Zdrajcą jest też Trond, ten, którego prawie miał w swojej mocy, ale który mu się wymknął, bo został zabity, zanim na dobre pojął, iż należy do Tan-ghila.
Ulvhedin. Tula… O zgrozo! I co się właściwie z nią stało? Mar! Jego Tengel Zły był absolutnie pewien, ale przyszła ta… ta… nie, nie jest nawet w stanie wymówić jej imienia! Przekabaciła na swoją stronę jego najwierniejszego wasala, Mara, żeby już nie wspominać o innych sprawach, których się dopuściła!
Za każdym razem, gdy Tengel Zły wspominał Shirę, dostawał mdłości. I nie bez powodu, bo się jej po prostu śmiertelnie bał.
Ale Shira była jedynie duchem. Nie mogła go zaatakować sama, musiała mieć do pomocy żywego człowieka.
A tych on postara się wykończyć jak najprędzej! Coraz bardziej zagniewany przypominał sobie kolejno wszystkich swoich niepokornych potomków.
Heike mógł był stać się kimś niepospolitym, ale z niego już od dzieciństwa był odszczepieniec, który przeszedł na stronę dobra. Na myśl o tym Tengel Zły poczuł w ustach smak żółci.
Och, było ich mnóstwo, tych, którzy mieli zostać jego niewolnikami ale odwrócili się od niego. Taki Sigleik, na przykład. Jahas i Estrid, para idiotycznych klownów. Ingrid… I gromada głupków z Taran-gai, chociaż akurat nimi nie ma się co przejmować.
Nie, gorsi są ci, którzy jeszcze chodzą po ziemi. Żywi. I nie ci nudziarze, normalni, ani staruchy jak Benedikte. Jest jednak jeszcze troje…
Tengel Zły wciągnął powietrze tak gwałtownie, że nad legowiskiem uniósł się kłąb śmierdzącego pyłu i rozszedł po pieczarze. W lesie sójka spadła martwa na ziemię, kora osypała się z pni sosen.
Jest jeszcze troje…
Ludziom Lodu udało się ich ukryć przed nim.
Jedno z nich już, już prawie kiedyś miał w swoich rękach. Tę, którą nazywają Tova. Ale w ostatniej chwili została mu odebrana. Z początku stała po jego stronie, później nakładli jej do głowy tych swoich głupot i przeszła do nich. Ona też, przeklęte dziewuszysko!
Tan-ghil, jako się rzekło, nigdy nie był człowiekiem wykształconym, jego zasób słów był poniżej wszelkiej krytyki.
Jest jeszcze dwoje…
Na jednego liczą najbardziej, jest dla nich wszystkim. Co też sobie wyobrażają te baranie łby. Tengelowi udało się kiedyś zobaczyć chłopaka. Wie nawet, jak ten nędznik ma na imię. Nataniel.
Nic groźnego. Taki tchórz, że nawet nie stanie do otwartej walki.
Tengel zadrżał. Ale ten trzeci… Ten trzeci jest dużo Gorszy. Ku swojemu wielkiemu rozgoryczeniu Tengel nie wiedział o nim nic pewnego. Nie wiedział nawet, czy to mężczyzna, a może to nie jedna osoba, lecz dwie albo trzy, wszystko to było nader niejasne. Chociaż nie, to jedna osoba!
Tego przeciwnika ukryli przed Tengelem tak skutecznie, że zaledwie przeczuwał jego istnienie. Tylko raz, wtedy w Japonii, kiedy Tengel Zły widział Tovę i kiedy na moment mignął mu Nataniel, wtedy miał też wrażenie, że wyczuwa obecność tamtego gdzieś w pobliżu, w obłokach mgły. Ale nie zobaczył niczego, nawet nie zdołał się dowiedzieć, kim, albo czym, tamten jest.
Nie, to nie może być tylko jeden człowiek, musi ich być więcej! Żadna ludzka istota nie mogłaby żyć setki lat i być przez cały czas tak samo silna. Tu musi w grę wchodzić kilkoro! Może syn i wnuk pierwszego?
Jakkolwiek jest, ten przeciwnik wydaje się groźny. W ciągu ostatnich stuleci raz po raz stawał Tengelowi Złemu na drodze. Unicestwiał tych, którzy zdawali się być niepokonani. Jak na przykład Nerthus-Tyra, najlepszego sprzymierzeńca, jakiego Tengel kiedykolwiek miał. Albo… O wstydzie i hańbo: Heydricha, w którego Tengel osobiście się wcielił! Nawet wtedy nie udało mu się go zobaczyć, lecz nie ulega wątpliwości, że on tam był.
Tengel chciał zgrzytać zębami w bezsilnej wściekłości, lecz stan jego uzębienia był dość lichy. Poza tym gęba przypominała raczej ptasi dziób.
Wszystkie żywe stworzenia pospiesznie opuściły grotę, w której się znajdował. Instynkt podpowiadał im, że zanosi się tu na coś niebezpiecznego.
By się trochę uspokoić, ugasić bezsilny gniew, Tengel Zły zaczął myśleć o czym innym, o sprawach przyjemniejszych.
Zajął się swoimi pomocnikami.
Roześmiał się sam do siebie złowieszczo. Tamci powinni wiedzieć, kogo on będzie miał do pomocy, kiedy przyjdzie co do czego! Te nieszczęsne tchórze z Ludzi Lodu będą musiały błagać o wsparcie swoich śmiesznych przodków.
On bowiem ma naprawdę groźnych sojuszników.
Przede wszystkim własnych potomków, tych szczerze mu oddanych, naprawdę wiernych i godnych zaufania spośród obciążonych dziedzictwem zła. I nie jest ich wcale tak mało! Żeby zacząć od tych, którymi się w ogóle dotychczas nie zajmował, od Taran-gaiczyków, wśród których znajdują się prawdziwe perły.
Jak na przykład jego rodzony syn, Zimowy Smutek. Swoją drogą co to za śmieszne imię dla takiego zbója! Zimowy Smutek robi bardzo dobre wrażenie. (Oczywiście, czyż bowiem nie jest synem samego Tan-ghila?) Ale pod urodziwą powierzchownością kryje się dusza, którą Tan-ghil ceni naprawdę wysoko. Pomyśleć tylko, co potrafi… uprowadzać cudze żony, wykorzystywać je, a potem składać z nich ofiary w blasku księżyca! To się nazywa syn! Tyle oto Tan-ghil wiedział o Taran-gaiczykach. Głównym źródłem tej wiedzy był właśnie Zimowy Smutek. Ojciec obiecywał sobie, że będzie miał z niego wielki pożytek, kiedy czas zwycięstwa nadejdzie.
W tamtym plemieniu byli jeszcze Kat i Kat-ghil, zwolennicy Shamy, to oni odpowiadali za złą, gwałtowną śmierć i zawiedzione nadzieje. Kat i Kat-ghil znali mnóstwo czarodziejskich sztuczek, więc Tan-ghil będzie miał z nich pomoc w walce z Ludźmi Lodu.
O, ale to nie koniec, miał tam przecież jeszcze potomka imieniem Strach, który składał ofiary z małych dzieci swoim tajemniczym duchom i bóstwom. Świetny chłopak! A do tego Oko Zła, chyba najbardziej okrutny ze wszystkich. No tak, kiedyś był jeszcze Mar, ale ten nędznik opuścił swój posterunek dla jakiejś cholernej dziewuchy, dla takiej smarkatej… Nie, nie wolno o niej myśleć, rozchmurz się, Tan-ghilu!
W Norwegii także zdobył wielu oddanych pomocników. Rozsądne stworzenia, które wiedzą, co jest dla nich dobre. Ghil Okrutny, na przykład. Jak wszyscy zmarli zwolennicy Tan-ghila spoczywał w otchłani zła. Zostanie stamtąd wyprowadzony, gdy Tengel Zły urządzi swój mały prywatny Sąd Ostateczny.
Ala myśl o tym zachichotał radośnie.
Następny jest Olaves Krestierssonn. O, to jest człowiek wedle jego gustu! Tego wezwie jako pierwszego gdy trzeba będzie rozprawić się z tymi zdrajcami z Ludzi Lodu, którzy opowiedzieli się po niewłaściwej stronie. Poza tym są jeszcze kobiety, Guro i Ingegjerd, tak, tak są nie najgorsze. Wierne i złe do szpik u kości, ale niespecjalnie interesujące, niestety.
Co innego Halkatla! Tengel od początku żywił słabość do Halkatli, samotnej wiedźmy. I z niej będzie miał pożytek! Jej czarodziejskie zdolności są wręcz nieograniczone, a przy tym potrafi uwodzić mężczyzn i doprowadzać ich do zguby. Może udałoby jej się uwieść tego głupka Nataniela?
Tengel cieszył się na samą myśl o tym, że wkrótce wezwie Halkatlę.
Paulus to inny wierny sługa. Młodzieniec, nie ma jeszcze siedemnastu lat, ale zaprzedany złu.
No i wreszcie jego trzy ulubione wiedźmy. Przepiękna Tobba, która mordowała swoich kochanków po zakończeniu miłosnego aktu. Vega, „kobieta nad jeziorem”, i Hanna. Hannie towarzyszy Grimar. Świetna para, która może dokonywać cudów!
I jeszcze jeden młodzieniec: Kolgrim. Zaledwie czternaście lat. Dlaczego to dziecko musiało umrzeć, skoro zapowiadało się tak dobrze? No, ale mimo to zdążył zabić Wybranego, tego który jakoby miał uratować Ludzi Lodu, uwolnić ich od niego, od Tan-ghila.
Pogrążony w półdrzemce Tengel Zły znowu zachichotał. Rozkoszne wspomnienia!