Выбрать главу

Aoudad poskrobał się w spiczasty wierzchołek lewego ucha. Ten atak napięcia i podejrzliwości był bardzo silny. Ataki tego rodzaju zdarzały mu się coraz częściej. Obawiał się, że dzieje się z nim coś złego i Duncan Chalk upaja się jego emocjami, odbierając doznania w miarę jak przechodził od paranoi i schizofrenii do osłupienia katatonicznego.

Nie pozwolę, żeby mi się coś takiego przydarzyło — zadecydował. — Chalk może mieć swoje przyjemności, ale bez wbijania kłów w moje gardło.

— Zostaniemy przy naszych zadaniach, dopóki Chalk nie zmieni decyzji — powiedział głośno.

— Tak — odparł Nikolaides.

— Może będziemy ich obserwować w czasie jazdy?

— Zgoda.

Samochód jechał przez tunel Appalachia. Wysokie, ślepe ściany otaczały ich zewsząd. Autostrada opadała tu stromo i samochód mknął z dużym przyspieszeniem. W oczach Nikolaidesa pojawił się błysk zmysłowej przyjemności. Rozparł się w ogromnym fotelu zaprojektowanym dla Chalka. Siedzący obok niego Aoudad włączył kanały łączności. Ekrany rozświetliły się.

— Twój — wskazał — i mój!

Spojrzał na swój ekran. Nie odczuwał już dreszczy, kiedy patrzył na Minnera Burrisa, chociaż widok był potworny. Burris stał przed lustrem, toteż Aoudad mógł widzieć jego dwie postaci.

— A więc zaczynamy od nowa — mruknął Aoudad. Jak zachowałbyś się, gdyby tobie coś takiego zrobili?

— Zabiłbym się natychmiast — powiedział Nikolaides — ale myślę, że dziewczyna jest jednak w gorszej sytuacji. Czy widzisz ją ze swojego miejsca?

— Co ona robi? Jest naga?

— Kąpie się — powiedział Nikolaides. — Setka dzieci, a mężczyzna nigdy jej nie miał! Sprawy, które uznajemy za normalne. Popatrz!

Aoudad spojrzał. Niewielki, prostokątny ekran przedstawiał nagą dziewczynę, stojącą pod prysznicem wibracyjnym. Miał nadzieję, że Chalk właśnie w tej chwili obserwuje jego emocjonalny obraz, ponieważ patrząc na obnażone ciało Lony Kelvin, nie czuł nic. Zupełnie nic. Ani śladu zmysłowości. Nie mogła ważyć więcej niż sto funtów. Ramiona miała spadziste, twarz bladą, oczy pozbawione blasku. Także małe piersi, wąską talię i szczupłe, chłopięce biodra. Gdy Aoudad patrzył, obróciła się demonstrując płaskie, pozbawione kobiecości pośladki i wyłączyła prysznic. Zaczęła się ubierać. Poruszała się ociężale, a jej twarz miała ponury wyraz.

— Może jestem uprzedzony, ponieważ pracowałem z Burrisem — powiedział Aoudad. — Wydaje mi się jednak, że jego przypadek jest znacznie bardziej skomplikowany niż jej. Jest po prostu tępym dzieciakiem, który miał trudne przejścia. Co on miałby w niej zobaczyć?

— Istotę ludzką — powiedział Nikolaides. — To może wystarczyć. Może. Warto spróbować zetknąć ich ze sobą.

— Zachowujesz się jak istota humanitarna — powiedział Aoudad ze zdumieniem.

— Nie lubię patrzeć, jak ludzie cierpią.

— A kto lubi, oprócz Chalka. W jaki sposób możemy nawiązać z nimi grę? Gdzie jest punkt zaczepienia? Są zbyt od nas oddaleni. Są groteskowi. Są barokowi. Nie wiem, jak Chalk chce sprzedać ich publiczności.

— W pojedynkę są barokowi — tłumaczył cierpliwie Nikolaides.

— Kiedy skontaktujemy ich z sobą, stworzymy Romea i Julię. Chalk ma talent do takich spraw.

Aoudad patrzył na pozbawioną wyrazu twarz dziewczyny i na niesamowitą, wykrzywioną maskę, którą Minner Burris posiadał zamiast twarzy. Potrząsnął głową. Samochód mknął jak igła przeszywająca czarną tkaninę nocy. Wyłączył ekran i przymknął oczy. Myślał o kobietach, prawdziwych kobietach, dorosłych, o miękkich zaokrąglonych ciałach.

Śnieg sypał teraz gęściej. Pomimo przytulnego wnętrza samochodu, Bart Aoudad czuł chłód.

Rozdział 4

Dziecię burzy

Lona Kelvin ubrała się. Dwie sztuki bielizny, dwie sztuki odzieży wierzchniej. Wszystko szare. Podeszła do okna w swym pokoiku i wyjrzała. Padał śnieg. Białe tumany snuły się wśród nocy. Śniegu można pozbyć się z łatwością, gdy już spadnie na ziemię. Nie można jednak zapobiec śnieżycy. Jeszcze nie. Spacer w Arkadii — zadecydowała. Później spać! Tak minie kolejny dzień. Włożyła kurtkę. Na myśl o spacerze przebiegł ją dreszcz.

Rozejrzała się wokół.

Wszędzie wisiały starannie poprzyklejane na ścianach fotografie dzieci. Nie doliczyłaby się stu. Może sześćdziesięciu lub siedemdziesięciu. To nie były jej dzieci. Sześćdziesiąt zdjęć dzieci to prawie tyle co sto, a dla matki takiej jak Lona, każde dziecko mogło być jej dzieckiem.

Wyglądały tak, jak dzieci zazwyczaj wyglądają. Zaokrąglone, nieukształtowane buzie, zadarte noski, lśniące, wilgotne wargi, niewidzące oczy. Maleńkie uszka o idealnym kształcie. Chwytne małe rączki o nieprawdopodobnie pięknych paznokciach. Miękka skóra. Lona wyciągnęła rękę i dotknęła fotografii wiszącej najbliżej drzwi i wyobraziła sobie, że dotyka aksamitnej skóry dziecka. Następnie dotknęła własnego ciała. Dotknęła płaskiego brzucha.

Dotknęła małych, twardych piersi.

Dotknęła lędźwi, z których zrodził się i nie zrodził ten legion dzieci. Potrząsnęła głową w geście goryczy, chociaż żal już prawie minął, pozostawiając jedynie osad zagubienia i pustki. Lona wyszła. Drzwi cicho zamknęły się za nią. Winda szybko zniosła ją na parter. Wiatr hulał w wąskim przejściu między wysokimi gmachami. Sztuczne nocne oświetlenie rozpraszało ciemności. Barwne kule światła przemieszczały się bezszelestnie z miejsca na miejsce. Wokół nich tańczyły płatki śniegu. Chodnik był ciepły. Gmachy wokół jasno oświetlone. Do Arkadii pokierowały ją stopy. Na spacer w blasku i cieple śnieżnej nocy.

Nikt jej nie rozpoznał.

Po prostu dziewczyna na wieczornym spacerze. Włosy mysiego koloru zachodziły na uszy. Cienka szyja, przygarbione ramiona, nie rozwinięte ciało. Ile miała lat? Siedemnaście. Wyglądała jednak na czternaście. Nikt o nic nie pytał. Dziewczyna bez wyrazu. Bez wyrazu, jak myszka.

Dr Teh Ping Lin, San Francisco, 1966 r.

„W wyznaczonym terminie czarne samice myszy z gatunku C3H/HeJ o hormonalnie wywołanym jajeczkowaniu zostały zamknięte w klatkach z samcami albinosami z gatunku BALB/C lub Cal A (dawniej A/Crgl/2). Dziewięć do dwunastu godzin po oczekiwanym zapłodnieniu wypłukano jajeczka z jajowodów. Zapłodnione jajeczka zidentyfikowano, ujawniając obecność drugiego jądra w komórce.”

Dla doktora był to trudny eksperyment. Mikroiniekcje komórek nie były już wtedy niczym nadzwyczajnym, ale praca z jajeczkami ssaków raczej niewdzięczna. W trakcie doświadczeń trudno zachować strukturalną i funkcjonalną integralność jaja.

Nikt nigdy nie poinformował Lony Kelvin, że: „trudno dokonać iniekcji jaja ssaków ze względu na dość rozległą warstwę przejrzystej i grubej błony okołokomórkowej. Jej elastyczność utrudniała penetrację mikroinstrumentu, szczególnie gdy jajeczko nie zostało zapłodnione.”

Tłumy chłopców zebrały się, jak zwykle, w holu wiodącym do Arkadii. Niektórym towarzyszyły dziewczyny. Lona obserwowała je nieśmiało. Zima nie dotarła do holu. Dziewczyny pozrzucały ciepłe okrycia i stały dumnie prezentując swoje wdzięki. Jedna z nich miała sutki posmarowane fosforyzującą szminką. Druga zgoliła włosy, by zademonstrować kształtną czaszkę. Opodal zmysłowa rudowłosa dziewczyna w ostatnich miesiącach ciąży splótłszy ręce z dwoma wysokimi chłopakami, ze śmiechem wykrzykiwała różne świństwa. Lona przyglądała się jej uporczywie. Duży, niezgrabny brzuch.