – zapytał Luke. Spojrzał na Eve. – Czemu ona to wie?

– Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem – przeczytała na głos Eve.

– Błagam, nie zaczynaj od nowa – powiedziała Jess.

– Licho wie, że sekrety są tuż pod nosem – przeczytała jeszcze raz Eve.

Jess krzyknęła z udawaną grozą. Jej krzyk odbił się echem od ścian, wypełniając pusty kościół. Eve poczuła gęsią skórkę.

– Żałuję, że to zrobiłam – przyznała Jess. – Aż mnie ciarki przeszły. Ale usłyszałam o jeden raz za dużo, że „licho wie".

– Licho wie, gdzie to może być – powiedziała zrezygnowana Eve.

– Jak to gdzie, pod nosem – zażartował Luke. Szczerząc się, spojrzał na Eve. – Tylko się nie wściekaj i mnie nie poraź. Błagam.

– Czekaj, czekaj. – Eve się zamyśliła. – Może ten piling mózgu jednak nie był na darmo. Chyba na coś wpadłam.

Luke odgarnął włosy z twarzy. Eve zauważyła, że zawsze to robił, kiedy się nad czymś zastanawiał.

– Co takiego?

– Wielebny napisał, że kościół skrywa sekrety. I, że licho wie, że sekrety są tuż pod nosem. Cały czas myślałam, że to ostrzeżenie, że demony, czyli licho, wiedzą, że sekrety są ukryte tu, w kościele. Ale przed chwilą przyszło mi do głowy, czemu by tego nie potraktować dwuznacznie, a jednocześnie dosłownie. -Eve przeniosła wzrok z Luke'a na Jess. – Jeśli mam rację, to muszę przyznać, że bardzo sprytnie wykombinował z tą wskazówką.

– Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz – powiedziała Jess.

– A ja mam! – wykrzyknął nagle Luke. – Potraktować dosłownie, tak? To wprost genialne w swej prostocie. Sekrety są pod nosem.

– Jak to ma nam pomóc? – zapytała Jess. – Niby pod czyim nosem?

– Trafne pytanie… Ale skoro sekrety ukryte są w kościele i jednocześnie pod nosem, to… Sami zobaczcie, mało tu nosów? – Eve poderwała się z ławki i zaczęła rozglądać po kościele, a dokładnie wśród gargulców. Niektóre były „mieszańcami", jak ten z lwią głową i skrzydłami smoka. Czy ten z twarzą i torsem staruszka, a ogonem syreny. Nie były zbyt straszne, raczej dziwne. Nienaturalne.

Ale wiele wyglądało, jakby wypełzły prosto z koszmarów sennych Megan lub Rose. Były pod postacią demonów i potworów. Zauważyła jednego z wystawionymi szponami, jakby się szykował, żeby obedrzeć kogoś ze skóry. Inny miał tak wielkie kły, że spokojnie mógłby nimi strzaskać kość. Sporo miało oczy które wyglądały, jakby na co dzień oglądały piekielny ogień. Robiło to mocne wrażenie.

– No właśnie, wcale ich niemało. Skąd mamy wiedzieć, o który nos dokładnie chodzi? – zapytała Jess.

– A może… – zaczął Luke. – Może sekrety są ukryte tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał… To znaczy pod samym nosem diabła… Stalle prezbiterium. Jest tam gargulec ze spiczastym ogonem i rogami. – Eve się uśmiechnęła. Luke dobrze kombinował, bardzo dobrze$ Dokładnie o tym samym pomyślała. Może i między nimi istniała „przyjaciółkopatia".

– Ale inne też mają rogi i ogony – zaoponowała Jess.

– Tak, ale ten ma rogi, ogon i wielki haczykowaty nos – odparł Luke. – Zwróciłem na niego uwagę, jak wcześniej szukałem.

Eve i Jess poszły za nim na przód kościoła, do prezbiterium.. Luke zatrzymał się przed kamiennym gargulcem. Miał rację. Wszystkie rysunki i obrazy, które widziała Eve, właśnie tak przedstawiały diabła.

– Rzeczywiście, spory nochal. – Jess przesunęła palcem po zakrzywionym nosie gargulca. – Myślicie, że jest pod nim jakaś skrytka? Ja tu nic nie widzę.

– W skrytce chodzi o to, żeby nie było jej widać. Nie oglądałaś filmów? Zawsze trzeba coś nacisnąć albo pociągnąć, żeby się pokazała. – Eve ostrożnie wyciągnęła rękę i dotknęła nos gargulca. Kamień był zimny i porowaty. Ale nie wyczuła na nim żadnego przycisku, dźwigni ani niczego takiego.

Eve wiedziała, że to głupie, ale dziwnie się czuła, stojąc tak blisko gargulca. Jego twarz wykrzywiał uśmiech, jakby gargulec tylko czekał, aż ona wymyśli, jak obudzić go do życia, by mógł rozorać szponami jej pierś i pożreć jej serce. I duszę.

Weź się w garść, nakazała sobie. Gargulce są tu po to, żeby odstraszać demony! Próbowała przekręcić nos, ale ani drgnął. Za to uśmiech diabła wydawał się jakby szerszy, ale Eve wiedziała, że to tylko jej wyobraźnia napędzana adrenaliną, która nadal utrzymywała się na wysokim poziomie.

Zmusiła się, żeby ścisnąć nos. Potem go szturchnęła, pociągnęła, a wreszcie pchnęła. Ze straszliwym zgrzytem kamienia ocierającego się o kamień nos usunął się spod jej palców, znikając w twarzy diabła. Eve wciągnęła powietrze, kiedy coś poruszyło się wewnątrz małego, czarnego wgłębienia. Odetchnęła z ulgą, gdy wybiegł z niego brązowo-żółty pająk. Jess krzyknęła, za co zaraz przeprosiła.

Rozległ się nieludzki jęk, a potem kolejny zgrzyt. Z walącym sercem Eve patrzyła, jak spod gargulca wysuwa się kamienna płyta, ujawniając przestrzeń wielkości pudełka do butów.

– No to bingo. A wierzcie mi, znam się na tym. Co czwartek muszę prowadzić bingo dla seniorów. -Luke przyklęknął i sięgnął do skrytki. Wyjął z niej plik papierów i dwie zniszczone książki. Położył je ostrożnie na podłodze.

Eve usiadła i wzięła jedną z książek. Była stara, zatęchła i pokryta kurzem. Ostrożnie otworzyła ją na pierwszej stronie.

– Eee, mamy problem. To nie jest po angielsku. -Podsunęła książkę Luke'owi i Jess.

– To po łacinie – orzekł Luke. – Tata zaczął mnie uczyć łaciny kiedy miałem siedem lat. Powiedział, że bez względu na to, co będę chciał w życiu robić, znajomość łaciny zawsze się przyda. Powtarzał mi, że wszystko wywodzi się z łaciny, wiecie, taki uniwersalny język.

– Nie dla nas – odparła Eve.

– To też jest po łacinie. – Jess uniosła kilka kartek. – W każdym razie, tak mi się wydaje. Za to na pewno nie znam tego języka. Więc tak w zasadzie mógłby to być jakikolwiek język, oprócz francuskiego.

Luke zerknął na kartki.

– Tak, łacina. Czyli załapałem się na etat tłumacza. Tata byłby ze mnie dumny. Wezmę wszystko do domu i zabiorę się do roboty. Ale to może trochę potrwać.