Выбрать главу

– Chodźmy do „Cat and Fiddle”. Mam dosyć jeżdżenia na dzisiaj.

Zamiast przejść przez komendę i wyjść frontowymi drzwiami, nadłożyli drogi przez parking dookoła budynku. Przeszli dwie przecznice do Bulwaru Zachodzącego Słońca i jeszcze dwie do pubu. Po drodze przeprosił Julię, że nie czekał na nią w pokoju detektywów, i wyjaśnił, że pojechał do Palm Springs. Prawie się nie odzywała, kwitując tylko kiwaniem głowy jego tłumaczenia. Nie rozmawiali o najważniejszej sprawie, aż dotarli do pubu i siedli w jednej z lóż blisko kominka.

Oboje zamówili po szklance guinnessa. Julia wreszcie wsparła łokcie na stole i utkwiła w Boschu twardy wzrok.

– No dobrze, Harry, piwo już w drodze. Wal. Muszę cię jednak ostrzec, jeśli zamierzasz powiedzieć mi, że możemy być przyjaciółmi, to mam już dość przyjaciół.

Nie zdołał powstrzymać szerokiego uśmiechu. Uwielbiał jej śmiałość i bezpośredniość. Potrząsnął głową.

– Nie, nie chcę być twoim przyjacielem, Julio. Wcale nie.

Sięgnął przez stolik i uścisnął jej przedramię. Instynktownie rozejrzał się po pubie, czy nikt z komendy nie zbłądził tu na drinka po pracy. Nie rozpoznał nikogo i obejrzał się na Julię.

– Chcę być z tobą. Tak jak wcześniej.

– Dobrze. Ja też.

– Musimy jednak zachować ostrożność. Za krótko jesteś w wydziale. W odróżnieniu ode mnie. Wiem, jak roznoszą się tu plotki, dlatego to moja wina. Nie powinniśmy odjeżdżać tamtego wieczoru spod komendy twoim samochodem.

– Och, niech się pieprzą, jak się nie znają na żartach.

– Nie, nie o to… – Odczekał, aż kelnerka postawi szklanki z piwem na małych papierowych podkładkach z godłem Guinnessa. – Nie o to chodzi, Julio – powiedział, kiedy znowu zostali sami. – Musimy być ostrożniejsi, jeśli mamy się nadal spotykać. Musimy działać w ukryciu. Koniec spotkań na ławce, koniec karteluszków i wszystkiego w tym stylu. Nie możemy nawet tutaj przychodzić, bo to miejsce odwiedzane przez gliny. Musimy spotykać się w całkowitej tajemnicy. Widywać się poza wydziałem i rozmawiać poza wydziałem.

– Mówisz, jakbyśmy byli parą szpiegów czy kimś w tym rodzaju.

Wziął swoją szklankę, stuknął się z Julią i wypił głęboki łyk.

Po długim dniu piwo smakowało wyśmienicie. Natychmiast musiał stłumić ziewnięcie; Julia je zobaczyła i też nie zdołała się powstrzymać.

– Szpiedzy? To nie takie złe porównanie. Zapominasz, że jestem w wydziale ponad dwadzieścia pięć lat, a ty jesteś żółtodziobem. Mam po tej stronie więcej wrogów niż ty aresztowań na koncie. Niektórzy z tych ludzi chętnie wykorzystaliby każdą okazję, żeby mnie uziemić. Brzmi to tak, jakbym martwił się o własną skórę, ale chodzi o to, że jeśli ci ludzie musieliby pogrążyć nową policjantkę, żeby się do mnie dobrać, zrobiliby to bez zmrużenia oka. Wierz mi. Bez zmrużenia oka.

Wcisnęła głowę w ramiona i rozejrzała się na boki.

– No dobrze, Harry – to znaczy tajny agencie zero zero czterdzieści pięć.

Uśmiechnął się i pokręcił głową.

– No tak, myślisz, że to żarty. Zaczekaj, aż będziesz miała pierwszą sprawę w wydziale spraw wewnętrznych. Wtedy cię oświeci.

– Daj spokój, nie myślę, że to żarty. Po prostu cię podpuszczam.

Oboje napili się piwa. Bosch odchylił się na oparcie i spróbował rozluźnić. Dobrze było czuć ciepło kominka po szybkim przemarszu do pubu.

Popatrzył na Julię i zobaczył, że się uśmiecha, jakby znała jakiś dotyczący go sekret.

– O co chodzi?

– O nic. Po prostu nieźle się nakręciłeś.

– Staram się cię ochronić, to wszystko. Mam ponad dwadzieścia pięć lat za sobą, toteż nie ryzykuję tak wiele.

– To znaczy? Słyszałam, jak ludzie mówią, „mam ponad dwadzieścia pięć za sobą” – jakby byli nietykalni lub coś w tym rodzaju.

– Nikt nie jest nietykalny. – Harry potrząsnął głową. – Kiedy jednak przepracuje się dwadzieścia pięć lat, dostaje się emeryturę w największym wymiarze. Nieważne, czy przepracuje się dwadzieścia pięć czy trzydzieści pięć lat, i tak dostaje się tyle samo. A to daje człowiekowi pewne możliwości mówienia górze, że może się odpieprzyć. Nie podoba ci się, co z tobą wyprawiają, zawsze możesz oddać odznakę i podziękować.

Kelnerka wróciła do stolika z prażoną kukurydzą w koszyczku. Julia odczekała chwilę, po czym pochyliła się nad blatem, niemalże dotykając podbródkiem szklanki z piwem.

– To w takim razie co cię tu trzyma?

Wzruszył ramionami i zapatrzył się w swoją szklankę.

– Pewnie sama praca… Nic wielkiego, nic heroicznego. Po prostu szansa, że od czasu do czasu uda mi się coś naprawić w tym popieprzonym świecie. – Kreślił wzór kciukiem na zaparowanym szkle, mówiąc dalej i nie odrywając wzroku od szklanki. – Na przykład ta sprawa…

– Tak? Co w niej takiego?

– Jeśli zdołamy wszystko poskładać i dojść, kto był sprawcą… to może będzie to choć małe zadośćuczynienie. Bo ja wiem? Może to coś znaczy – cokolwiek, choćby odrobinę – w tym świecie.

Pomyślał o czaszce pokazanej mu tego ranka przez Gollihera. Ofiara morderstwa, leżąca przez dziewięć tysięcy lat w dole z asfaltem. Cmentarzysko pełne kości, które tylko czekały, by wychynąć na powierzchnię. Po co? Może nikogo już nie obchodzą.

– Sam nie wiem – powiedział. – Może w ostatecznym rozrachunku to i tak nie ma znaczenia. Terroryści-samobojcy atakują Nowy Jork i trzy tysiące ludzi ginie przed wypiciem pierwszego kubka kawy. Co wobec tego znaczy jeden szkielet z przeszłości?

Julia uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła głową.

– Nie rób z siebie egzystencjalisty, Harry. Ważne jest, że to coś znaczy dla ciebie. A skoro tak, najważniejsze, żebyś zrobi! wszystko, co w twojej mocy. Bez względu na to, co stanie się ze światem, zawsze będą potrzebni bohaterowie. Mam nadzieję, że któregoś dnia i ja nim zostanę.

– Może. – Pokiwał głową, nie patrząc jej w oczy. Znów zaczął kreślić palcem po szklance. – Pamiętasz taką reklamę z telewizji, w której staruszka leży na ziemi i mówi: „Upadłam i nie mogę wstać”? Wszyscy się z niej nabijali.

– Pamiętam. W Venice można kupić koszulki z takim napisem.

– No tak… czasami czuję się tak samo. Przepracowałem ponad dwadzieścia pięć lat. Nie można tyle służyć i od czasu do czasu nie spieprzyć. Padasz, Julio, i czasami czujesz, że nie możesz wstać. – Pokiwał głową. – Potem jednak masz szczęście, że dostajesz sprawę i mówisz sobie: to właśnie ta. Po prostu to czujesz. To sprawa, dzięki której mogę wstać.

– To się nazywa odkupienie, Harry. Jak było w tej piosence? „Każdy ma na nie szansę”?

– Tak, coś w tym rodzaju.

– A ta okazja to właśnie ta sprawa?