Выбрать главу

– To ona cię wynajęła?

– Cóż, zawarłyśmy pewien układ.

– Glorio, „tak” czy „nie”? Jesteś jej prawnikiem?

– Na razie tak. Przejmuję sprawę wraz z zapewnieniem tej kobiety, że zdoła zapłacić mi honorarium. – Błysnęła do niego oczyma. – Jesteś tu z powodu zabójstwa, prawda? Nie wypadku drogowego?

– Pieprzę to, co ona zrobiła ze swoim wozem.

– Jeśli powie ci o morderstwie, czy możemy odstawić na bok te sprawy związane z ruchem drogowym? Naprawdę, nikt tam nie zawinił, ona spanikowała…

– Cholera, Glorio. Za kogo ty się masz, żeby ze mną dobijać targów? Wypadek w zamian za to, co jest jakąś tajemnicą? Na każdy układ musi być zgoda prokuratora. Wiesz o tym.

– No dobra, to może zabronię ci się z nią spotkać. Jest wyczerpana, ma uraz głowy. Chyba w ogóle nie powinna rozmawiać z kimkolwiek, dopóki lekarz nie stwierdzi, czy uraz mógł mieć wpływ na pamięć.

– Zbadali ją ostatniej nocy.

– Zajęto się obrażeniami i przeszła badanie psychiatryczne. Ale ja chciałabym przyprowadzić neurochirurga. Ona może nawet nie pamiętać kolizji, tego, że opuściła miejsce wypadku.

– Zachowaj te pierdoły do podsumowania sprawy, a teraz kawa na lawę. Chcę wiedzieć, jaką zagadkę obiecała rozwiązać i czy ona podlega naszej jurysdykcji.

– Och, jak najbardziej jest w twojej jurysdykcji, detektywie. – Kiedy Bustamante rozmawiała z mężczyznami, często w jej głosie pojawiały się nutki nieprzyzwoitości.

Gdy Infante ją poznał, sądził, że takie podteksty są tylko maską w kontaktach z innymi ludzi, sposobem na ukrycie orientacji seksualnej. Ale Lenhardt upierał się, że to bardzo rozwinięta ironia, rodzaj gadania-pieprzenia, którym Gloria stale się posługuje, żeby nie wyjść z wprawy.

– I co, mogę z nią porozmawiać?

– O tej starej sprawie, ale nie o wypadku.

– Glorio, do cholery, jestem z wydziału zabójstw. Gówno mnie obchodzi kraksa na obwodnicy. Chyba że… Poczekaj, czy ona to zrobiła specjalnie? Próbowała zabić ludzi jadących drugim autem? Kurczę, to może mój szczęśliwy dzień i rozwiążę dwie sprawy za jednym zamachem, właśnie tak. – Pstryknął palcami.

Gloria udawała znudzoną.

– Kevin, zostaw takie żarciki dla swojego sierżanta. On jest wesołkiem, a ty lalusiem.

Kobieta na szpitalnym łóżku miała mocno zaciśnięte powieki, jak dziecko udające oposa. Światło w pomieszczeniu ukazywało też delikatne włoski na jej ramieniu i na boku twarzy, jasny meszek. A także wory pod oczyma, ślad długotrwałego wyczerpania. Otworzyła oczy na chwilkę, potem zamknęła.

– Jestem taka zmęczona – wymamrotała. – Glorio, nie mam siły…

– On tu długo nie zostanie, słodziutka. Słodziutka?

– Jemu chodzi tylko o pierwszą część. Pierwsza część? To co było drugą?

– Ale to jest najtrudniejsze. Nie możesz po prostu ty mu powiedzieć i dać mi spokój?

Musiał sam wziąć sprawy w swoje ręce, nie czekać, aż Gloria go przedstawi, czego zresztą najwyraźniej nie miała zamiaru zrobić.

– Nazywam się Kevin Infante, jestem detektywem z wydziału zabójstw policji hrabstwa Baltimore.

– Infante? Tak jak „dziecko” po włosku?

Oczy ciągle zamknięte. Chciał, żeby je otworzyła. Aż do tej chwili nigdy się nie zastanawiał, jak ważne w tym, co robi, są otwarte oczy. Jasne, pamiętał o kontakcie wzrokowym, wiedział, co to znaczy, gdy ktoś unika twojego spojrzenia. Ale jeszcze nigdy nie miał do czynienia z taką osobą jak tutaj, ściśle mówiąc, jak z leżącą tutaj, z kimś tak mocno zaciskającym powieki.

– Jasne – powiedział, jakby nigdy tego wcześniej nie słyszał, jakby jego dwie byłe żony ciągle mu o tym nie przypominały.

Otworzyła oczy. Miały kolor niebieski, bardzo intensywny, aż go było szkoda dla blondynki. Niebieskooka brunetka to jego ideał, jasność i ciemność.

– Nie wyglądasz na dziecko – oznajmiła. – W jej głosie, inaczej niż w przypadku Glorii, nie wyłowił nawet cienia flirtu. Nie prowadziła z nim takich gierek. – Śmieszne, ale przez chwilę wyobraziłam sobie pewną postać z kreskówki, olbrzyma w pieluszkach i z małą czapeczką.

– Hyzia – powiedział.

– Taak. On był kaczorem? Czy kurczakiem?

– Chyba kurczakiem. – Może jednak powinni ją pokazać neurochirurgowi. – Słyszałem, że wie pani o morderstwie sprzed lat popełnionym tutaj, w hrabstwie Baltimore. O tym właśnie chciałbym z panią porozmawiać.

– To się zaczęło w hrabstwie Baltimore. Zakończyło się… Nie jestem pewna gdzie. I czy w ogóle się zakończyło…

– Twierdzi pani, że ktoś zaczął kogoś zabijać w hrabstwie Baltimore, a skończył gdzieś indziej?

– Nie jestem pewna… Na końcu… No, nie na końcu, ale wtedy, kiedy wydarzyły się złe rzeczy. Chwilowo, nie wiem, gdzie byłyśmy.

– Dlaczego po prostu mi pani nie opowie swojej historii? Może sam rozwikłam tę zagadkę.

Odwróciła się do Glorii.

– Czy ludzie… To znaczy, czy o nas wciąż jest głośno?

– Gdyby tutaj byli, przypomnieliby sobie – odpowiedziała stara żmija, znacznie łagodniejszym głosem niż zazwyczaj.

Ona na nią leciała? Bo inaczej dlaczego ryzykowałaby wzięcie sprawy, za którą mogła nie dostać pieniędzy? Czasem trudno było rozgryźć męski gust co do kobiet, ale jeszcze trudniej kobiecy. Gloria, jak wynikało z obserwacji Infante’a, raczej nie była sentymentalna.

– Może nie nazwisko, ale chwilę, w jakiej usłyszeli o tych wypadkach. A detektyw Infante nie jest stąd.

– No to po co z nim rozmawiać? – Zamknęła oczy i ułożyła się z powrotem na poduszce.

Gloria wymownie wzruszyła ramionami. Infante jeszcze nigdy nie widział jej tak uprzejmej w stosunku do klienta, tak usłużnej. Zawsze dobrze zajmowała się ludźmi, których reprezentowała, ale nalegała na to, by rządzić. A teraz to ją przepełniał szacunek dla klienta. Skinęła na detektywa, aby wyszli razem na korytarz. Pokręcił głową nie ruszył się z miejsca.

– To ty mi wszystko powiedz – zwrócił się do Glorii.

– W kwietniu 1975 roku dwie siostry wyszły z domu i udały się do centrum handlowego Security Square. Sunny i Heather Bethany. Nigdy ich więcej nie widziano. Policja nawet się nie domyślała, co się stało. Inaczej jak w sprawie Powers.

Sprawa Powers była zagadką sprzed dziesięciu lat. Zaginęła młoda kobieta, nikt jednak nie miał wątpliwości, że za tym zniknięciem stał jej porzucony mąż. Po prostu nie potrafiono tego udowodnić. Tajemnicą poliszynela było, że facet kogoś wynajął i mu się poszczęściło, bo trafił chyba na najbardziej małomównego i najbardziej lojalnego zabójcę świata. Typa, który nigdy nie miał powodu, aby sprzedać tę informację. Nigdy nie wylądował w pace albo po pijanemu nie wypaplał swojej dziewczynie: „Tak, ja to zrobiłem”.

– Ona wie, co się stało?

– Słyszę was – odezwała się kobieta na łóżku. – Cały czas jestem tutaj.

– Proszę, może pani śmiało włączyć się do rozmowy – zachęcił Infante.

Wyraz jej twarzy trochę się zmienił, tak jakby była wkurzoną nastolatką, która właśnie chce, żeby mama i tata zostawili ją wreszcie w spokoju. Jednak nic nie powiedziała.

– Początkowo zdawało się, że jest kilka tropów. Próba wyłudzenia okupu. Namierzyliśmy jakieś podejrzane osoby. Nie znaleźliśmy dosłownie żadnego śladu.

– Sunny to było zdrobnienie od Sunshine – oznajmiła kobieta na łóżku. – Ona tego nie cierpiała.

Zaczęła szlochać, ale zdawało się, że nie zauważyła łez spływających po twarzy. Infante wciąż starał się rozwikłać łamigłówkę. Trzydzieści lat temu, dwie siostry. Jak bardzo młode? Gloria nie powiedziała. Młode, no jasne. Na tyle, że wykluczono ucieczkę z domu i przyjęto założenie, że to morderstwo. Dwa morderstwa. Kto bierze do razu dwie dziewczyny? Dość ambitne przedsięwzięcie. Łatwo mogło się zakończyć niepowodzeniem. Czy porwanie dwóch sióstr nie sugerowało jakiejś osobistej rozgrywki, zemsty na rodzinie?