Выбрать главу

– Chcę tylko…

– Nie, proszę nic więcej nie mówić. Na razie. Załatwmy najpierw jak należy wstępne formalności, a potem chętnie posłuchamy, co ma pan nam do powiedzenia.

Delacroix machnął ręką, jakby to – i wszystko inne – się dla niego nie liczyło.

– Jerry, gdzie masz magnetofon? Nie odebrałem jeszcze swojego z wydziału spraw wewnętrznych.

– W samochodzie. Nie wiem, jak tam baterie.

– Idź sprawdzić.

Edgar wyszedł z przyczepy. Bosch czekał w milczeniu. Delacroix oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Bosch przyglądał się jego pozie. Nieczęsto się to zdarzało, ale nie po raz pierwszy Harry uzyskiwał przyznanie się podczas pierwszego kontaktu z podejrzanym.

Edgar wrócił z magnetofonem, ale pokręcił głową.

– Padły. Myślałem, że masz swój.

– Kurczę. W takim razie będziemy notować.

Bosch wyjął etui z odznaką, a z niego jedną z wizytówek. Kazał je wydrukować z prawami podejrzanego na odwrocie i linią na podpis. Przeczytał Delacroix jego prawa i zapytał, czy je rozumie. Delacroix pokiwał głową.

– Czy mam to uznać za potwierdzenie?

– Tak. Rozumiem.

– W takim razie proszę się podpisać pod tym, co panu właśnie przeczytałem. – Podał Delacroix wizytówkę i długopis. Po podpisaniu schował karteczkę do etui. Obszedł stolik i usiadł na skraju sofy. – Raczy pan teraz powtórzyć to, co powiedział pan nam parę minut temu?

Delacroix wzruszył ramionami, jakby chodziło o drobnostkę.

– Zabiłem mojego syna. Arthura. Wiedziałem, że kiedyś się zjawicie. Wiele czasu wam to zajęło.

Bosch obejrzał się na Edgara, który pisał w notesie. Dzięki temu mieli przynajmniej pewne świadectwo przyznania się podejrzanego. Wrócił wzrokiem do Delacroix i milczał, mając nadzieję, że będzie to dla niego zachętą do kontynuowania. Starszy mężczyzna jednak znowu ukrył twarz w dłoniach. Zaczęły mu drżeć ramiona – rozpłakał się.

– Boże, pomóż mi… Ja to zrobiłem.

Bosch znowu obejrzał się na Edgara i uniósł brwi. Jego partner pokazał, że jest dobrze. Mieli więcej niż dość, by przejść do następnego stadium: nagrania w kontrolowanych warunkach w pokoju przesłuchań na komendzie.

– Ma pan kota, panie Delacroix? – zapytał Bosch. – Gdzie jest?

Mokre oczy Delacroix wyjrzały spomiędzy palców.

– Gdzieś tutaj. Pewnie śpi na łóżku. Dlaczego pan pyta?

– No cóż, zadzwonimy do schroniska dla zwierząt, żeby się nim zajęto. Pojedzie pan z nami. Został pan właśnie aresztowany. Będziemy dalej rozmawiać na komendzie.

Delacroix opuścił ręce, wyraźnie wytrącony z równowagi.

– Nie, w schronisku się nim nie zajmą, uśpią go natychmiast, kiedy się zorientują, że po niego nie wrócę.

– No, nie może pan go po prostu tutaj zostawić.

– Pani Kresky się nim zajmie. Mieszka obok. Może tu przychodzić i go karmić.

Bosch potrząsnął głową. Wszystko waliło się z powodu kota.

– Nie możemy na to pozwolić. Musimy opieczętować przyczepę, dopóki jej nie zrewidujemy.

– Dlaczego teraz tego nie zrobicie? – zapytał Delacroix z autentycznym gniewem w głosie. – Powiedziałem wam to, co chcieliście wiedzieć. Zabiłem swojego syna. To był wypadek. Pewnie uderzyłem go za mocno. Ja… – Zasłonił twarz rękami i ze łzami wymamrotał: – Boże… co ja narobiłem?

Edgar pisał dalej. Harry wstał. Chciał, żeby Delacroix jak najszybciej znalazł się w pokoju przesłuchań na posterunku. Minęło jego zdenerwowanie; zastąpiła je niecierpliwość. Chciał, żeby przyznanie Delacroix znalazło się na taśmie – magnetofonowej i wideo – nim porozmawia z adwokatem i dotrze do niego, że ładuje się na resztę życia do celi o wymiarach dwa na trzy metry.

– No dobrze, później wymyślimy, co z kotem – powiedział. – Na razie zostawimy mu dosyć jedzenia. Niech pan wstanie, Delacroix. Jedziemy.

Delacroix wstał.

– Mogę się przebrać w coś porządniejszego? To stare łachy, które noszę po domu.

– Niech pan się tym nie przejmuje – rzekł Bosch. – Później dostanie pan ubrania.

Nie fatygował się informowaniem go, że nie będą to jego ubrania. Na

Delacroix czekał więzienny kombinezon z numerem na plecach. Żółtej barwy, identyfikującej więźniów z maksymalnie strzeżonego piętra – morderców.

– Skujecie mnie? – zapytał Delacroix.

– Takie są przepisy – odparł Bosch. – Musimy.

Obszedł stolik i odwrócił Delacroix plecami do siebie, żeby nałożyć mu kajdanki.

– Wiecie, byłem aktorem. Grałem kiedyś więźnia w jednym z odcinków „Ściganego”. W pierwszej serii, z Davidem Janssenem. Małą rólkę. Siedziałem obok Janssena na ławie. To wszystko. Udawałem, że jestem naćpany.

Bosch nic nie odpowiedział. Delikatnie pchnął Delacroix do wyjścia.

– Sam nie wiem, dlaczego to sobie przypomniałem – powiedział Delacroix.

– Nic się nie stało – odparł Edgar. – Ludzie w takiej chwili przypominają sobie najdziwniejsze rzeczy.

– Niech pan tylko uważa na schodku – ostrzegł Bosch.

Wyprowadzili go na zewnątrz; Edgar szedł z przodu, Bosch z tyłu.

– Ma pan klucz? – zapytał Bosch.

– Leży na blacie w kuchni.

Harry wrócił do środka i odszukał klucz. Zaczął otwierać szafki w kuchni, aż znalazł pudełko karmy dla kotów. Otworzył je i wysypał zawartość na papierową tackę pod stołem. Karmy było niewiele; będzie musiał później zająć się zwierzęciem.

Gdy wyszedł z przyczepy, Edgar wsadził już Delacroix na tylne siedzenie samochodu. Zobaczył, że przygląda się im sąsiadka z otwartych drzwi drugiej przyczepy. Odwrócił się i zamknął drzwi na klucz.

Rozdział 36

Bosch wetknął głowę do gabinetu porucznik Billets. Siedziała bokiem przy biurku i pracowała przy komputerze stojącym na bocznym stoliku. Posprzątała z blatu – kończyła urzędowanie na ten dzień.

– Tak? – spytała, nie podnosząc głowy.

– Wygląda na to, że mieliśmy szczęście – powiedział Bosch.

Grace Billets odwróciła się od komputera i popatrzyła na Boscha.

– Pozwól, że zgadnę. Delacroix zaprosił was do środka, usiadł i od razu się przyznał.

– Mniej więcej – przytaknął Bosch.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.