– Co nam innego pozostaje – stwierdziła Eve.
– Patrzcie, Księga ciemności! - Luke uniósł niewielką książkę oprawioną w czarną skórę.
– Ta, o której pisał wielebny Simon? Z informacjami spisanymi przez jego poprzedników? – upewniła się Eve. – Super! Czy może powinnam powiedzieć „bingo"?
– Eee, nie całkiem. – Luke przewracał kolejne kartki, pokazując Eve i Jess, że woda zamazała większość tekstu.
Eve westchnęła. Jak mieli sobie poradzić bez starego pastora i tej książki?
– Tylko bez paniki! – Jess Wzięła kolejną kartkę z pliku i przyjrzała się jej. – O! No i bingo. Nie tylko nierozmazane, ale w dodatku po angielsku.
– Mów. Co tam jest napisane? – zapytała Eve.
– Eee – zaczęła Jess. – Eee… – Papier zaczął szeleścić i Eve zauważyła, że Jess trzęsły się ręce.
Luke przysunął się do Jess i z przekrzywioną głową spróbował odczytać, co ją tak przeraziło. Eve ujęła dłonie Jess w swoje, żeby jej pomóc zapanować nad kartką.
– Demony mają największą moc podczas pełni księżyca – przeczytał Luke. – To najbardziej niebezpieczny czas. Nie powinno się ich wtedy atakować, najlepiej unikać wszelkiego kontaktu do czasu, kiedy księżyca zacznie ubywać.
A dzisiaj była pełnia. W jasnym świetle księżyca Eve czuła się pewniej. A nie powinna była.
– Co zrobimy? – zapytała Jess. Eve czuła, jak jej przyjaciółce coraz bardziej trzęsły się ręce. – Za pół godziny muszę być w domu. Jak wrócimy? Na zewnątrz są demony. I jest pełnia.
– Pójdziemy razem na plebanię – powiedział Luke. – A potem mój tata odwiezie was do domu.
W samochodzie powinno być bezpiecznie, pomyślała Eve. W każdym razie taką miała nadzieję. Zwłaszcza w samochodzie prowadzonym przez pastora.
– Ale na razie musimy wyjść na dwór. – Jess wyglądała na zewnątrz przez witrażowe okno. Eve też spojrzała. Księżyc, na który patrzyła przez czerwoną szybę, wydawał się jakiś nieprzyjazny, jakby zakrwawiony. – A one czekają. Jestem pewna, że są tuż za drzwiami – ciągnęła Jess.
– Wcześniej nic nam nie zrobiły – przypomniała jej Eve. – Widziałaś okropne rzeczy, ja słyszałam okropne rzeczy, ale nic nam nie jest.
– A co z Megan, Rose i Belindą? – wyrzuciła z siebie Jess. – I matką Shanny? Jeśli znowu zobaczę to, co wcześniej – co te demony robiły mojej mamie – to ja też zwariuję. Wyląduję w Ridgewood i nigdy stamtąd nie wyjdę!
Eve musiała coś wymyślić. Jess zaczynała się hiperwentylować, a nie zrobili nawet kroku w stronę drzwi.
– Okej, musimy znaleźć ci bezpieczną przystań. Jess wydała z siebie zduszony dźwięk; było to coś pośredniego między parsknięciem a szlochem.
– Co takiego? – zapytał Luke.
– Pamiętasz, jak próbowałaś sprawić, żebym się zdenerwowała, jak mi przypominałaś tamten dzień, kiedy złamałam obcas? – mówiła Eve do przyjaciółki. Tym razem parsknął Luke. – No to teraz zrobimy podobnie. Przypomnij sobie jakiś dzień, w którym byłaś naprawdę szczęśliwa. Przypomnij sobie tyle szczegółów, ile tylko zdołasz. Skoncentruj się na wspomnieniu. Zamknij umysł na wszystko inne.
– Okej. No dobra. Jestem na lekcji windsurfingu…
– Z naszym instruktorem, z tą jego opalenizną, mięśniami i oczami – dodała zachęcająco Eve. Jess uśmiechnęła się leciutko. – No właśnie, już łapiesz…
Jess wstała.
– Niech to zadziała. Mięśnie, mięśnie, mięśnie -mamrotała pod nosem.
– Może ty też powinieneś wymyślić sobie taką bezpieczną przystań – powiedziała Eve do Luke'a, kiedy oboje wstali.
– Nie widzę potrzeby. Mam już swoją antydemonową ochronę – odparł Luke.
– Niby co? – zapytała Eve.
– Nie co, tylko kogo. Ciebie. Twoja supermoc pozwala ci z nimi walczyć. Może nawet zabijać. Już to robiłaś. Tamtego dnia, kiedy Mal siedział z założonymi rękami, zamiast ci pomóc.
– Już mówiłam, że Mala przy tym nie było; pojawił się dopiero po tym jak, no wiesz, spaliłam tego demona – wyjaśniła Eve. Spojrzała na Jess. – Ale Luke ma rację. Jak tu szłyśmy, nawet nie próbowałam użyć mocy. Byłam zbyt przerażona. Ale tym razem będzie inaczej. Wiem, czego się spodziewać, i się przygotuję.
Ruszyła do wyjścia pewnym krokiem, jakby w najmniejszym stopniu nie wątpiła w siebie i swoje możliwości. To kiedy to rozdanie Oscarów?
– Powiedz coś o tym, jaka jest płytka. – Jess zwróciła się do Luke'a, kiedy dołączyli do Eve.
– Czemu? – zapytał Luke.
– Nie cierpi tego. Doprowadza ją to do szału – odparła Jess. – A teraz byłoby idealnie, gdyby się wściekła.
Luke omiótł Eve spojrzeniem, a ona poczuła gorąco na policzkach. Chłopcy nie powinni tego robić, kiedy patrzysz.
– Te buty to chyba żart. Parę kawałków sznurka, a ty zapłaciłaś, mogę się założyć, jakąś koszmarną kasę – wytknął Luke. Eve próbowała się zezłościć, ale Luke jakoś wcale jej nie irytował, kiedy wiedziała, że robił to celowo.
– Trzysta dwadzieścia pięć – powiedziała Jess. -Netto.
– Mógłbym obwiązać ci stopy sznurkiem za trzy dolce. Resztę mogłabyś…
– Przekazać bosym, bezdomnym, głodującym dzieciom! – dokończyła za niego Jess.
– Dzięki. – Eve skinęła głową. Właściwie to była bardziej przerażona niż wściekła. A dokładnie okropnie przerażona i w ogóle nie wściekła, ale nie było powodu, żeby Luke i Jess o tym wiedzieli. Pchnęła ciężkie, podwójne drzwi i wyszła na zewnątrz, jej przyjaciele tuż za nią.
Wokół ich stóp natychmiast zebrały się cienie. Eve czuła, jak ją ciągnęły w dół, same wspinając się coraz wyżej; były jak czarna fala, która stopniowo zaczynała ją pochłaniać. Jess zakwiliła. Eve nigdy wcześniej nie słyszała, żeby Jess kwiliła.
– Dasz radę – powiedział pewnie Luke.
Eve miała wrażenie, jakby jej kości zamieniały się w lodowe sople. Jeszcze chwila i któraś z jej nóg po prostu się złamie, ona się przewróci, a wtedy cienie…
Dość, nakazała sobie Eve. Strach pozbawiał ją mocy. Musiała się wściec.
– Jesteś próżną laską, uzależnioną od szminek. Na co komu tyle szminek? – wyszeptała Jess, szczękając zębami.
Eve tego nie kupiła, na wet przez chwilę. Jess mia-ła co najmniej trzydzieści szminek więcej od niej. Ale Jess szczękała zębami ze strachu. I to sprawiło, że Eve się wściekła. Okropnie.
Jak te potwory śmiały nękać jej najlepszą przyjaciółkę? |ak śmiały doprowadzać do tego, żeby Jess krzyczała, szczękała zębami i widziała te okropne obrazy? Jak śmiały?
Serce zaczęło jej mocniej uderzać. Ale nie ze strachu, choć wijące się wokół cienie sięgały jej już prawie do pasa. Serce waliło jej mocno z wściekłości, która rozchodziła się po całym ciele. Wściekłość i pewność. Luke uważał, że da radę. I nagle Eve była tego pewna. Da radę.
Jej ciemne włosy nastroszyły się naelektryzowane, lakier na paznokciach zaczął skwierczeć. Pewnie koszmarnie wyglądała, ale nie dbała o to. Wyciągnęła przed siebie ręce, najdalej jak mogła. Z jej dłoni wystrzeliły ogniste błyskawice, które pośród syków i trzasków wypaliły ścieżkę między cieniami.
Luke złapał Eve za nadgarstek, chwycił Jess za rękę i cała trójka rzuciła się biegiem. Jeszcze nigdy Eve nie biegła aż tak szybko. Biegnąc, zadarła głowę i krzyknęła do okrągłej tarczy księżycami. – Nazywam się Eve Evergold! Jestem nową Wiedźmą z Deepdene. Lepiej ze mną nie zadzierajcie!
Rozdział 14
Kiepsko wyglądasz – powiedziała Eve do Jess w poniedziałek przed szkołą.
Jess przycisnęła rękę do serca i oparła się o swoją szafkę.
– Au!
– Nie o to chodzi. Wyglądasz super. Jak zawsze. Ale jako twoja długoletnia przyjaciółka, umiem zauważyć, że jesteś też zmęczona – wyjaśniła Eve.