Выбрать главу

– No, za późno, żeby tego żałować. Musimy go ponownie zgarnąć.

– Mówisz więc, że kiedy dzieciak spakował się i prysnął, pojechał do Stokesa. Potem Stokes zaprowadził go w las i po prostu zabił?

– Mniej więcej.

– Dlaczego?

– O to będziemy musieli jego zapytać. Mam jednak teorię.

– Co, chciał mieć deskorolkę?

– Tak, chciał mieć deskorolkę.

– Zabił dzieciaka, bo mu na niej zależało?

– Obydwaj widzieliśmy morderstwa z drobniejszych powodów. Nie wiemy poza tym, czy chciał go zabić, czy nie. Grób był płytki, wykopany rękami. Nie było w tym żadnej premedytacji. Może Stokes po prostu pchnął go i chłopak rozwalił sobie głowę. Może walnął go w głowę kamieniem. Może było między nimi coś jeszcze, o czym nie wiemy.

Edgar milczał przez długą chwilę. Harry pomyślał, że może wreszcie skończyli i będzie mógł coś zjeść.

– Co przybrani rodzice myślą o twojej teorii?

Harry westchnął.

– Właściwie im o niej nie mówiłem. Ujmijmy to tak: nie byli zbyt zdziwieni, kiedy zacząłem wypytywać o Stokesa.

– Wiesz co, Harry? Kręciliśmy się w kółko, ot co robiliśmy.

– O co ci chodzi?

– O całą tę sprawę. Do czego się sprowadza? Trzynastolatek zabija dwunastolatka za pieprzoną zabawkę. Stokes był wtedy jeszcze nieletni. Żaden prokurator go teraz nie oskarży.

Bosch zastanowił się nad tym przez chwilę.

– Może oskarży. Zależy od tego, co z niego wyciśniemy, kiedy go zgarniemy.

– Sam powiedziałeś, że brak oznak premedytacji. Mówię ci, nie będzie żadnego oskarżenia. Ganialiśmy za własnym ogonem. Zamykamy sprawę, ale nikt nie pójdzie siedzieć.

Bosch zrozumiał, że Edgar przypuszczalnie ma rację. W obecnym systemie prawnym dorosły człowiek rzadko odpowiadał za czyny popełnione w wieku trzynastu lat. Nawet gdyby udało się uzyskać od Stokesa pełne przyznanie się do winy, i tak pewnie nie odpowiedziałby za swój czyn.

– Powinienem pozwolić, by go zastrzeliła – wyszeptał.

– Słucham, Harry?

– Nie, nic. Przekąszę coś i ruszam w drogę. Będziesz tam?

– Tak, już jestem. Dam ci znać, jeśli coś się wydarzy.

– W porządku.

Bosch złożył telefon i wysiadł z samochodu. Zastanawiał się nad prawdopodobieństwem, że zbrodnia ujdzie Stokesowi na sucho. Gdy wszedł do ciepłej restauracji i poczuł woń śniadania i tłuszczu, nagle uświadomił sobie, że stracił apetyt.

Rozdział 52

Bosch wyjeżdżał właśnie z krętego, zdradzieckiego kawałka drogi, nazywanego The Grapevine, gdy zaświergotał jego telefon. Dzwonił Edgar.

– Starałem się do ciebie dodzwonić, Harry. Gdzie jesteś?

– Byłem w górach. Dojadę za niecałą godzinę. Co się dzieje?

– Namierzyli Stokesa. Koczuje w Usher.

Bosch zastanowił się nad tym. Usher był wybudowanym w latach trzydziestych hotelem, oddalonym przecznicę od Hollywood Boulevard. Przez dziesięciolecia stanowił przytułek dla biedoty, którą było jednak stać na tygodniową stawkę, oraz centrum prostytucji. Popyt na posesje przy bulwarze sprawił jednak, że nagle znów stał się cenną nieruchomością. Sprzedano go, zamknięto i przygotowywano do remontu oraz modernizacji, dzięki którym miał dołączyć do nowego Hollywoodu. Planiści miejscy zwlekali jednak z ostateczną akceptacją tych zamiarów.

Mieszkańcy nocy wykorzystywali tę okazję. Podczas gdy hotel Usher oczekiwał na odrodzenie, pokoje na jego trzynastu piętrach stały się przytuliskiem dla dzikich lokatorów, przekradających się przez ogrodzenia i zapory ze sklejki w poszukiwaniu schronienia. Przez ubiegłe dwa miesiące Bosch dwukrotnie szukał podejrzanych we wnętrzu hotelu. Nie było elektryczności ani wody, ale nielegalni lokatorzy i tak korzystali z toalet. Hotel cuchnął przez to jak kloaka. W żadnym z pokojów nie było drzwi ani mebli. Ludzie wykorzystywali do spania zwinięte dywany. Przeszukiwanie hotelu było koszmarem. Gdy wędrowało się korytarzami, za każdym otworem bez drzwi mógł czaić się strzelec. Jeśli człowiek nie patrzył na podłogę, mógł nastąpić na igłę. Bosch włączył światła pościgowe i wcisnął gaz do dechy.

– Skąd wiadomo, że tam jest? – zapytał.

– Informacja pochodzi z ubiegłego tygodnia, kiedy szukaliśmy go po raz pierwszy. Ludzie z wydziału narkotyków mieli tam jakąś sprawę i namierzyli go na dwunastym piętrze. Trzeba cholernie się czegoś bać, żeby zaszyć się na ostatnim piętrze bez windy.

– No dobrze, jaki mamy plan?

– Idziemy na całego: cztery zespoły z patrolu, ja i ludzie z wydziału narkotyków. Zaczynamy od dołu i poruszamy się do góry.

– Kiedy wchodzicie?

– Zaraz mamy urządzić odprawę i wszystko obgadać, a potem wchodzimy. Nie możemy czekać na ciebie, Harry. Musimy zgarnąć gościa jak najszybciej.

Bosch przez chwilę zastanowił się, czy pośpiech Edgara był uzasadniony, czy wynikał tylko z chęci odegrania się na Harrym za pominięcie go na paru etapach dochodzenia.

– Wiem – rzekł w końcu. – Będziecie mieli krótkofalówki?

– Tak, łączność na kanale drugim.

– Dobra, tam się zobaczymy. Włóż kamizelkę.

Ostatnie słowa powiedział nie dlatego, że obawiał się, iż Stokes może mieć broń. Wiedział jednak, że silnie uzbrojona grupa policjantów w zamkniętej przestrzeni pogrążonego w ciemnościach hotelu to igranie ze śmiercią.

Bosch złożył telefon i jeszcze silniej wcisnął gaz. Wkrótce minął północne granice miasta i znalazł się w dolinie San Fernando. Niedzielny ruch był niewielki. Bosch dwa razy zmienił autostradę i pół godziny po zakończeniu rozmowy z Edgarem wjechał Cahuenga Pass do Hollywood. Gdy zjechał na Highland, zobaczył kilka przecznic na południe bryłę hotelu Usher. We wszystkich oknach było ciemno; zasłony zdjęto w ramach przygotowań do robót.

Bosch nie miał ze sobą krótkofalówki, a zapomniał zapytać Edgara, gdzie będzie mieścił się punkt dowodzenia. Nie chciał po prostu podjechać samochodem w policyjnych barwach pod hotel, bo w ten sposób naraziłby całą operację. Wyjął telefon i zadzwonił do dyżurnego. Zgłosił się Mankiewicz.

– Mank, czy ty w ogóle masz jakiś wolny dzień?

– Nie w styczniu. Moje dzieci świętują Boże Narodzenie i Chanukę, dlatego potrzebuję nadgodzin. O co chodzi?

– Możesz mi powiedzieć, gdzie jest punkt dowodzenia akcji w Usher?

– Tak. To parking kościoła prezbiteriańskiego w Hollywood.