Выбрать главу

Harry zauważył, że Audrey rzuciła mężowi ulotne, gniewne spojrzenie. Mąż jednak tego nie spostrzegł. Harry czuł, że kobieta instynktownie chce chronić dzieci przed zagrożeniem, rzeczywistym czy wyimaginowanym, reprezentowanym przez policjanta.

– Tak, bardzo by to pomogło.

Blaylock wyszedł z pokoju. Bosch popatrzył na Audrey.

– Nie chce pani, żeby mąż dał mi tę listę. Dlaczego, pani Blaylock?

– Bo myślę, że nie jest pan z nami szczery. Czegoś pan szuka. Czegoś, co będzie odpowiadało pana potrzebom. Nie jechał pan w środku nocy trzy godziny z Los Angeles, żeby przeprowadzić „rutynowe przepytanie”, jak pan to określił. Wie pan, że te dzieci pochodziły z trudnych środowisk. Nie były aniołkami, kiedy do nas trafiły. A ja nie chcę, żeby któreś o coś obwiniano tylko za to, kim były i skąd pochodziły.

Odczekał, by upewnić się, że skończyła.

– Pani Blaylock, czy była pani kiedyś w Schronisku Młodzieżowym McClaren?

– Oczywiście. Kilkoro dzieci trafiło do nas stamtąd.

– Ja też tam byłem. I w wielu innych sierocińcach, w których nie zagrzałem długo miejsca. Wiem, jakie to dzieci, bo sam taki byłem, rozumie pani? I wiem, że sierocińce mogą być pełne miłości, ale czasem równie złe albo jeszcze gorsze niż miejsce, z którego się do nich trafiło. Wiem, że niektórzy rodzice zastępczy są oddani dzieciom, a inni – wyłącznie zasiłkom z funduszu opiekuńczego.

Audrey Blaylock milczała długą chwilę.

– Nieważne – rzekła. – Mimo wszystko szuka pan tylko kawałka, który pomoże panu dokończyć układankę.

– Myli się pani. Co do tego i co do mnie.

Blaylock wrócił do pokoju z zieloną księgą, która wyglądała jak dziennik szkolny. Rozłożył ją na stoliku do kawy. Zakładki były wypchane fotografiami i listami.

– Mąż pracował dla miasta podobnie jak pan, toteż nie będzie miał ochoty słuchać tego, co powiem – kontynuowała pani Blaylock. – Musi pan jednak wiedzieć, detektywie, że nie przemawiają do mnie powody, dla których pan tu przyjechał. Nie jest pan z nami szczery.

– Audrey! – jęknął Blaylock. – Ten człowiek stara się tylko wykonywać swoją pracę.

– I powie wszystko, żeby to osiągnąć. W tym celu jest gotów skrzywdzić każde z naszych dzieci.

– Audrey, proszę.

Blaylock przeniósł spojrzenie na Boscha i pokazał mu kartkę papieru z listą ręcznie spisanych nazwisk. Zanim Harry zdążył ją przeczytać, Blaylock odłożył ją na stolik. Zaczął stawiać ptaszki ołówkiem przy niektórych nazwiskach.

– Sporządziliśmy tę listę, żeby nie stracić nikogo z oczu – mówił równocześnie. – Może pan się zdziwić, że chociaż kocha się kogoś na zabój, to zawsze czasami się o kimś zapomni, jeśli trzeba pamiętać o dwudziestu-trzydziestu urodzinach. Odkreślam te dzieci, które przybyły do nas po osiemdziesiątym roku. Audrey sprawdzi po mnie, kiedy skończę.

– Nie sprawdzę.

Blaylock ją zignorował. Harry wyprzedził wzrokiem miejsce na liście, do którego dotarł były strażak. Zanim Blaylock doszedł do dwóch trzecich, Harry wskazał palcem jedno z nazwisk.

– Proszę mi o nim opowiedzieć.

Blaylock podniósł na niego wzrok, a potem przeniósł go na żonę.

– O kogo chodzi? – zapytała.

– O Johnny'ego Stokesa – odparł Bosch. – Był w państwa domu w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym, prawda?

Audrey wpatrzyła się w niego przez chwilę-

– No i widzisz? – powiedziała do męża, nie odrywając wzroku od Boscha. – Wiedział już o Johnnym, kiedy tu jechał. Miałam rację. To nieuczciwy człowiek.

Rozdział 50

Zanim Blaylock poszedł do kuchni zaparzyć drugi dzbanek kawy, Bosch miał dwie strony notatek na temat Johnny'ego Stokesa. Chłopiec trafił do domu Blaylocków, skierowany przez Wydział Opieki nad Nieletnimi w styczniu 1980 roku. W lipcu go aresztowano, gdyż ukradł samochód, żeby przejechać się po Hollywood. Było to jego drugie aresztowanie za kradzież samochodu. Umieszczono go na sześć miesięcy w zakładzie poprawczym Sylmar. Po ukończeniu okresu rehabilitacji sędzia wydał mu zezwolenie na powrót do domu rodzinnego. Chociaż Blaylockowie mieli o nim od czasu do czasu wiadomości i nawet widywali się z nim podczas nielicznych wizyt w okolicy, w której mieszkał, opiekowali się innymi dziećmi i wkrótce stracili kontakt z chłopcem.

Gdy Blaylock wyszedł zaparzyć kawę, Bosch przygotował się na niezręczne milczenie w towarzystwie Audrey. Kobieta jednak odezwała się do niego:

– Dwanaścioro naszych dzieci skończyło college – oświadczyła. – Dwoje jest zawodowymi wojskowymi. Jeden został za przykładem Dona strażakiem. Pracuje w Dolinie. – Pokiwała głową. Bosch odpowiedział tym samym. – Nigdy nie uważaliśmy, że odnosimy sto procent sukcesów z naszymi dziećmi – kontynuowała. – Z każdym staraliśmy się postępować jak najlepiej. Czasami okoliczności, sądy albo władze zajmujące się nieletnimi uniemożliwiały nam skuteczną pomoc. Johnny był jednym z takich przypadków. Popełnił błąd, a postąpiono tak, jakby można go było za to winić. Odebrano go nam… zanim zdążyliśmy mu pomóc. – Harry mógł jedynie pokiwać głową. – Mam wrażenie, że już go pan zna – powiedziała. – Rozmawiał pan z nim?

– Tak. Krótko.

– Jest w więzieniu?

– Nie.

– Jak żył, odkąd… go znaliśmy?

– Nie najlepiej. – Bosch rozłożył ręce. – Narkotyki, mnóstwo aresztowań, więzienie.

Pokiwała ze smutkiem głową.

– Myśli pan, że zabił tego chłopca z sąsiedztwa? Kiedy mieszkał z nami?

Odgadł po jej minie, że gdyby odpowiedział szczerze, zburzyłby całą konstrukcję, którą zbudowała na fundamencie tego, co jej się z mężem udało. Cała ściana fotografii, togi absolwenckie i dobre posady nic by przy tym nie znaczyły.

– Naprawdę nie wiem. Wiemy jednak, że był przyjacielem chłopca, który zginął.

Audrey przymknęła oczy. Nie mocno, jedynie jakby dawała im odpocząć. Nie powiedziała już nic, dopóki do pokoju nie wrócił Blaylock. Mężczyzna wyminął Boscha i dorzucił kłodę do kominka.

– Kawa będzie za minutę.

– Dziękuję – powiedział Bosch. Wstał, gdy Blaylock podszedł do kanapy. – Mam w samochodzie parę rzeczy. Chciałbym, żeby państwo się im przyjrzeli, jeśli to wam nie przeszkadza.

Przeprosił i wyszedł na zewnątrz. Wyjął neseser z przedniego siedzenia i podszedł do bagażnika po pudło z deskorolką. Przyszło mu do głowy, że może warto pokazać ją Blaylockom.