Выбрать главу

A Mari to chyba zaraz zemdleje, pomyślał Gabriel. Ale bo też to był widok, te Demony Nocy! I nareszcie znalazło się wyjaśnienie tych wszystkich parskań, wzdychań, warczenia i zgrzytania, kłapania zębami. To one robiły cały ten hałas, istoty, których nie było widać w mroku, cienie o płonących oczach i białych, sterczących niczym u wampirów zębiskach.

Nie było wśród nich dwóch jednakowych istot. Gabriel domyślał się, że zostały właśnie tak dobrane, by każdy reprezentował inny rodzaj i prawdopodobnie każdy odpowiadał za co innego.

Kiedy tak patrzył na te monstra jak ze złego snu, nabierał coraz większego przekonania, że właśnie śni. Od tej chwili, gdy mama go obudziła i gdy zobaczył Ulvhedina niby jakąś przerażającą zjawę z piekielnych otchłani, aż do tego szalonego momentu, gdy na podium weszły one, wszystko stanowiło jedno długie pasmo fantazji, momentami strasznej, momentami pełnej napięcia… teraz jednak… teraz miara się dopełniła! Nie mogło być już najmniejszej wątpliwości, że to dziwaczny sen. Może przez przypadek zażył jakiś narkotyk?

Monstra wróciły na swoje miejsca, lecz Dida poprosiła Lilith, by została przy niej. Gabriel zauważył, że Lilith bardzo sobie ceni to zaproszenie.

Dwie królowe, pomyślał. Nawet dość podobne, w sposobie bycia i o jednakowej karnacji. Obie nieopisanie piękne. Tylko że jedna to bardzo urodziwa, obdarzona gorącym sercem kobieta, druga natomiast… diablica!

No, teraz to już pewnie będzie koniec z prezentacją sojuszników, miał nadzieję Gabriel. Ale nie!

Tula wezwała demony Ludzi Lodu.

Czworo jej własnych już prezentowano, tych, które zawsze niepokoiły Ludzi Lodu swoją obecnością w Grastensholm: Astarot, zielonowłosy książę otchłani. Jego imię narobiło zamieszania, wszyscy myśleli bowiem, że Astarot to kobieta, babilońska bogini. Co zresztą było prawdą tyle tylko, że jej imię pisano inaczej. Była nazywana Astharot lub Astane. Ów męski demon miał być również nazywany księciem Strąconych Tronów, nikt z zebranych nie odważył się jednak zapytać, czy to prawda. Następny był Rebo z wielkimi, pięknie wygiętymi rogami wołu, dalej Lupus, demon choroby, o niebywale długich, opadających na plecy uszach. I na koniec Apollyon, demoniczny książę Bezdennej Otchłani o jelenich rogach i twarzy, którą potrafił wykrzywić tak okropnie, że patrzący marli ze strachu. Teraz jednak zachowywał się spokojnie.

Wszystkie cztery obiecały Tuli, że gdy walka przeciwko Tengelowi Złemu już się rozpocznie, będą z nią zawsze współpracować.

Zebrani wiedzieli jednak dobrze, iż demony w ogóle są najbardziej narażone, gdyby Tengel Zły chciał podporządkować je swojej władzy. Bowiem one ze swej natury stoją po stronie zła. Tymczasem wśród pomocników Ludzi Lodu przeważały właśnie demony i to było trochę niepokojące. Potrzebne będą wszelkie dobre moce, tylko gdzie one są? Zresztą to nie takie dziwne, że demony szukały porozumienia z Ludźmi Lodu, bo któż inny jak nie ten nieszczęsny, przeklęty ród, odważyłby się przeciwstawić Tan-ghilowi?

Cztery demony wycofały się, Tula wezwała osiem innych.

Silje skuliła się na swoim miejscu, starała się być jak najmniejsza.

– Tak, tak – uśmiechnęła się Tula. – Teraz przyjdą twoi dawni znajomi, istoty z Krainy Mroku. Te, które widziałaś krążące nad górami.

Dał się słyszeć szum, gdy zatrzepotało osiem par skrzydeł. Demony Silje nie chciały wejść posłusznie na podium. Okrążyły najpierw kilkakrotnie salę, machając skrzydłami pod sufitem tak, jak to robiły ponad Krainą Cieni. I oczywiście, musiały się w całej okazałości zaprezentować okropnie skrępowanej Silje. Gapiły się na nią swoimi przenikliwymi oczyma, dotykały końcami skrzydeł, zanim nareszcie, zadowolone, zdecydowały się usiąść na podium. I dopiero teraz Silje uświadomiła sobie, że ten lot pod sufitem to było pozdrowienie dla niej. Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to ich budzące zdumienie organy oraz to, że wszyscy obecni są świadkami jej wstydu.

Sala jednak przyjęła demony oklaskami, zebrani chcieli w ten sposób okazać uznanie dla ich zdolności awiacyjnych.

Czy tylko moje poczucie przyzwoitości zostało tu wystawione na szwank? myślała Silje, patrząc na te wszystkie roześmiane twarze wokół, zwłaszcza Taran-gaiczyków, lecz Norwegów także. Sol, Ingrid, Tula wykrzykiwały podniecone, a Tova aż gwizdnęła przeciągle z podziwu. Czyż one wszystkie są aż tak bezwstydne?

Nie, nie wszystkie! Mari ukryła twarz w dłoniach (ale czynie zerkała przez palce?), Gabriel również sprawiał wrażenie skrępowanego. Ale też i na tym koniec.

Silje ponownie zwróciła wzrok na podium.

„Jej” demony nie różniły się specjalnie od demonów Tuli. Wysokie, obdarzone fascynującą brzydotą, na głowach nosiły różnego rodzaju rogi – antylopy, gazeli, łani lub kozła. Jeden miał rogi tura. Tula znała je po imieniu; jak wszystkie demony były kiedyś aniołami niższej rangi, dopóki nie odwróciły się od rajskiego życia i nie zostały strącone do otchłani. Imiona ich brzmiały: Azariel, Aziel, Azaradel, Azamel, Cabariel, Dabriel, Kiriel i Frgodiet.

Gabriel starał się wszystkie te imiona zapisać, ale poplątały mu się i zrezygnował. Zapomniał je zresztą natychmiast.

Silje myślała, że się zaraz zapadnie pod ziemię, kiedy Tengel Dobry ujął ją za rękę i poprowadził na podium, do demonów. Musiała się z nimi przywitać i musiała na nie patrzeć z bliska! Osiem męskich demonów odnosiło się do niej z wielkim szacunkiem i wszystko odbyło się jak najlepiej. Tengel i Silje wrócili na swoje miejsca, a demony odfrunęły, wykonały jeszcze jedną rundę pod sufitem i wylądowały na górnych ławach.

Tula jednak wciąż jeszcze nie była usatysfakcjonowana.

– Ingrid! – zawołała. – Teraz kolej na ciebie. Chodź tutaj i powitaj znajomych!

Jednocześnie wykonała ruch ręką w stronę tylnych ław, a po chwili z mroku wyłoniło się pięć postaci i skradając się ruszyło ku scenie. Właśnie tak należy to określić, szły niczym skradające się zwierzęta, na miękkich, uginających się łapach.

Ingrid nie miała w sobie ani odrobiny onieśmielenia Silje. Niemal jednym skokiem znalazła się na podium i zaczęła ściskać demony.

– A ja myślałam, że to tylko halucynacje! – śmiała się głośno. – Że to tylko wyjątkowo silny narkotyczny środek pozwolił mi widzieć, jak brzozy przemieniają się w demony.

– Szczerze mówiąc właśnie dlatego, że zażyłaś ten środek, mogłaś zobaczyć nas takimi, jakimi naprawdę jesteśmy – odpowiedział jeden z nich. – Usadowiliśmy się na krawędzi skały i udawaliśmy brzozy, bo bardzo chcieliśmy zobaczyć, jak ty i twój przyjaciel Dan kopulujecie.

A cóż to za słowa, pomyślał Gabriel i zarumienił się.

– Bardzo nas to cieszyło – wyznał demon z uśmiechem. – Takie sprawy to właśnie coś dla nas, jesteśmy bowiem demonami płodności. Dlatego tak nam łatwo przybrać postać brzóz na przykład. Wszystko, co kiełkuje, rośnie, powiększa się, to nasz teren. A imiona nasze brzmią: Tabris, Tacritan, Tarab, Zahun i Zaren.

Tova, która sporo wiedziała o demonach, znała też i te imiona, przypisywano im w kolejności odpowiedzialność za wolną wolę, gotycką magię, wymuszanie, skandale i zemstę.

Cała ta piątka miała, jak to Ingrid już wcześniej zauważyła, osobliwie lisie twarze. Niesamowicie wydłużone rysy, błyszczące zwierzęce oczy i uszy jak u pustynnych piesków. Ale specjalnie brzydkie nie były, zwłaszcza jeśli nie zwracać uwagi na ich podstępne spojrzenia i nieprzyjemnie ruchliwe ręce.

– Pożyteczne stworzenia – mruknął Nataniel siedzący znowu obok Gabriela. – Mogą wszystkich naszych wrogów tak zaczarować, że sami siebie nie poznają.