Выбрать главу

– Jakiś syn człowieczy znalazł mnie niedługo potem i ulitował się nade mną. Imię jego brzmiało Kain. Zatrzymał mnie przy sobie, bo przeczuwał, że będzie miał ze mnie pożytek. Popełnił jednak straszne przestępstwo i został przepędzony do nieurodzajnej górskiej krainy na wschodzie, gdzie nikt nie chciał mieszkać. Kain sądził, że to ja tak zatrułem jego myśli, iż zamordował własnego brata i, kiedy się już zestarzał, próbował mnie sprzedać. Wtedy było już na świecie wiele ludzi, a gdy przekonali się, co potrafię, zaczęli o mnie zabiegać, rywalizowali między sobą, który mnie kupi. Cena, jaką Kain otrzymał, była bardzo wysoka. Ale wiedzieli już od Pana, że posiadanie mnie w godzinę śmierci oznacza zatracenie duszy. Mój pierwszy właściciel po Kainie miał ze mnie wiele pożytku, kiedy jednak zbliżała się jego godzina, musiał mnie sprzedać za cenę niższą, niż sam zapłacił. I tak było również w przyszłości. Wszyscy chcieli mnie mieć, nikt jednak nie chciał umierać jako mój właściciel. Z tego powodu przechodziłem z rąk do rąk, przeważnie jednak moi panowie owładnięci byli żądzą posiadania dóbr doczesnych, ziemskiego szczęścia i bogactwa.

Długo tym sposobem wędrowałem po świecie, choć wciąż posuwałem się coraz dalej na wschód. Wiedziałem, że wielu jest już na ziemi z mojego gatunku, ale z jakiegoś powodu mandragora wędrowała w odwrotnym kierunku, ku zachodowi, aż zatrzymała się w krajach nad Morzem Śródziemnym. Rośnie tam do dzisiaj, choć korzenie ma znacznie mniejsze. Tymczasem ja, wędrując ku wschodowi, dotarłem nareszcie do Krainy Wschodzącego Słońca…

– Japonia! – zawołał Andre. – No to jesteśmy w domu! Ale, Rune, przeskakujesz bardzo długie okresy! Musiałeś w tych wędrówkach przeżyć niesamowicie dużo! Nie chciałbyś nam wspomnieć choćby o kilku epizodach?

Rune roześmiał się, co zabrzmiało jak krakanie wrony.

– Myślę, że to by nam zabrało zbyt wiele czasu. Ale… To i owo może mógłbym… Na przykład o synu króla w mieście Anutadhapura. Otóż nabył on mnie bardzo tanio od kupców fenickich. Zawsze tak było, że do pewnych ludzi żywiłem zaufanie, a wtedy czyniłem ich życie znacznie lżejszym i szczęśliwszym. Byłem tylko korzeniem, lecz miałem w sobie niebywałą moc, o czym również wielu z was mogło się przekonać.

Ten i ów uśmiechał się na potwierdzenie.

– Kupiec był dobrym człowiekiem, ale wiedział, jak wszyscy, że posiadanie mnie zaprowadzić go może do piekła. I w żaden sposób nie mógł się mnie pozbyć. Za każdym razem wracałem. No, trudno, rzekł w końcu niezadowolony i sprzedał mnie królewskiemu synowi imieniem Kassapa, który, niestety, do dobrych ludzi nie należał. Żeby zdobyć tron, kazał swego ojca, panującego króla, Zamurować żywcem w skalnej grocie. Ze strachu przed zemstą ze strony brata musiał Kassapa uciekać i zbudował sobie warowną osadę na szczycie stromej góry, Sigiriya, w której spędził osiemnaście lat. Brat go w końcu znalazł, zdobył piękną Sigiriyę, a jego samego zabił. Ponieważ zachłanny królewicz nie zdążył mnie przed śmiercią sprzedać, jego dusza chyba nie zaznała spokoju…

– Zaczekaj chwileczkę! – krzyknął Jonathan. – To są przecież fakty z historii Cejlonu! Więc jednak byłeś tam?

– Byłem – potwierdził Rune. – Chociaż wtedy kraj nazywał się Sinhala, Królestwo Lwa. I byłem także w Persji, która nosiła nazwę państwa Panów. Byłem w Mezopotamii i w Asyrii, a także w Babilonii. Byłem też w Chinach za czasów dynastii Han… No, wszystko jedno gdzie jeszcze. Wówczas nie wiedziałem, że Raj miał jakoby leżeć w pobliżu jednego z tych miejsc. Usłyszałem o tym dopiero teraz.

– A kiedy Kassapa zginął, nie zdążywszy cię sprzedać, to co się wtedy z tobą stało? Byłeś wolny, prawda?

– Wolny? – rzekł Rune z gorzkim uśmiechem. – Ja po prostu nie mogłem funkcjonować jako wolna istota. Mogłem istnieć jedynie dzięki sile mego właściciela. Kiedy brat Kassapy zdobył Sigiriyę, a jego oddziały splądrowały fantastyczną twierdzę, znalazłem się z wieloma mniej lub bardziej wartościowymi rzeczami w jego skarbcu. Wywieziono mnie do Anuradhapury i przechowywany byłem w królewskim skarbcu niedaleko ogromnej dagoby.

– To dagoba Ruwanweli – wyjaśnił Jonathan, który wiele podróżował po świecie. – Powinniście zrobić sobie wycieczkę na Cejlon, wszyscy, którzy teraz żyjecie, i obejrzeć Sigiriyę, skałę w głębi dżungli. Trudno pojąć, jak zdołali na jej szczycie zbudować twierdzę. Musiało to kosztować życie tysięcy niewolników. Ale dagoba w Ruwanweli jest prawie tak samo niewiarygodna. Dagoba, czyli pomieszczenie zawierające relikwie. Taki klejnot, to znaczy świętość będąca relikwią, znajduje się wewnątrz ogromnej kopuły, ale i kopuła także jest klejnotem. Otoczona została setkami słoni wyciętych w kamieniu, są naturalnej wielkości, zaś fundament dagoby składa się między innymi z dwudziestocentymetrowej warstwy rubinów, na której ułożono również dwudziestocentymetrową warstwę górskich kryształów, na niej taką samą warstwę z miedzi i jeszcze jedną ze srebra. I jeśli uświadomić sobie, że trzeba dwudziestu minut, żeby obejść dagobę wkoło, to będziecie mieć pojęcie, jakie bogactwa się tam znajdują. No, ale to tak na marginesie. Przepraszam, Rune, że ci przerwałem.

– Miło było posłuchać – rzekł Rune. – Długo leżałem pośród skarbów w Anuradhapurze, bowiem nikt w tym kraju nie wiedział, czym właściwie jestem. Kilkaset lat później przybył tam pewien kupiec, który handlował jedwabiem. Przypłynął na statku z zachodu i zamierzał dostać się na tak zwany jedwabny szlak, prowadzący na wschód. Jego statek wylądował u brzegów Cejlonu. Mieszkańcy pomogli mu w przygotowaniu dalszej wyprawy, przedtem zaś pozwolono mu obejrzeć skarby w królewskim mieście Anuradhapura. Spodziewali się, że zechce coś z tego kupić. Zobaczył mnie i natychmiast zapragnął nabyć, między innymi, oczywiście. Wiedział, czym jestem, dlatego koniecznie chciał mnie kupić za niższą cenę niż ta, którą kiedyś zapłacono. Rzecz jasna, nikt już tamtej ceny nie pamiętał, kupiec zaproponował więc, dla wszelkiej pewności, śmiesznie niską sumę, która natychmiast została zaakceptowana, albowiem władca kraju pojęcia nie miał o mojej wartości. Tak więc znowu znalazłem się w drodze. Z handlarzem jedwabiu dotarłem do Chin, a stamtąd do Silla…

– To znaczy do Korei – wyjaśnił Andre.

Rune uśmiechnął się tym swoim pośpiesznym, bolesnym uśmiechem.

– Teraz już wszyscy wiedzieli, co się ze mną łączy, co potrafię. Kupowali mnie, by zdobyć bogactwo, miłość lub sławę, a potem sprzedawali za znacznie niższą cenę, spiesząc się, żeby zdążyć przed śmiercią. Z Silla zostałem przeniesiony do Japonii…

– I tam doszło do kontaktu z Tengelem Złym – wtrącił Nataniel.

– No, nie tak od razu. Najpierw z jego ojcem, Teinosuke, tym, który jako młody chłopiec uciekł z Japonii na kontynent i zniknął w głębi mandżurskich stepów. Udało mu się kupić mnie jakiś czas przedtem, zanim opuścił Japonię, i nie mógłbym powiedzieć, że choć przez chwilę czułem się dobrze jako jego własność…

Dida wtrąciła spokojnym głosem:

– Myślę, że mógłbyś nam opowiedzieć najpierw o nim. Zanim przejdziesz do Tengela Złego.

Tak. Teinosuke był ważny. Bo prawdą jest to wszystko, czego Nataniel się o nim dowiedział. On już w Japonii był bardzo złym czarownikiem, chociaż uciekł stamtąd jako młody chłopak. Przyniósł to ze sobą na świat, i zdolność do czarów, i zło. Wielu jego przodków było czarownikami, a zło zawsze cechowało ten ród, chociaż w przypadku Teinosuke dało o sobie znać wyjątkowo silnie.

Rune zastanawiał się przez chwilę. Wszyscy widzieli, że te wspomnienia nie są dla niego niczym przyjemnym.

– Byłem z nim podczas całej długiej wędrówki przez odludne stepy na zachód. Spotkało go wiele złych przygód, cierpiał, kilkakrotnie mało brakowało, a byłby przypłacił tę wyprawę życiem. Wtedy, ale tylko wtedy, pomagałem mu z własnej i nieprzymuszonej woli. Bo nie miałem ochoty przepaść na zawsze razem z kupką jego pobielałych kości na postaciach, gdzie nigdy nikt się nie pojawiał. Pomagałem mu również wtedy, gdy wdawał się w bójki z innymi, co czynił nader często. Ci, z którymi walczył, nie wiedzieli, czym jestem ani do czego służę, chcieli tylko zabić jego, a mnie by porzucili. Był jednak bardzo złym panem, trudno mu było służyć, więc to, że ratowałem go od czasu do czasu, miało podstawy wyłącznie egoistycznej natury. Czułem się w tych latach okropnie i marzyłem jedynie o tym, by jak najprędzej zmienić pana.