Выбрать главу

– O, tę pamiętam bardzo dobrze! To był ów ogromny młyn, w którym przetaczały się wielkie głazy i kamienie. Tam miała być poddana próbie moja rozwaga, mądrość i zaradność.

– Wszystko się zgadza – potwierdził Rune. – Tylko że w tej sali Tan-ghil przecenił siebie i swoją inteligencję. Jak to powiedział Duch Wody: „On nie miał czasu czekać i zastanawiać się, wierzył, że jest niepokonany i że jego rozum również przerasta wszystko. I mogło go to kosztować życie. Został w tej grocie niemal zmielony na miazgę, bowiem była to próba rozwagi i zaradności, a tego on miał niewiele. Tym razem uratował go flet, to prawda. Mimo to musiał spędzić w tej grocie aż dwie doby, zanim znalazł wyjście, a gdy już nareszcie wyszedł, był tak obity i potłuczony, że jego członki ledwo trzymały się razem”.

– Potem weszłam na most zła. Tam miały być poddane ocenie takie cechy charakteru, jak nieobyczajność, gniew, niecierpliwość, żądza zemsty i temu podobne. Na tym cieniutkim jak włos moście miałam spotkać wszystkich, których świadomie zraniłam.

– W przypadku Tan-ghila było dokładnie odwrotnie. On znalazł się na moście dobra i miał tam spotkać wszystkich, wobec których świadomie zachował się jak człowiek, z przyjaźnią. Poradził tam sobie znakomicie, nigdy bowiem nie odczuł ani cienia miłosierdzia wobec żadnej ludzkiej istoty. Następnie przeszedł do… No właśnie, co było potem?

– Znalazłam się w sali przestępstw – odparła Shira, która uważała, że to interesujące przyglądać się temu wszystkiemu ponownie, tyle że z innej perspektywy. Przeszła przecież przez wszystkie próby z jak najlepszym rezultatem. – Była to również sala kłamstwa i potwarzy.

– No tak – rzekł Rune. – W odniesieniu do Tan-ghila chodziło tu o szczerość, uczciwość, dyskrecję i pobożność. Nieszczery i nieuczciwy był zawsze, co do pobożności, to w ogóle nic takiego go nie dotyczyło, natomiast sporych kłopotów nastręczała mu dyskrecja. Bo Tan-ghil nigdy nie ujawniał żadnych tajemnic, nie plotkował, pogardzał bliźnimi do tego stopnia, że się po prostu z nimi nie widywał, z nikim nie rozmawiał, więc nawet nie miałby do kogo plotkować. No i właśnie obrzydzenie do ludzi go uratowało podczas próby, uznano, że przewyższa ona jego mimowolną dyskrecję.

Shira zadrżała.

– Teraz zbliża się próba dla mnie najtrudniejsza – westchnęła. – Las zawiści i pożądania. I zazdrości. To tam zostałam zraniona tym olbrzymim kolcem! Uff!

– Niech no sobie przypomnę, co duchy powiedziały w związku z tym o Tan-ghilu – zastanawiał się Rune. – Aha, to był las altruizmu, dobroczynności i współczucia. Tam nie miał on żadnych problemów! kilka następnych sal również przeszedł z łatwością. No, może łatwość to nie najodpowiedniejsze słowo. Ale przecież nigdy nie zapałał takimi uczuciami, jak miłość, podziw czy oddanie. W końcu nadeszła ostatnia próba, a była ona niemal taka sama jak twoja, Shiro.

– Ach, tak? Czy chodzi o… siłę i wytrzymałość fizyczną?

– Właśnie tak. On również musiał się wykazać wielką wytrzymałością.

– Rozumiem. Tylko że ja walczyłam z Shamą, czego on chyba nie robił. Z kim on musiał się zmierzyć?

– Nie, Tan-ghil nie walczył z Shamą. On spotkał tam Duchy Żywiołów. Miały za zadanie zamknąć mu drogę do źródła, podobnie jak Shama miał ją zamknąć tobie.

– A zatem on walczył z czterema istotami? Musiało mu być bardzo trudno!

– Tak rzeczywiście było. I zabrało mu to najwięcej czasu. W końcu jednak wygrał, posługując się wszystkimi swoimi podstępnymi chwytami. Otworzył sobie przejście do źródła.

– Ale jak przez nie przeszedł? Ja przecież miałam Mara, który oświetlał mi drogę. Tan-ghil znajdował się w nieprzeniknionych ciemnościach!

– Czołgał się przy ścianie, dookoła groty, aż znalazł wyjście. Ale na koniec był już tak wyczerpany, że jego oddech przypominał bolesne wycie, jak mówiły duchy. Wyjście jednak znalazł.

– Zaczekaj chwileczkę! – przerwał mu Nataniel. – Powiedziałeś, że on dwukrotnie był bliski śmierci. Czy to właśnie tam był ten drugi raz?

– Otóż to – wtrąciła Dida. – Na czym polegała druga jego słabość? Gdzie popełnił drugi błąd, i to taki, że musiał po raz drugi posłużyć się fletem?

– Dokładnie o to samo ja zapytałem – odparł Rune. – Ogień odpowiedział mi: „Popełnił ten błąd w ostatniej grocie, ale nie wiemy, na czym on polegał”. Sam zastanawiałem się nad tym długo, ale duchy wyjaśniły tylko, że nie znajdują żadnego przekonującego powodu. Mimo wszystko upadł tam na śnieg i sprawiał wrażenie, że kona. Ostatkiem sił podniósł flet do ust i zagrał, dzięki czemu zdołał wrócić do życia.

Shira ze zgrozą wspominała ostatnią próbę. Tę, w której chodziło o jej siłę psychiczną i o rozum. Spotkała tam ludzi, których nieświadomie zraniła. Była to próba tak trudna, że dziewczyna jeszcze długo potem nie mogła odzyskać równowagi. Właściwie dopóki Mar nie dał jej kropli jasnej wody. Uratował dzięki temu jej duszę, choć jednocześnie Shira utraciła zdolność samodzielnego odszukania naczynia z ciemną wodą, które Tengel Zły zakopał w Lodowej Dolinie, i unieszkodliwienia wody zła. Stała się bowiem zwyczajnym człowiekiem. Ale nic przeciwko temu nie miała, bo dzięki temu zdobyła miłość Mara…

Jej myśli błądziły daleko. Dopiero po dłuższej chwili, oszołomiona, ocknęła się w Górze Demonów.

Normalnym już tonem oświadczyła:

– Spotkałam tam ludzi, których nieumyślnie zraniłam. Kogo spotkał Tan-ghil?

Rune odpowiedział z uśmiechem:

– On spotkał tych, którym nieświadomie okazał dobro.

– Wielu ich było?

– Nikogo. Ani jednego takiego człowieka.

– Więc dlaczego był bliski śmierci? – zapytał Gabriel.

– Tego właśnie duchy nie były w stanie pojąć. Nie umiały znaleźć przyczyny.

– No, zostawmy to na razie – powiedział Tengel Dobry. – Co wydarzyło się potem? Tan-ghil dotarł do źródła, prawda?

– Dotarł, lecz duchy wiele na temat jego pobytu tam nie wiedziały, bowiem do tej groty wejść mógł tylko Shama. One nie. Słyszały jedynie, że Tan-ghil potykał się w ciemnościach, wściekły, wyczerpany, pokaleczony i śmiertelnie utrudzony. Dokładnie tak jak ty, Shiro, stracił po drodze całe swoje ubranie, w kamiennej grocie zostały mu wyrwane wszystkie włosy, na całym ciele miał głębokie skaleczenia. Duchy słyszały, że jęczy, płacze, skarży się i krzyczy, nie był już człowiekiem, był ledwie żywą istotą, na oślep krążącą w ciemnościach. Nie był jednak sam, słyszeli jakiś głos, który do niego przemawiał, to musiał być Shama, co innego jest nie do pomyślenia. Shama obiecał mu nieśmiertelność, całe bogactwo świata i pełną władzę nad ludzkością, jeśli tylko napije się wody zła.

– Czy rzeczywiście Shama miał aż taką siłę, że mógł przebywać przy Źródle Zła? – zapytał Tengel Dobry sceptycznie. – I mógł mu to wszystko obiecać?

– Masz rację – przyznał Rune. – Duchom żywiołów również się to wydawało dziwne, one same bowiem dostępu do źródła nie miały. Nie, one miały poważne wątpliwości, jeśli chodzi o Shamę, ale po prostu nie widziały innej możliwości. Chociaż…

– Przypuszczały coś podobnego jak ja teraz? – zapytał Tengel Dobry. – Myślały, że w grę wchodzi dużo większa siła, czy tak?

Rune przytaknął skinieniem głowy.

– Tak było. Duchy myślały, że to może być… źródło. Albo zło samo w sobie, co w końcu na jedno wychodzi. Duchy nigdy we wnętrzu tej groty nie były. Nikt w ogóle nigdy tam nie dotarł. Ktokolwiek to jednak był, mam na myśli tę siłę, to stawiał warunki. Tan-ghil musiał również złożyć obietnicę. Musiał obiecać, że w każdym pokoleniu jego potomstwa co najmniej jeden człowiek zostanie ofiarowany złu. I Tan-ghil, oczywiście, bardzo skwapliwie obiecał! Nic go nie obchodził los jego dzieci czy wnuków, nie mówiąc już o dalszych pokoleniach, byle tylko jego zachłanna dusza dostała to, czego pożąda. No i tym sposobem… pakt został zawarty. I Tan-ghil napił się wody.