Выбрать главу

Wtrąciła się Tula:

– Ty-który-urodzileś-się-w-drzwiach, ty, który żyłeś w dwieście lat później, czy możesz nam powiedzieć, jak to było za twoich czasów?

Nieduży człowieczek o długim imieniu wstał i ukłonił się z szacunkiem.

– Mój pogląd, przezacni zgromadzeni, jest taki, że nikt już wtedy nie pamiętał, jakobyśmy mieli dostarczać Shamie kwiatów do jego ogrodu.

– Patrzcie, patrzcie! – rzekł Eleike z uznaniem. – Miło to usłyszeć! Inu, masz dla nas jeszcze jakieś informacje?

Nie. Powiedziałem już swoje.

– Dziękuję ci. – Rune skinął głową. W takim razie mogę mówić dalej. Wyczuwałem, oczywiście, gwałtowne drgania i trzęsienie ziemi, jakie nastąpiło, gdy Tan-ghil dotarł do Źródła Zła. Krzyk słyszałem również. Ponieważ jednak nikt nie mógł mi tego wytłumaczyć, nie wiedziałem, co się stało. Trzeba bowiem pamiętać, że nie byłem w pełni rozwiniętym człowiekiem, byłem zaledwie próbą człowieka. Moje zmysły różniły się od waszych, były, w pewnym sensie, bardziej wewnętrzne. Ufam, że rozumiecie, co mam na myśli. Więcej byłem w stanie przeczuć, niż usłyszeć czy w inny sposób doświadczyć.

– Rozumiemy – rzekł Tengel Dobry. – Chciałbym tylko zapytać, czy myślałeś?

Rune zastanowił się.

– Tak, chyba mógłbym to nazwać myśleniem, choć wielu uczonych określiłoby to z pewnością mianem instynktu. Może należałoby raczej stosować wyrażenia, jakich się używa w odniesieniu do zwierząt.

– Ale ty przecież zwierzęciem nie byłeś! wykrzyknęła Mari.

– Nie. Chociaż, gdyby mnie tak nazwano, nie uznałbym tego za obraźliwe.

Te słowa powitano spontanicznymi brawami. Ludzie Lodu zawsze bardzo wysoko cenili zwierzęta.

– A zatem nie wiesz nie o jego wędrówce poprzez groty? – zapytała Mari. – Nic na temat tego, co się stało przy Źródle Zła?

Rune popatrzył na nią z zaciekawieniem

– Właśnie do tego dochodzimy.

Wielu z zebranych usiadło wygodniej.

Teraz Rune zwrócił się do Shiry:

Tej nocy, kiedy się urodziłaś, do twojego dziadka, Irovara, przyszły duchy czterech żywiołów i poinformowały, że będziesz musiała podjąć walkę z Demonem w Ludzkiej Skórze, prawda?

– Tak. Dziadek tak właśnie mi mówił.

– No, bo widzisz, duchy przyszły również do mnie – uśmiechnął się Rune tak łagodnie, jak na to pozwalała jego trójkątna, sztywna twarz.

– Naprawdę?

– Tak. A pamiętasz, co mówiono o tym czasie, gdy Tan-ghil przebywał poza domem? O tym grzmocie, który Taran-gaiczycy słyszeli jeszcze tamtej nocy jedenaście razy? Mówiono, że trwało to właśnie jedną noc, a to nieprawda. Cała ta wyprawa zajęła wiele nocy i dni…

– To rozumiem – odparła Shira. – Ja również potrzebowałam wielu nocy i dni, żeby dojść do źródła.

– Tan-ghil szedł co najmniej tak samo długo. I dopiero ostatnie uderzenie zabrzmiało niczym potężny grzmot. Góra Czterech Wiatrów zadrżała w posadach, morze wzburzyło się gwałtownie, a nad wodą długo unosił się przeraźliwy krzyk, wołanie człowieka w najwyższej potrzebie, krzyk, który rozchodził się potem pod ziemią, pod stopami ludzi niczym jęk lub bolesne westchnienie.

Shira kiwała głową potakująco.

Wszyscy w Taran-gai byli wstrząśnięci i przerażeni tym, że ziemia i morze się burzą, zbierali się więc po domostwach z przyjaciółmi. Mój pan poszedł do sąsiadów, a ja zostałem w jurcie sam. Wisiałem wtedy na ścianie, uradowany, że znowu jestem w domu i że nie muszę już przebywać w tej cuchnącej norze Tan-ghila, takiej obrzydliwej z tymi wszystkimi magicznymi dekoracjami. Siedziba zła… Nigdy więcej nie chciałbym się tam znaleźć! Nikt nic może mnie już nigdy ukraść, obiecywałem sobie.

Nagle dostrzegłem, że do środka weszły cztery niewyraźne postacie. Jedna płomienista niczym ogień, druga przezroczysta jak powietrze, trzecia piękna, niebieskozielona jak morze i czwarta brunatnoziemista. Podeszły do mnie, dotykały mnie i oglądały, zdawały się bardzo zdziwione. Wyraźnie jednak okazywały mi zaufanie. Wreszcie przemówiły władczym tonem, jakby nie bardzo wiedziały, jak się do mnie odnosić, i wolały pokryć niepewność autorytetem.

„Shama znowu straszy bogów” – powiedziała Ziemia.

„Zwabił Demona w Ludzkiej Skórze do Groty Zła” – dodało Powietrze.

„I gadzina zdołała tam wejść – mówił Ogień. – Nigdyśmy nie myśleli, że człowiek może być do tego stopnia zły, by mógł tego dokonać”.

„Nie mamy nikogo prócz ciebie, do kogo moglibyśmy się zwrócić – rzekła Woda. – Musisz go pokonać! Nie pozwól mu przejąć władzy nad światem!”

W tamtych czasach nie umiałem mówić, potrafiłem jednak przekazywać im pytania, oni rozumieli moje myśli.

„Wędrówka Demona w Ludzkiej Skórze przez groty była bardzo trudna” – wyjaśniła mi Ziemia. – „Uratowała go tylko jego bezgraniczna, nieugaszona żądza władzy i nieśmiertelność, którą dał mu Shama. No i ten przeklęty dał mu jeszcze flet. Dwukrotnie Demon był niemal bliski śmierci, zawsze jednak zdążył przyłożyć flet do ust i został ponownie przywrócony do życia”.

– Chwileczkę – przerwał Heike. – Skąd Tan-ghil znał melodię, która budzi do życia? Nauczyłeś się może tej melodii, kiedy Shama z nim rozmawiał?

– Przepraszam – odparł Rune. – Zapomniałem powiedzieć, że Shama pouczył Tan-ghila, iż wystarczy tylko zadąć w instrument, a on już sam z siebie wyda właściwe tony.

– Ach, tak – jęknął Heike, czując gęsią skórkę na całym ciele. – Dziękuję wam wszystkim, którzyście mnie wtedy przywiązali do brzozy i tym sposobem zapobiegli, bym nie zagrał na flecie, który znaleźliśmy w Eldafordzie. Mów dalej, Rune!

– Tak. No więc duchy powiedziały jeszcze, że wędrówka Tan-ghila przez groty była podwójnie trudna, albowiem nie miał on nikogo, kto by mu przyświecał pochodnią. Musiał iść sam. Duchy opowiedziały wszystko, co było im wiadomo. Spróbuję to powtórzyć. Może nie słowo w słowo, ale w każdym razie… „Pierwsze pomieszczenie, do którego Tan-ghil wszedł, to była sala skromności” – wyjaśnił mi duch Wody.

Shira zerwała się na te słowa.

– To prawda! Bo pierwsze pomieszczenie, w którym ja się znalazłam, to była sala próżności, a z nim oczywiście musiało być dokładnie odwrotnie niż w moim przypadku!

Rune skinął głową.

– Wszystko zostało odwrócone. W twoim charakterze nie mogło być ani odrobiny pychy czy próżności. On zaś musiał być pozbawiony wszelkiej skromności i miłosierdzia. W tej sali poradził sobie znakomicie, Tan-ghila nigdy tego rodzaju uczucia nawet nie zaniepokoiły. Jedenaście sal, które musiał przejść, były sprawdzianem, do jakiego stopnia był on pozbawiony człowieczeństwa, stanowiły próbę jego uczuciowego chłodu. Shira, chyba będzie najlepiej, jeśli przyjdziesz tu do mnie i wspólnie spróbujemy prześledzić tę wędrówkę…

Shira natychmiast wbiegła na podium. Gabriel widział serdeczność w spojrzeniach obojga, kiedy na siebie patrzyli. Sam poczuł ciepło koło serca. Wszyscy jesteśmy takimi wspaniałymi przyjaciółmi, pomyślał po raz chyba setny tej nocy. Wszyscy tutaj są sobie niezwykle życzliwi! Czy istnieje coś piękniejszego niż przyjaźń?

– Shiro, twoja sala numer dwa?

– To była próba mojej wytrzymałości, mego duchowego uporu. Próbowano tam nakłonić mnie, bym napiła się wody z fałszywego źródła, to w nagrodę spotkam miłość. Było bowiem oczywiste, że jedynie miłość jest w stanie sprowadzić mnie z właściwej ścieżki.

– Tak jest. Duch Wody opowiadał mi, że Tan-ghil również napotkał fałszywe źródło. Tylko że na jego drodze postawiono wielką skrzynię z ogromnym skarbem. Mało brakowało, a byłby wpadł w zasadzkę, opanował się dosłownie w ostatniej chwili. Następna sala, Shiro?