Выбрать главу

– Już jej powiedzieliśmy, że nie znaleźliśmy kości – stwierdził Lenhardt.

– To znaczy nie znaleźliśmy ich pod podanym adresem. Aleja właśnie wróciłem z Georgii, gdzie mieszkał Tony Dunham. Może syn wykopał je i zabrał, zanim ojciec sprzedał posesję, żeby ich nie znaleziono.

– To by było coś – mruknął Lenhardt. – Swojego syna nie mogę zagonić nawet do skoszenia trawnika.

– Ale poważnie…

– Nie, masz rację, staram się tylko wszystko poukładać. A więc mówimy jej, że mamy kości siostry. Jeśli kłamie, podda się, bo wie, że testy wykażą, że nie jest spokrewniona. Ale to niezła cwaniara. Co będzie, jak powie: „No, to mogą być inne szczątki, kto wie, ile dziewczyn Stan Dunham zabił?”

– Mimo wszystko warto spróbować. W tej chwili wykorzystałbym każdy sposób, żeby dostać odpowiedź jak najszybciej i uspokoić matkę bez zmuszania jej do konfrontacji. Gdyby udało się nam nakłonić tę niby-Bethany do przyznania się…

– Przed śniadaniem i tak nic nie zdziałamy – uciął Lenhardt, patrząc na Willoughby’ego. – Musimy powiedzieć matce, że sprawa jest jeszcze niejasna. Nie powinna tu przyjeżdżać. Jako rodzic mogłem się domyślić, że nic jej nie powstrzyma, kiedy zadzwoniliśmy.

Infante z reguły nie znosił, kiedy Lenhardt przywoływał swój status rodzica, zwłaszcza teraz, kiedy Nancy też należała do tego klubu i chętnie przytakiwała podobnym wypowiedziom. Ale w tym przypadku Lenhardt chyba starał się uspokoić poczucie winy Willoughby’ego, więc Infante’owi aż tak to nie przeszkadzało.

Odezwała się Nancy.

– Poszłaby na wszystko, co byśmy jej powiedzieli. Tak mi się wydaje. Widzieliście kiedyś program na kablówce z tym grubasem w okularach, który improwizuje?

Trzej mężczyźni popatrzyli na nią – Lenhardt i Willoughby z całkowitym niezrozumieniem. Infante natomiast był wtajemniczony w jej popkulturowe gusta po krótkim okresie, kiedy pracowali jako partnerzy.

– To gówno? Nie obejrzałbym tego, nawet jakbyś mi zapłaciła. Chociaż podobało mi się, kiedy ten czarny, taki superfajny, nabijał się sam z siebie w innym programie. „Czy Wayne Brady ma udusić dziwkę?” Naprawdę niezłe.

Nancy się zaczerwieniła.

– Wstaniesz parę razy w środku nocy do dziecka, to zobaczymy, co będziesz oglądał. Mówię o tym tylko dlatego, że mnie się z nią skojarzyło. Jest bardzo szybka, błyskawicznie myśli i rozumie to, czego nie kapuje wielu kłamców: że można się pomylić, bo ludzie się mylą bez przerwy. Jak z tymi świerszczami. Nawet się nie zająknęła, kiedy wytknęłam, że to był marzec. Wie, że przyłapałam ją na kłamstwie. Ale mówiła dalej. Sierżant ma rację. Jak spróbujemy tego numeru z kośćmi, nawet nie mrugnie okiem.

Drzwi windy się otworzyły. Miriam Toles rozejrzała się szybko po holu i rozpoznała Infante’a. Poprzedniego wieczoru, kiedy spotkali się na lotnisku, Kevin spodziewał się kogoś ubranego bardziej… no, po meksykańsku. Nie w sombrero, aż takim naiwniakiem nie był. Ale może w pasiastej sukience w jasnych kolorach albo haftowanej bluzce. Założył też, że będzie wyglądała na więcej lat niż w rzeczywistości – według akt sześćdziesiąt osiem. Ale Miriam Toles miała wyczucie stylu, które widywał u nowojorskich kobiet, kiedy jeździł do miasta jako dziecko – siwe włosy mocno ściągnięte w nisko upięty kok, duże srebrne kolczyki, żadnej innej biżuterii. Zobaczył, że Nancy zerka na własny strój, różową bluzkę i spódnicę khaki, i zgadł, że poczuła się jak kocmołuch. Mógłby się założyć, że Miriam Toles często tak działała na inne kobiety. Trudno by ją nazwać ładną kobietą – prawdopodobnie nigdy taka nie była. Wyglądała jednak elegancko i nadal miała piękną figurę.

Infante kątem oka zauważył, że Chet Willoughby wyprostował się nieco, nawet wciągnął brzuch.

– Miriam – powiedział stary detektyw trochę sztywnym tonem. – Dobrze znów cię widzieć. Chociaż, oczywiście, nie w takich okolicznościach.

– Chet… – Wyciągnęła dłoń, a z Willoughby’ego uszło powietrze.

Miał nadzieję na cmoknięcie w policzek, uścisk? To był dziwny widok – sześćdziesięcioparolatek, cały trzęsący się w szczenięcym zadurzeniu. Takie rzeczy w ogóle mijały? Anie powinny? Ostatnio, kiedy mnóstwo reklam dotyczyło impotencji – „zaburzeń erekcji”, jakby to miało brzmieć lepiej – Infante doszedł do wniosku, że bez sensu jest walczyć z własnym ciałem. To musi być prawie ulga, kiedy twój fiut nie chce się podnieść, że to wreszcie koniec. Jego własny oczywiście nigdy by się nie poddał, na tyle Kevin samego siebie znał. A gdyby został impotentem na skutek efektów ubocznych jakiegoś leku, bardzo by go to zabolało. Ale liczył, miał nadzieję, na koniec emocjonalnego obłędu, tego przyprawiającego o zawrót głowy zabiegania o względy drugiej osoby. Patrząc na Willoughby’ego, zrozumiał, że taki stan kończy się tylko ze śmiercią.

Miriam popatrzyła na marne owoce, jakie nałożyła sobie ze szwedzkiego stołu – twarde, małe, nie do końca dojrzałe. Nie chciała być męczącym typem i bez przerwy wychwalać własny styl życia, ale już tęskniła za Meksykiem, za rzeczami, które przez ostatnie szesnaście lat nauczyła się uważać za oczywiste – wspaniałymi owocami, mocną kawą, świetnymi ciastkami. Była zawstydzona kiepskim jedzeniem, tak samo jak czwórka policjantów uważała je za przysmak. Nawet młoda kobieta jadła z apetytem, choć Miriam zauważyła, że na jej talerzu są same białka.

– I tak bym przyleciała – stwierdziła. – Kiedy tylko usłyszałam o torebce. Fakt, wolałabym, żeby wasze informacje były bardziej… konkretne. Ale nawet jeśli to nie jest moja córka, najwyraźniej wie coś o dniu, kiedy dziewczynki zniknęły. Być może wszystko. Co teraz robimy?

– Chcielibyśmy sporządzić biografię pani córki, z dużą ilością szczegółów, które tylko ona znała. Rozkład domu, rodzinne historie, prywatne żarty. Wszystko, co tylko zdoła sobie pani przypomnieć.

– To by zajęło wiele godzin, może nawet dni. – I złamałoby mi serce tysiąc razy, dodała w myślach. Przez trzydzieści lat Miriam rozumiała, że musi dzielić się najsmutniejszymi rodzinnymi sekretami ze śledczymi; mówić o podupadającym sklepie męża, swoim romansie, procesie adopcyjnym Sunny i Heather. Ale zazdrośnie strzegła wesołych wspomnień, codziennych, przyziemnych szczegółów. Te należały wyłącznie do niej i do Dave’a. – Może zdradzicie mi państwo, co zeznała do tej pory, a ja ocenię, czy coś z tego wydaje się podejrzane? Może po prostu się z nią zobaczę?

Detektyw Nancy – Miriam czuła się trochę przytłoczona w towarzystwie tak wielu nowych osób – przejrzała swoje notatki.

– Trafnie podała daty urodzin, nazwy szkół, adres. Ale większość z tego można znaleźć w Internecie albo innych źródłach, jeśli ktoś ma skłonność do grzebania i przeszukiwania archiwów. Wspomniała też coś o wakacjach na Florydzie i kimś nazywanym BopBop…

– Zgadza się. To matka Dave’a. Sama tak kazała na siebie mówić. Nie cierpiała życia rodzinnego. Źle zniosła macierzyństwo, a bycie babcią zupełnie jej nie odpowiadało.

– Ale to o niczym nie świadczy, prawda? Heather mogła o tym opowiedzieć dzieciom w szkole, na przykład.