Выбрать главу

Samochód? Znajdował się w samochodzie, a poza tym było dosyć chłodno. Może to jeszcze wieczór? Ale przecież był dzień, kiedy…

Kiedy co?

No, tak. Teraz sobie przypomina. Zasnął. A reszta pewnie też.

Coraz bardziej rozrastało się w nim inne uczucie. Musiał jak najszybciej ruszać w drogę, miał do załatwienia pilną sprawę. Czy będzie umiał się z tego wywiązać? Gabriel był skromnym i dość nieśmiałym chłopcem.

Wokół znajdował się tylko las.

Drzwi samochodu ktoś pozamykał, na przednim siedzeniu spała Tova i Marco. Co się stało z Natanielem i Ellen?

Nie, no prawda, oni wyruszyli z powrotem na południe.

Koszmarny sen? Tłukły mu się w skołatanej głowie jakieś słabe wspomnienia, ale sny przeważnie mają w zwyczaju rozwiewać się bez śladu. Na szczęście dotyczy to również najgorszych koszmarów. Pozostało mu tylko jakieś niewyraźne uczucie czegoś wyjątkowo nieprzyjemnego.

Ostrożnie szturchnął Marca w ramię, ale przyjaciel się nie obudził.

Głośno szepnął:

– Tova!

Ona też nie zareagowała. Z pewnością są bardzo zmęczeni, więc lepiej ich nie budzić. Gabriel otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, żeby rozprostować zdrętwiałe członki. Uff, ale huczy w głowie! Dobrze będzie się trochę przejść wśród drzew, ale nie za daleko.

W pobliżu toczyła się ożywiona dyskusja.

– Nie, nie podejdę do tego samochodu! Do cholery, oni tam mają jakieś wielkie owczarki!

– To nie żadne owczarki, na psach się nie znasz, czy co? To były… husky. Albo irlandzkie wilczarze.

– Mowy nie ma! – zawołał trzeci. – Są takie belgijskie psy, co wyglądają dokładnie tak samo.

– Nie gadaj głupot! – warknął czwarty. – Jak to nie były wielkie wilki, to ja zjem własny kapelusz!

– Łatwo obiecywać, jak się w ogóle żadnego kapelusza nie ma! Chodźcie, wracamy tymczasem do naszych samochodów!

– Ale cholernie wiało pół godziny temu! Jakby się piekło rozpętało!

– Jeśli już się nagadaliście, to idziemy!

– Do tamtego samochodu? Nigdy w życiu!

– Cii! Patrzcie tam! Jeden z nich wyszedł… Idzie do lasu. To ten chłopak. No to go mamy!

Gabriel stanął przerażony. Powrót do samochodu został odcięty. Instynktownie wyczuwał, że tutaj lepiej wziąć nogi za pas i wiać, a już w żadnym razie nie podejmować walki. Zdołał tylko raz zawołać Marca, po czym odwrócił się na pięcie i pomknął do lasu. Żeby ich gdzieś zgubić…

Ale prześladowców było wielu, a jego ciało ciążyło po tym śnie jak martwe. Nogi nie chciały go słuchać, tamci podchodzili coraz bliżej i bliżej.

Przedzierał się przez gęste zarośla i kłujące gałęzie iglastych drzew. Gabriel przez cały czas starał się zatoczyć krąg tak, by wyjść znowu w pobliżu samochodu, ale tamci oczywiście bardzo szybko przejrzeli jego zamiary.

Czuł, że strach dławi go w gardle. Mamo, tatusiu, ratunku!

Nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że prześladowcy o mało na niego nie powpadali. Tak go ta ucieczka przeraziła, że całkiem nie zwrócił uwagi na szum rzeki, płynącej w głębokiej rozpadlinie.

Przed nim ziała taka głębia, że zakręciło mu się w głowie, a na samym dnie huczała woda, spadająca spienionymi kaskadami. Gabriel próbował zawrócić, ale znajdował się na samym brzeżku krawędzi. Macając dookoła starał się znaleźć jakiś punkt oparcia, jakiś krzaczek albo chociaż źdźbło trawy, którego mógłby się przytrzymać.

– Teraz go mamy! – usłyszał za sobą. – Na dół! Zepchnąć go!

Chłopiec poczuł silne pchnięcie, strome zbocze nie dawało żadnego oparcia… Krzyknął rozdzierająco i runął w dół.

– To pierwszy – powiedział jeden z mężczyzn i wytarł ręce. – Zostało nam jeszcze czworo.

Następnym, który się obudził, był Nataniel.

Jęknął ciężko, gdy poruszył obolałą głową. Potem rozejrzał się wokół.

– Linde-Lou, jak to miło spojrzeć znowu w twoje przyjazne oczy! Ale dlaczego tu siedzisz?

Chłopiec uśmiechnął się łagodnie.

– Wieczorem panował koło ciebie wielki ruch. Przychodzili tu różni tacy. Rzezimieszki Tengela Złego. Ale myśmy strzegli cię troskliwie, twój dziadek, Tajfun, i ja.

Nataniel zerwał się na równe nogi.

– Straciłem tyle czasu! Co ja mam teraz robić? Ale opowiadaj, co się stało!

Po dłuższych rozważaniach uznali, że należy zatelefonować do Rikarda Brinka i poinformować go o spóźnieniu.

Ponieważ Nataniel nie ujechał zbyt daleko, zanim zmorzył go sen, mógł teraz wrócić do wsi. Podziękował Linde-Lou za pomoc i odnalazł budkę telefoniczną, z której już raz dzwonił. Rikard był w domu, co prawda nie zamierzał jeszcze wstawać, ale na dźwięk głosu Nataniela natychmiast otrzeźwiał. Nataniel opowiedział, jak to się stało, że przespał tyle czasu i że w dalszym ciągu znajduje się daleko w Gudbrandsdalen.

– Ale pozostała czwórka jest w drodze na północ – zakończył.

– Mylisz się – przerwał mu spokojny głos Rikarda. – Ellen jest tutaj. Chcesz z nią porozmawiać?

– Co takiego? – wykrzyknął Nataniel, zaraz jednak rozległ się ożywiony głos Ellen.

– Hej, Natanielu! Czy ty wiesz, co ja zrobiłam? Ja i Morahan?

– Zaczekaj chwileczkę! Jak ty się tam znalazłaś? Jak długo ja właściwie spałem? I kto to jest Morahan? To nazwisko brzmi bardzo z celtycka!

– Bo tak właśnie jest. Zaraz po twoim wyjeździe nadarzyła mi się okazja, mogłam polecieć do Oslo samolotem i byliśmy tam w bloku o nazwie „Chaber” i wyeliminowaliśmy Tengela Złego!

– Chwileczkę, poczekaj no!

W końcu Nataniel usłyszał całą historię, to znaczy prawie całą, zanim skończyły mu się drobne na telefon. Ellen zdążyła jeszcze krzyknąć:

– Pilot mi obiecał, że będę mogła z nim wrócić. Czy mogę też zabrać Morahana? On się wybiera do Nordland.

– Możesz zabrać, kogo chcesz! – odkrzyknął Nataniel zdenerwowany. – Ale nie wyobrażaj sobie, że pokonałaś Tengela… Cholera, ostatnia moneta! – Odłożył słuchawkę. – Ja w to nie wierzę – mruknął pod nosem. – Nigdy by do tego nie doszło, nie w ten sposób! Naprawdę Tengel Zły miałby się poczuć osamotniony i chcieć spać? Nic z tego nie rozumiem! No trudno, zaczekam na nią na lotnisku.

Spotkał kilku młodych ludzi idących do pracy, którzy wyjaśnili mu, gdzie znajduje się lotnisko. Nataniel usiadł pod hangarem, żeby tam zaczekać. Po chwili bezszelestnie podszedł do niego Linde-Lou i także usiadł. Nataniel powitał go jak najlepszego przyjaciela.

Marco bardzo wyraźnie zdawał sobie sprawę z tego, że powinien się obudzić, ale otwarcie oczu wydawało mu się czymś absolutnie niewykonalnym. Słyszał w pobliżu jakieś ostre głosy, czuł, że ktoś szarpie samochodem.

W końcu udało mu się podnieść głowę. Tova… spała skulona na siedzeniu. Gabriel? Marco odwrócił się i poczuł, że strach ściska go za gardło.

Gabriel zniknął.

– Tylne drzwi są otwarte – powiedział jeden z tych wulgarnych głosów. – To będzie śmiesznie prosta rozgrywka.

Ktoś szarpnął klamkę. Marco odwrócił się błyskawicznie i chwycił intruza za nadgarstek. Facet był pewien, że to żelazne imadło zacisnęło mu się z taką siłą. Wrzasnął przejmująco i nie ma się czemu dziwić. Nikt przedtem nie poznał siły Marca. Reszta napastników też zaczęła krzyczeć ze strachu.

– Wilki! Te cholerne wilki znowu tu są! Wiejemy!

Mężczyzna przy samochodzie został sam. Tymczasem obudziła się też Tova i zaspana próbowała rozeznać się w sytuacji. Wysiadła przednimi drzwiami, zaszła tamtego od tyłu, tak że znalazł się w potrzasku pomiędzy Markiem, Tovą i wilkiem. Tova przyciskała drzwi ze wszystkich sił, żeby więzień się nie wyrwał, Marco tymczasem wyszedł na zewnątrz. Wtedy Tova puściła drzwi, napastnik upadł na ziemię, gdzie natychmiast doskoczył do niego wilk.