Выбрать главу

Oczywiście to Vonny stała za tym wszystkim. Bez przerwy ustalała, co jest słuszne, i zmuszała innych ludzi, żeby się do tego zastosowali. Właściwie postępowała tak wobec wszystkich. Zawsze czegoś chciała od Jerry’ego – to miał otworzyć z Richardem kolejny dom, to posprzątać kuchnię albo pościelić łóżko, albo zanieść rzeczy do pralni. Niespecjalnie jej się to udawało. On chciał jedynie siedzieć sobie w spokoju i upalać się. Ale lepiej poszło jej ze Smółką. Zalazło mi to za skórę jeszcze bardziej niż jej próby ze mną. On oczywiście uwielbiał te sytuacje. Wystarczyło, że głośno oznajmiła, co ma być na kolację, a już zrywał się na równe nogi i żebrał o pozwolenie pobiegania po sklepach z torbą na zakupy. Wdzięczność to nie jest właściwe słowo. To było poniżające. A jeśli szukał sobie drugiej matki… przecież dopiero co od jednej się uwolnił.

Mnie raczej nie lubiła. Na twarzy miała wypisane, co sobie o mnie myśli: zepsuta gówniara. Nie lubiła ani mojego sposobu mówienia, ani postępowania, ani wyglądu. Uważała, że powinnam być w szkole, w domu i w ogóle poza jej życiem. Pewnie wyobrażała sobie, że trzeba mnie układać do snu w łóżeczku.

Moim zdaniem na tym polegał jej problem.

W zasadzie cały czas prowadziła kampanię zmierzającą do usunięcia mnie stamtąd i odesłania do domu. Nie znała mnie, bo inaczej by wiedziała, że najlepszy sposób, żeby nakłonić mnie do zrobienia czegoś, to powiedzieć, żebym tego nie robiła. Cały czas jednak truła głowę Richardowi, a on chyba przyznawał jej rację. Był o niebo sympatyczniejszy, ale właściwie taki sam jak ona. Jeśli masz czternaście lat, to należysz do kogoś – w moim wypadku do mamy i taty.

Vonny zadręczała tym Smółkę CAŁY CZAS. Poddawała go obróbce. Podlewała gorącą oliwą, żeby aż skwierczał. Powtarzała, jaki jest samolubny, bo wyrwał tak młodą i niewinną istotę jak ja z łona ukochanej rodziny.

– Jak muszą czuć się twoi rodzice? – jęczał.

– Pewnie tak samo dobrze jak ty dzięki Vonny – odparłam. Miał taki sam wyraz twarzy jak wtedy, kiedy jego prawdziwa matka, tam w Minely, owijała go sobie wokół palca.

W gruncie rzeczy Richard i Vonny tworzyli doskonałą parę rodziców. Gdybym tak miała ich zamiast tej nieudacznej pary przygłupów, którymi obdarzył mnie Pan Bóg, nigdy bym nie uciekła. Było doskonale. Mogłam spędzać noce ze swoim chłopakiem. Dawali mi trawkę. Mogłam pomalować swój pokój na dowolny kolor i pozostawać poza domem tak długo, jak długo chciałam. Jako rodzice byli doskonali.

Jedyny problem polegał na tym, że nie po to uciekłam z domu, żeby szukać sobie nowych rodziców.

Nie mówiłam o tym Smółce, ale myślałam sobie: no cóż, na razie tak jest dobrze. Miałam zamiar rozglądać się czujnie za właściwymi przyjaciółmi. Ludźmi w naszym wieku albo niewiele starszymi, którzy nie przejmowaliby się tak bardzo legalnością naszego statusu, ponieważ sami byliby równie nielegalni.

Spotykaliśmy się już z różnymi ludźmi. Richard, Jerry i Vonny mieli wielu przyjaciół. Nadszedł w końcu wieczór, kiedy mogliśmy nareszcie – HURRA!!! – ZAPALIĆ ŚWIATŁA W DOMU. I chodzić sobie swobodnie w blasku Prawdziwego Elektrycznego Oświetlenia.

No tak. To naprawdę było ekscytujące po tygodniu pełzania przy świeczkach. Po raz pierwszy zaprosili wtedy parę osób. Siedzieli sobie w kręgu, rozmawiali, popijali i wstawiali się. Żadnych tańców ani nic takiego. Richard przyniósł swój sprzęt grający. Usiedliśmy ze Smółką w kącie, niczym para oswojonych papug. Od czasu do czasu ktoś podchodził i zagadywał coś sympatycznie. Wszyscy byli starzy.

Jedynym interesującym rezultatem tego spotkania było to, że mieliśmy zorganizować parapetówkę w następną sobotę, aby oficjalnie otworzyć siedlisko. Impreza pełną gębą, z tańcami i głośną muzyką. Richard zapowiedział, że zaprosi parę osób bardziej zbliżonych wiekiem do nas. On zna chyba wszystkich. Otworzył przecież tyle domów. Napomknął, że o parę ulic od nas mieszkają tacy ludzie, co brzmiało interesująco. Mówił, że są inni niewiele dalej i też mogą przyjść… Zaczynałam myśleć, że opłacało się poczekać.

Był już zresztą najwyższy czas. Dwa tygodnie życia przy świeczkach i malowania ścian wyczerpało mój limit.

Ciągle miałam sto funtów, które ukradłam za pomocą karty magnetycznej taty. Dotąd nie musiałam ich wydać. Oni płacili za jedzenie. Vonny i Jerry zaopatrywali mnie nawet w szlugi. No i dobrze… myślałam sobie. Tak więc następnego dnia oznajmiłam Smółce, że wychodzimy.

Czy uwierzysz, że wyciągnięcie go z domu zabrało mi całe wieki? On w dalszym ciągu z obłąkaną gorliwością chciał malować te cholerne pomieszczenia. Trzeba było niemal negocjować z nim zrobienie czegokolwiek oprócz malowania i jeszcze jednej czy dwóch rzeczy. W końcu prawie na siłę wypchnęłam go z domu.

Udaliśmy się do miasta, żeby trochę zaszaleć.

Po drodze układałam sobie w myślach plan całego dnia. Zanim doszliśmy do Woolsworth, wiedziałam dokładnie, co chcę zrobić ze swoimi pieniędzmi. Pierwszą rzeczą był ogromny, tłusty, ohydny hamburger. Za domem tęskniłam tylko z jednego powodu – mięsa. Miałam dosyć fasolki i mleka sojowego. Smółka bąkał jakieś wegetariańskie frazesy, ale zaciągnęłam go do McDonalda i zamówiłam dwa duże hamburgery.

– Krowie zwłoki.

– Krowie zwłoki – powtórzył z powagą.

Pochłonęliśmy hamburgery w okamgnieniu. Były niewiarygodnie pyszne. Potem wzięliśmy sobie po dużym shake’u i zaczęliśmy wertować egzemplarz „City Limits”. W Albert Chapel miała grać jakaś kapela. Punkowa. Dałam Smółce parę funtów i powiedziałam: „Bądź tam”. Potem się go pozbyłam. Nie chciałam, żeby się nudził, kiedy będę buszować w sklepach z ciuchami i kupować sobie rzeczy. A poza tym Smółka starał się być rozsądny. Mnie przerażałoby wydanie moich stu funtów na śpiwory i porządne buty.

Pragnęłam wydać wszystko.

Złapałam autobus do centrum targowego przy stadionie. Chciałam się ubrać. Byliśmy tam przedtem, w niedzielne popołudnie, w dniu naszej akcji. Wtedy niczego nie kupowałam, ale cały czas miałam oczy szeroko otwarte. Moje wrażenia potwierdziły się podczas ostatniej imprezy w naszym domu.

Byłam o tysiąc lat do tyłu.

Puszyste dzianiny, wytarte dżinsy i ogólnie miły dziewczęcy wygląd zdecydowanie wyszły z mody. Na litość boską, wyglądałam starzej od Vonny! Ona nosiła irokeza i kółko w nosie, podczas gdy ja ciągle paradowałam w mięciutkich sweterkach.

Pierwsza sprawa to czarna skórzana kurtka. Zrobiłam niezły interes – pięćdziesiąt funtów za trochę znoszoną, z taniej odzieży. Była super. Pachniała potem i skórą i miała z przodu zamek błyskawiczny, zdolny oprzeć się gorylowi.

Albo utrzymać go w ryzach. Chciałam też kupić skórzane spodnie, ale były za drogie, a poza tym nosić coś takiego to obciach, czego dowiedziałam się później.

Wszystko musiało być CZARNE, CZARNE, CZARNE. Kupiłam czarne rajstopy, czarną mini i parę wielkich buciorów. Wszystko z demobilu za dwanaście funtów. Ciekawe, co miałby robić sierżant w krótkiej, czarnej spódniczce. Aha, jeszcze podkoszulek pradziadka, wiązany z przodu wytartymi tasiemkami.

Dałam sobie przekłuć uszy. I nos. W dwóch miejscach. To bolało i właściwie miałam zamiar zrobić to tylko raz, ale Vonny miała jeden kolczyk, więc chciałam…