Выбрать главу

Dlatego właśnie odszedłem. Problem w tym, że… ona była ode mnie zależna. Rozumiesz? Nie mogłem przestać myśleć o kłótniach, do jakich teraz musiało dochodzić. Stale myślałem o tym, jak tato się wścieka i powtarza, że to ona wyrzuciła mnie z domu…

Vonny zaproponowała, że pójdzie ze mną do budki, ale czułem, że muszę zrobić to sam. Nie wiem dlaczego. No i to był błąd. Gdybym tak posłuchał rad Gemmy. Ona zna się na ludziach o wiele bardziej niż ja. Tak czy inaczej znalazłem budkę przy ulicy i wybrałem numer. Moje serce płonęło. Powiedziałem „halo”, spokojnie, żeby oszczędzić jej nadmiernego szoku, i… to ja byłem zaszokowany.

– David… – odezwała się po prostu. Następnie czekała, co mam do powiedzenia.

Zacząłem mówić. Nie pamiętam już co. Coś o sobie, że czuję się dobrze, że znalazłem jakieś miejsce, w którym mogę mieszkać, i że wszystko będzie w porządku, że wszyscy ludzie są w porządku, że mam co jeść i dbam o siebie. Wiesz, o co chodzi.

Kiedy skończyłem, nie nastąpiła żadna reakcja. Słyszałem, że pali. To wszystko. Moja matka często przewraca się, przytrzymując się mnie albo ściany, albo łapiąc obrus czy co tam jest pod ręką. Tym razem jednak czułem, że jest absolutnie przytomna, jak ptak lub ryba, która nigdy nie zasypia, cały czas nasłuchując i obserwując.

– Przepraszam, że odszedłem – powiedziałem. – Nie miałem zamiaru… to znaczy, nie chciałem. No i… wszystko w porządku, mamo? Mamo, powiedz coś, odezwij się.

– Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, Smółko – odezwała się dość zwyczajnym głosem. – On jest na górze i podsłuchuje. – Zniżyła głos aż do chrapliwego szeptu i dodała: – Zaczął mnie bić…

Zdawało mi się, że ziemia pode mną się rozstąpiła.

Rozumiesz? O tym nigdy nie pomyślałem. Nigdy bym nie pomyślał, że posunie się do tego. Ale to przecież było oczywiste! Powstrzymywała go tylko moja obecność. Czułem się tak, jakby ktoś podniósł cały świat o dziesięć stóp i spuścił go na betonową posadzkę. Wszystko to była moja wina.

Wtedy ona zaczęła. Tak samo jak zwykle. Na początku myślałem, że jest zupełnie trzeźwa, ale okazała się pijana jak zawsze. W końcu był już wieczór.

– Tak się boję – powiedziała. – Co wieczór wraca pijany i nigdy nie wiem, co zrobi. Jestem sama. Nie mogę dać sobie rady ze wszystkim w domu, kochanie. Usiłuję… Wiesz, jaki potrafi być… taki kłótliwy, taki wściekły, kiedy coś nie jest w porządku. To nie jego wina. Byłam złą matką i złą żoną. Nie powinieneś był opuszczać mnie, Davidzie. Rozumiesz to, prawda?

Nastąpiła pauza.

– Tak – odpowiedziałem. No bo co miałem odpowiedzieć?

– Wiesz, jak bardzo polegałam na tobie… I tak bardzo się starałam… och, kochanie, jak mogłeś…?

Nieomal widziałem, jak osuwa się przy sofie na podłogę, rozklejona i płaczliwa. Czułem, jak jej łzy spadają na słuchawkę i kapią mi aż tutaj na ręce.

– Posłuchaj, mamo… – słyszałem odgłos jej łkania. – Mamo, po prostu przestań płakać. Przestań, proszę, to porozmawiamy. Czy to boli, mamo? Czy on cię mocno bije?

– Kochanie, proszę, wróć do domu, proszę… On powtarza, że to ja cię wypędziłam… – i płakała, płakała, płakała.

– Dobrze, mamo. Przestań, proszę… Posłuchaj, wrócę do domu. Wrócę do domu. To nie jest na zawsze. Wrócę do domu.

Chciałem coś jeszcze powiedzieć. To potworne, co jej powtarzał. Że to ona mnie wygnała. Bo to wcale nie była prawda. On mnie wyrzucił. Ale… w tym, co mówił, też była prawda.

– Wrócę do domu. W porządku?

– Kiedy?

– Wkrótce, mamo. Tylko muszę załatwić parę spraw.

– Możesz zrobić to teraz. Idź i złap autobus…

– Nie mam pieniędzy.

Słyszałem, jak zaciąga się papierosem, myśląc o tym, co powiedziałem.

– Autostopem – poradziła.

– Wrócę tak szybko, jak się da.

– Nie masz pieniędzy? A ja myślałam… powiedziałeś, że wszystko jest w porządku…

I zaczęła mi mówić, żebym uważał na siebie. Martwiła się o mnie. Chciała wiedzieć, czy jestem najedzony i czy mam ciepłe ubranie i tak dalej. Naprawdę jest dobrą matką. Czy raczej byłaby nią, gdyby udało jej się rozstać z butelką.

Następnie zaczęła wypytywać. Bałem się, żeby nie powiedzieć za dużo… Pytała o ludzi, z którymi jestem, gdzie jestem, jaki jest mój adres, jak oni się nazywają. Mówiła, że chciałaby im w jakiś sposób podziękować, ale jej nie ufałem. Złościła się, że nie chcę nic powiedzieć.

– Nie ufasz mi, Davidzie? Nie ufasz mi? – powtarzała. I tak oczywiście było, tylko że przecież nie mogłem jej oświadczyć: „Nie, nie ufam ci”. Więc musiałem szukać wymówek. To ciągnęło się bez końca. Telefon zaliczał kolejne impulsy, wrzuciłem monety na zapas. Wydałem na rozmowę trzy funty. Skończyłem dopiero wtedy, kiedy zabrakło mi już monet i telefon nagle zamilkł w pół zdania.

Nienawidzę mamy bardziej niż taty, ponieważ jego tylko się boję, a mama sprawia, że czuję się podły i bezużyteczny. Ona niweczy wszystko, co chciałbym zrobić sam ze sobą. Odchodząc od budki czułem się jak gówno. Obiecałem jej, że wrócę do domu. Obiecałem jej wszystko, co chciała. A przysięgałem, że nie będę niczego obiecywać. Wiedziałem, że nie powinienem był dzwonić.

Ona zawsze tak postępuje. Robi ze mną, co chce. Czasem robiła to dla zabawy. Po prostu dla własnej przyjemności. Zrobiła to w obecności Gemmy, kiedy Gemma przyszła mnie odwiedzić… po prostu gadała i gadała i kazała mi kręcić się po domu i wykonywać jakieś głupie zadania, dopóki nie straciłem nerwów. Wszystko zaczęło mi lecieć z rąk i zdenerwowałem się. Dostrzegłem, że mama zerka na Gemmę. Wiedziałem, o co chodzi. Gemma też wiedziała -jestem pewien! – chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Mama pokazywała swoją siłę.

Mimo to obiecałem jej, że wrócę, a nie mogę łamać danego słowa. W każdym razie nie wobec mamy. Zwłaszcza wobec niej. Teraz powinienem zatelefonować do Gemmy i powiedzieć, żeby nie przyjeżdżała. Teraz powinienem wrócić do domu i na zawsze pogodzić się ze znoszeniem tego wszystkiego…

Wałęsałem się nie wiadomo jak długo. Minęły godziny, zanim wróciłem do domu. Było późno. Miałem nadzieję, że wszyscy poszli spać, lecz na parterze zauważyłem światło świec. Czekali. Chcieli wiedzieć, jak mi poszło.

Zawróciłem i pokręciłem się jeszcze trochę, ale nadal siedzieli. Pomyślałem: A niech tam, będzie co ma być…

Kiedy skończyłem, nikt nie odezwał się ani słowem. Po chwili Richard podniósł się i uścisnął mnie, potem zrobiła to Vonny… nawet Jerry to zrobił. To było tak… tak jakby dobrze mnie znali albo… nie wiem. I było to dla mnie trochę dziwaczne, bo nie jestem… W mojej rodzinie nie ma zwyczaju wymieniania uścisków. To było tak, jakby dawali mi jakieś lekarstwo. A potem zapomniałem o wszystkim i przywarłem do nich i musiałem bardzo, bardzo się starać, żeby nie płakać. Czułem się tak żałośnie.

W końcu odezwał się Richard:

– Ale oczywiście nie zrobisz tego? Wiesz, że nie zrobisz, prawda?

Byłem zaskoczony. Naprawdę nie oczekiwałem, że to powie.

– Nie możesz – dodała Vonny. – Gemma miała co do tego rację. Najlepsze, co mogłeś zrobić, to opuścić dom.

– Ale ja przyrzekłem… – powiedziałem.

– Nie sądzę, żeby obietnice składane pod presją miały jakieś znaczenie – odparł Richard.