Выбрать главу

Harry potrząsnął głową i osunął się w fotelu.

– Co jeszcze? – zapytał Irving. – Za dwie minuty mam odprawę u komendanta.

Harry popatrzył na Grace Billets i ponownie potrząsnął głową.

– Myślę, że to wszystko, czym dysponujemy w tej chwili, panie komendancie – odezwała się porucznik.

– Kiedy zamierzacie porozmawiać z ojcem?

Harry dał znak swojemu partnerowi.

– Hę, komendancie, tu detektyw Edgar. Wciąż szukamy świadka, z którym chcielibyśmy porozmawiać, zanim przesłuchamy ojca. Zamierzamy dzień z tym poczekać. Chodzi o przyjaciela ofiary z dzieciństwa. Myślimy, że może wiedział o maltretowaniu chłopca. Naszym zdaniem jest w Hollywood i rozgląda się za nim mnóstwo…

– Bardzo dobrze, detektywie. Wrócimy do tej rozmowy jutro rano.

– Tak jest, panie komendancie – powiedziała Grace Billets. – Znów o wpół do dziesiątej?

Odpowiedzi nie było. Irving już się rozłączył.

Rozdział 30

Bosch i Edgar spędzili resztę przedpołudnia na uaktualnianiu raportów w książce dochodzenia oraz dzwonieniu do szpitali w całym mieście w celu odwołania wniosków o wydanie dokumentacji, rozwiezionych w poniedziałek rano. Do południa Bosch miał już jednak dosyć urzędniczej roboty i powiedział, że musi wyrwać się z posterunku.

– Dokąd chcesz jechać? – zapytał Edgar.

– Mam dosyć wyczekiwania – odparł Bosch. – Pojedźmy mu się przyjrzeć.

Użyli prywatnego samochodu Edgara, bo był nieoznakowany, a na parkingu nie stał ani jeden wóz nie w policyjnych barwach. Dojechali autostradą 101 do Doliny, a następnie drogą 405 do zjazdu w Van Nuys. Manchester Trailer Park leżał przy Sepulveda, niedaleko Victory. Przejechali obok niego, następnie zawrócili i wjechali do środka.

Nie było stróżówki, jedynie garb na drodze w żółte pasy. Osiedlowa droga biegła po zewnętrznej stronie domów na kółkach. Przyczepa Sama Delacroix stała z tyłu osiedla i sąsiadowała z siedmiometrowym ogrodzeniem, tłumiącym hałas dobiegający z autostrady. Przynajmniej takie było założenie; faktycznie zmieniało tylko jego tonację i kierunek rozchodzenia się dźwięku.

W przyczepie z większości otworów na nity w aluminiowych ściankach rozchodziły się zacieki rdzy. Pod markizą stał stolik piknikowy oraz grill na węgiel drzewny. Sznur na pranie przeciągnięto od jednego ze wsporników markizy do sąsiedniego domku. W głębi wąskiego podwórka za przyczepą tuliła się do tłumiącego dźwięk ogrodzenia aluminiowa szopa wielkości toalety. Okna i drzwi przyczepy były zamknięte. Pojedyncze miejsce do parkowania było puste. Edgar przejechał obok domku z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę.

– Chyba nikogo nie ma w domu.

– Zajrzyjmy na pole golfowe – zaproponował Bosch. – Jeśli tam jest, to możesz wystrzelać wiaderko piłek albo coś w tym rodzaju.

– Zawsze przyda się poćwiczyć.

Gdy dotarli na pole golfowe, dostrzegli na nim niewielu graczy, wyglądało jednak na to, że rankiem było ich znacznie więcej. Piłki golfowe zaścielały cały trzystumetrowy pas do ćwiczeń – po samo dźwiękoszczelne ogrodzenie, które sąsiadowało z osiedlem. W przeciwnym końcu na wysokich słupach z tablicami ogłoszeniowymi rozpięto siatkę, chroniącą kierowców przed piłkami. W oddali jechał powoli ciągniczek z przyczepionymi z tyłu zgarniarkami i zbierał kule. Kierowcę chroniła szczelna kabina.

Bosch rozglądał się przez kilka chwil, zanim Edgar wrócił z wiadrem piłek wypełnionym do połowy i wyciągniętą z bagażnika torbą z kijami.

– Pewnie to on – powiedział.

– No.

Harry usiadł na ławce i patrzył, jak jego partner przymierza się do wybijania piłek z niewielkiego kwadratu gumy naśladującej trawę. Po zdjęciu marynarki i krawata Edgar nie wyróżniał się spośród pozostałych ćwiczących. Kilka kwadratów dalej piłki wybijało dwóch mężczyzn w spodniach od dresów i białych koszulach – najwidoczniej korzystali z przerwy obiadowej, by wyrwać się z biura i szlifować formę.

Edgar wsparł torbę na drewnianej podstawce i wybrał jeden z kijów. Włożył wciągniętą z torby rękawiczkę, zrobił kilka zamachów dla rozgrzewki i zaczął wybijać piłki. Z początku kilka razy posłał je za blisko i zaklął. Gdy wreszcie zaczęły lądować dalej, wyglądał na zadowolonego z siebie.

Harry był rozbawiony. Ani razu w życiu nie grał w golfa i nie potrafił pojąć, co w tej grze pociąga tak wielu ludzi. W istocie większość detektywów z wydziału grało w golfa prawie z nabożeństwem, a w stanie odbywał się cały cykl policyjnych turniejów. Z przyjemnością jednak się przyglądał, jak Edgar się przykłada do tego zajęcia, chociaż ćwiczenie nie wiązało się ze zdobywaniem żadnych punktów.

– Strzel w niego – polecił, kiedy uznał, że Edgar zdążył się już odpowiednio rozgrzać.

– Harry – odparł Edgar. – Wiem, że nie grasz w golfa, ale mam dla ciebie informację. W golfie celuje się do szpilki – czyli proporca. Nie ma ruchomych celów.

– To dlaczego byli prezydenci zawsze trafiają w ludzi?

– Bo im wolno.

– Daj spokój, sam powiedziałeś, że każdy próbuje trafić faceta na traktorze. Wal.

– Wszyscy oprócz poważnych graczy.

Edgar ustawił się jednak tak, iż widać było, że chce trafić w ciągniczek, który dotarł do końca krzyżówki i zawracał. Sądząc po słupkach mierniczych, znajdował się w odległości prawie stu czterdziestu metrów.

Edgar uderzył w piłkę, ale znów wylądowała za blisko.

– Do diabła! Widzisz, Harry? Mogę w ten sposób zepsuć swoje uderzenie.

Bosch zaczął się śmiać.

– Z czego tak rechoczesz?

– To tylko gra, człowieku. Uderz jeszcze raz.

– Daj spokój. To dziecinada.

– Wal.

Edgar nie odpowiedział. Znów przegiął się, celując w ciągniczek, który był teraz w połowie pola. Zamachnął się i uderzył w piłkę, która poszybowała ze świstem we właściwym kierunku, ale z siedem metrów nad ciągniczkiem.

– Ładny strzał – ocenił Bosch. – Chyba że celowałeś w traktor.

Edgar rzucił mu spojrzenie spode łba, ale się nie odezwał.

Przez następnych pięć minut wybijał kolejne piłki w stronę ciągniczka, ale ani razu nie udało mu się sprawić, by minęły go w odległości mniejszej niż dziesięć metrów. Bosch nie odzywał się ani słowem, lecz frustracja Edgara narastała, aż odwrócił się i zapytał ze złością:

– Może spróbujesz?

– Och, nadal chciałeś w niego trafić? Nie wiedziałem.

– Daj spokój, jedźmy.