Выбрать главу

– Jest pani wkurwiona? – Uśmiechnął się.

– Pewnie. Nie chcę cię stracić. Zwłaszcza dlatego, że ktoś na górze ma do ciebie jakieś gówniane pretensje.

Pokiwał głową i wzruszył ramionami.

– Dziękuję, pani porucznik. Może zadzwoni pani z tego aparatu? Ma zestaw głośno mówiący. Będziemy mieli to obydwoje z głowy.

– Jesteś pewny? – Grace Billets podniosła wzrok. – Mogę pójść po kawę, żebyś miał gabinet dla siebie.

– Nie ma sprawy. Niech pani dzwoni.

Włączyła zestaw i zadzwoniła do gabinetu Bollenbacha. Zgłosił się natychmiast.

– Poruczniku, tu Grace Billets. Jest u mnie w gabinecie detektyw Bosch.

– Bardzo dobrze, pani porucznik. Niech tylko znajdę rozkaz. – Rozległ się szelest papierów, a potem chrząknięcie Bollenbacha. – Detektyw Hign… Heronyim… jakoś tak…

– Hieronymus – powiedział Bosch.

– No dobrze, Hieronymus. Detektyw Hieronymus Bosch zostaje zobowiązany do stawienia się o ósmej zero zero piętnastego stycznia do służby w wydziale zabójstw i rabunków. To wszystko. Czy rozkaz jest dla pana jasny?

Był oszołomiony. Przeniesienie do wydziału zabójstw i rabunków stanowiło awans. Ponad dziesięć lat temu zdegradowano go, przenosząc do wydziału Hollywood. Popatrzył na Grace Billets, na której twarzy odmalowało się zaskoczenie i podejrzliwość.

– Powiedział pan: wydział zabójstw?

– Tak, detektywie, wydział zabójstw i rabunków. Czy rozkaz jest jasny?

– Jakie będę miał stanowisko?

– Właśnie powiedziałem. Ma pan stawić się…

– Nie, chodzi o to, co będę robił? Jakie mam objąć stanowisko?

– Dowie się pan tego od przełożonego rano piętnastego stycznia. To wszystko, co mam panu przekazać, detektywie. Otrzymał pan rozkaz. Życzę udanego weekendu.

Bollenbach się rozłączył. Z głośnika rozległ się ciągły sygnał. Harry popatrzył na porucznik Billets.

– Jak pani myśli? To jakiś żart?

– Jeśli tak, to udany. Gratulacje.

– Przecież trzy dni temu Irving powiedział mi, żebym odszedł. Potem zmienia front i wysyła mnie do centrali?

– Cóż, może chce cię mieć na oku. Nie bez powodu nazywają Parker Center szklaną klatką, Harry. Lepiej uważaj. – Pokiwał głową. Grace Billets dodała: – Z drugiej strony obydwoje wiemy, że tam jest twoje miejsce. W ogóle nie powinni cię tu przenosić. Może krąg się zamyka. O cokolwiek chodzi, będzie nam cię brakowało. Mnie też, Harry. Dobrze pracujesz.

Podziękował skinieniem głowy. Ruszył do wyjścia, ale obejrzał się i uśmiechnął.

– Nie uwierzy pani, zwłaszcza w świetle tego, co właśnie się stało, ale znowu przyglądamy się Trentowi. Laboratorium kryminalistyczne zdołało powiązać deskorolkę z chłopakiem.

Grace Billets odchyliła w tył głowę i roześmiała się wystarczająco głośno, by zwrócić uwagę wszystkich w pokoju detektywów.

– No, kiedy Irving o tym usłyszy, na pewno zmieni zdanie i nie trafisz do wydziału zabójstw i rabunków, ale do Southeast – powiedziała.

Chodziło jej o rojącą się od gangów dzielnicę na przeciwległym końcu miasta. Byłby to czysty przykład terapii autostradowej.

– Nie wątpię – odparł.

Grace Billets spoważniała. Wypytała Harry'ego o ostatnie wydarzenia w śledztwie. Słuchała uważnie jego planu, sprowadzającego się w zasadzie do kompleksowego zbadania przeszłości nieżyjącego dekoratora.

– Coś ci powiem – rzekła, gdy skończył. – Zdejmę was z kolejki. Nie ma sensu, żebyście brali nową sprawę, skoro przechodzisz do wydziału zabójstw. Zezwalam wam też na nadgodziny w weekend. Zabierzcie się więc ostro do Trenta i informujcie mnie. Masz cztery dni, Harry. Nie zostawiaj tej sprawy nierozwiązanej.

Pokiwał głową i wyszedł z gabinetu. Po drodze do swojego biurka wiedział, że wszyscy detektywi na sali patrzą za nim. Nie dał nic po sobie poznać i usiadł za biurkiem, nie podnosząc wzroku.

– I? – wyszeptał w końcu Edgar. – Co ci dali?

– Wydział zabójstw i rabunków.

– Wydział zabójstw i rabunków?

Edgar praktycznie krzyknął. Wszyscy w pokoju detektywów musieli to słyszeć. Harry poczuł, że się czerwieni. Wiedział, że wszyscy patrzą na niego.

– Jezu Chryste – powiedział Edgar. – Najpierw Kiz, a teraz ty. A ja to co, do cholery, siekana wątróbka?

Rozdział 48

Z aparatury stereo rozlegało się „Kind of Blue”. Harry trzymał w ręce butelkę piwa i z przymkniętymi oczyma na wpół leżał w fotelu. Miał za sobą pełen zamętu dzień po pełnym zamętu tygodniu. Teraz pragnął jedynie czuć, jak przenika go muzyka i oczyszcza jego wnętrze. Był pewien, że już ma to, czego szukał. Musiał tylko wszystko uporządkować i pozbyć się zaśmiecających pole widzenia nieistotnych drobiazgów.

Pracował z Edgarem do siódmej, nim postanowili zrobić sobie wolny wieczór. Edgar nie potrafił się skoncentrować. Wieść o przeniesieniu partnera podziałała na niego silniej niż na samego Harry'ego. Edgar traktował jako osobistą urazę to, iż nie jego przydzielano do wydziału zabójstw i rabunków. Harry próbował uspokoić partnera, mówiąc, że czeka go wejście w kłębowisko węży, ale na nic się to nie zdało. W końcu dał sobie spokój. Powiedział partnerowi, żeby jechał do domu, strzelił sobie drinka i dobrze się wyspał. Przez weekend mieli zająć się zbieraniem informacji o Trencie.

W tej chwili to właśnie Harry pił alkohol i zasypiał w fotelu. Czuł, że znalazł się na pewnego rodzaju progu. Zaczynał się nowy, wyraźnie zdefiniowany okres w jego życiu. Czas większego niebezpieczeństwa, wyższych stawek i większych nagród. Uśmiechnął się, bo wiedział, że nikt go nie widzi.

Zadzwonił telefon. Bosch poderwał się na fotelu. Wyłączył odtwarzacz i przeszedł do kuchni. Gdy podniósł słuchawkę, kobiecy głos polecił mu czekać na połączenie z zastępcą komendanta. Irving odezwał się dopiero po długiej chwili.

– Detektyw Bosch?

– Tak?

– Dostał pan dzisiaj decyzję o przeniesieniu?

– Tak, dostałem.

– Dobrze. Chciałem, żeby pan wiedział, że to ja podjąłem decyzję o pańskim powrocie do wydziału zabójstw i rabunków.

– Dlaczego, panie komendancie?

– Bo po naszej ostatniej rozmowie postanowiłem dać panu ostatnią szansę. Jest nią właśnie pana nowe stanowisko. Będę miał tam okazję przyglądać się z bliska pańskim posunięciom.

– Co to za stanowisko?

– Nie powiedziano panu?

– Przekazano mi tylko, że jutro mam się zgłosić do wydziału zabójstw i rabunków, kropka. Nic więcej.