Выбрать главу

– Za dużo się dzieje – narzekał Nataniel. – Za dużo jak na jeden raz. Mały Gabriel… Nie powinienem tu tak siedzieć, ale muszę czekać na Ellen. Co robić?

– Czy ty wierzysz w rewelacje Ellen? Wierzysz, że Tengel Zły naprawdę chciał zasnąć? I że wszystko już za nami? – dopytywała się Tova.

– Ja nie wierzę w nic! Jestem zbyt skołowany i zaszokowany, nie mogę zebrać myśli…

– To ta trucizna, którą zjedliśmy w czekoladzie. No, to ja też zaczekam na samolot – postanowiła Tova. – Dowiemy się czegoś więcej.

Nataniel miał wątpliwości.

– Żeby to tylko nie trwało zbyt długo. Ktoś powinien jechać na północ, bo musimy odszukać naczynie z wodą zła, niezależnie od tego, czy Tengel Zły zniknął na zawsze, czy nie. A ty jesteś jedyną gotową do drogi… Ja muszę zaczekać na Hellen, a poza tym chcę się dowiedzieć, co z Gabrielem.

– O niego bym się specjalnie nie martwiła – rzekła Tova. – Jest przy nim i Marco, i Ulvhedin, a poza tym ludzie z okolicy i lekarz.

– Jeśli chłopiec żyje – westchnął Nataniel ponuro. – Nic przecież nie wiemy. Jak my byśmy powiedzieli o tym Karine… Och, niechby już ten samolot przyleciał!

– Wydobyłeś swoją butelkę?

– Owszem, mam ją przy sobie. A czy wiesz, co Ellen zrobiła ze swoją?

Tova pokazała, w którym miejscu została zakopana butelka Ellen.

– Dobrze, że tak blisko – ucieszył się Nataniel.

Przez chwilę czekali w milczeniu. Nagle Tova uśmiechnęła się i zapytała:

– Czy ty niczego nie zauważyłeś?

– Nie, a co?

– Ustały ataki na nas!

– Chyba masz rację! Myślisz, że mimo wszystko powinniśmy wierzyć w sukces Ellen? Że zdołała nas uwolnić od trwającego setki lat przekleństwa?

– Na to wygląda!

I wtedy usłyszeli upragniony warkot silnika.

– Bogu dzięki – szepnął Nataniel. – Nareszcie jest samolot! Linde-Lou i Halkatla, nie pokazujcie się obcym ludziom!

Rikard siedział przy telefonie i rozgłaszał po całej rodzinie radosną wiadomość. Przekleństwo zostało pokonane, teraz ród może świętować odzyskaną wolność, a bohaterką dnia powinna być Ellen. Pięcioro wybranych pojedzie do Doliny Ludzi Lodu, by zawieźć tam jasną wodę i unieszkodliwić zawartość naczynia Tengela, żeby woda zła nie wyrządziła jakichś szkód w miejscowym środowisku. Młodzi wysłannicy powinni tam dotrzeć bez przeszkód, teraz podróż będzie już czystą przyjemnością.

Cały ród nie posiadał się z radości, Ludzie Lodu wprost nie mogli uwierzyć, że to wszystko prawda.

Rikard jednak zapewniał, że Tengel Zły rozwiał się w powietrzu i po prostu zniknął, Ludzie Lodu mogą więc być całkowicie spokojni.

Marco zdołał zejść stosunkowo daleko po stromym zboczu rozpadliny, w której płynęła rzeka. Ale jeszcze nie dość daleko. Dlatego z wdzięcznością powitał mężczyzn z osady, którzy przynieśli liny i teraz podawali mu jedną. Obwiązał się mocno w pasie i ubezpieczany z góry, mógł ruszyć dalej.

– Czy chłopiec żyje? – zapytał lekarz ratowników stojących nad urwiskiem.

– Nie wiemy – odpowiadali. – Biedny malec! Samotny w takiej sytuacji!

Oni bowiem nie widzieli Ulvhedina siedzącego obok dziecka. Widzieli tylko małą skuloną figurkę na straszliwie wąskiej półce skalnej i niezwykle odważnego mężczyznę, który do niego schodził. Żaden z nich nigdy by się na nic takiego nie zdobył!

Marco był już tak blisko Gabriela, że widział dokładnie wszystkie szczegóły dziecinnej postaci. Pod nimi huczała spieniona rzeka, bryzgi wody leciały w górę i osiadały jak rosa na ubraniu. W sercu czuł ból. Choć z całych sił natężał wzrok, nic dostrzegał śladu życia w skulonym ciele chłopca.

Mały samolot wylądował.

Rozpromieniona Ellen opowiadała z najdrobniejszymi szczegółami, jak doszło do tego, że Tengel Zły przekazał jej informację, iż czuje się zmęczony i opuszczony przez wszystkich w obcym dla siebie świecie i pragnie wyłącznie spoczynku. Na zawsze. Podziękowali pilotowi, zapłacili i ruszyli w stronę miejsca, gdzie Ellen zakopała swoją butelkę.

Nataniel mówił niewiele. Był po prostu szczęśliwy, że Ellen znowu jest przy nim, i zamierzał później wyrobić sobie pogląd w sprawie nieoczekiwanej zmiany postawy Tengela. Nie opuszczała go myśl, że jeśli to prawda, jeśli niebezpieczeństwo naprawdę minęło… Tak, to w końcu będzie mógł wyznać Ellen miłość. Będzie mógł wziąć ją w ramiona, tak jak o tym od wielu miesięcy nieustannie marzył.

Tova przyglądała się idącemu obok niej Morahanowi. Wiedziała, że to człowiek skazany na śmierć. I bardzo dobrze rozumiała Ellen, która zabrała go ze sobą. Tova postąpiłaby tak samo. Ten bardzo żywotny młody człowiek budził sympatię od pierwszego spojrzenia, i to nie tylko dlatego, że los obszedł się z nim tak brutalnie. Tovie podobało się w nim wiele. To jego dyskretne milczenie, kiedy oni roztrząsali swoje sprawy, jego uprzejmość i życzliwość…

Postanowiono, że Morahan pojedzie z nimi samochodem na północ. Przedtem jednak musieli wrócić nad urwisko, bo nie przestawali myśleć o Gabrielu. Szli szybko, a Ellen usta się nie zamykały. W sercach wszystkich narastał niepokój o chłopca. Ale przecież był przy nim Marco, ta myśl dodawała otuchy.

– Wiecie, co sprawia, że nie mam wątpliwości co do Tengela Złego? – zapytała Ellen. – To, że wtedy nie zjawiła się Villemo, żeby mnie ochraniać. Wynika z tego, że jej opieka nie była potrzebna.

– Mylisz się – powiedziała Tova. – Halkatla mówiła mi, że Villemo nie została wpuszczona do tego „Chabra”. Siła woli Tengela Złego była silniejsza niż jej. Chciał być z wami sam, z tobą, Ellen, i z Morahanem, uczynić z was posłuszne sobie narzędzia. Ale to przecież nie musi oznaczać niczego innego niż to, co sądzi Ellen, że mianowicie pragnął tylko spoczynku. O cholera, a po co ci kretyni tam idą?

Na płytę niewielkiego lotniska weszło czworo czy pięcioro tamtych drani, którzy wciąż atakowali samochód. Na razie byli jeszcze daleko.

– Ale idioci! – zawołała Ellen. – No jasne, nie dotarła do nich wiadomość, że walka skończona, a ich pan zniknął. Działają na własną rękę!

– Tova! – zawołał Nataniel. – Weź Morahana i pędźcie jak najszybciej do samochodu! I nie oglądając się na nic jedźcie na północ. Musicie zawieźć do Doliny Ludzi Lodu przynajmniej twoją butelkę. My z Ellen przyjedziemy później motocyklem. Najpierw wykopiemy jej butelkę i dowiemy się, co z Gabrielem. Ale przede wszystkim spróbujemy zatrzymać tych tam…

Ellen była zrozpaczona.

– Więc znowu walka? Mimo że wszystko układało się już tak dobrze?

Nataniel nie odpowiedział. Zdawał sobie sprawę, iż Linde-Lou jest z nimi, kątem oka widział, że Tova i Morahan zniknęli za hangarem, bo tamtędy chcieli się dostać do samochodu. On sam ruszył wprost na spotkanie napastników.

– Wejdź do hangaru, Ellen – powiedział. – Nie chcę, żebyś w tym uczestniczyła. Poczekaj tam na mnie!

– Ale ja…

Machnął bardzo stanowczo ręką. Posłuchała spłoszona, choć ustępowała bardzo niechętnie. Kątem oka spostrzegła Villemo i uśmiechnęła się drżącymi wargami do swojej opiekunki.

Nataniel podszedł do napastników.

– Walka skończona! – zawołał. – Nie macie już szefa.

Oni jednak szli na niego niczym roboty. Widział zacięte twarze, nie dostrzegał w nich wahania, raczej upór. Tengel Zły wiedział, kogo wybrać, to pewne.

Był wśród nich jeden, którego Nataniel przedtem nie widział. Boże, cóż to za człowiek? Czegoś równie odpychającego nie spotkał w życiu.

– Gotowe! – zawołał właśnie ten do pozostałych.