Выбрать главу

Kiedy poczułam, że potrzebuję trochę przestrzeni, wycofałam się i zaczęłam tańczyć w innym miejscu. Tańczyłam, tańczyłam i tańczyłam. Zobaczyłam Smółkę, podskakującego jak idiota. Zderzyliśmy się i przez chwilę tańczyliśmy obok siebie. Potem on musiał odejść, zamówić drinka i ochłodzić się, ale ja tańczyłam dalej. Dalej, dalej, dalej, dalej.

Podchodzili jacyś ludzie i prosili, żebym z nimi zatańczyła. Tańczyłam, a potem ich gubiłam. Jakiś facet zapytał, czy chcę drinka. Odpowiedziałam, że tak, a on poszedł po coś do picia. Stałam i czekałam przez chwilę, ale ta muzyka… kapela zaczęła grać jakiś niezły kawałek, więc odbiegłam z powrotem w tłum i zaczęłam znów tańczyć, i zapomniałam o nim i jego drinku, i o wszystkim…

Nie widziałam go przez następne pół godziny. Tańczyłam z kilkoma innymi facetami. W którymś momencie podszedł Smółka i stwierdził, że ma dość i wraca do domu.

– No to cześć – odparłam.

Uśmiechnęłam się tylko. Wydało mi się, że wstrząsnął nim dreszcz.

– Nie mogę odejść bez ciebie – powiedział, robiąc się jakiś czujny.

– No to zaczekaj na mnie – rzuciłam i oddaliłam się w podskokach.

Nie zamierzałam wychodzić. Niby z jakiego powodu? Chyba to rozumiał? Ale dziesięć minut później podszedł i znów chciał wyjść, a ja pomyślałam: co za nudziarz. Nie powiedziałam jednak tego głośno. Widziałam, jak opiera się o bar i wygląda żałośnie. Więc to tak? Przecież zrobiłam to wszystko dla niego… przebrałam się, przyszłam na ten koncert, cały czas miałam w torbie prezent dla niego, a on jęczał i wyglądał tak, jakby tatuś mu przed chwilą przyłożył. Ale ja nie byłam jego tatusiem. „Pieprz się” – mruknęłam i poszłam tańczyć. Nie miałam zamiaru przestać. Nie dla niego w każdym razie, nie dla ciebie, nie dla kogokolwiek.

Niedługo potem tamten facet, z którym tańczyłam, wrócił z moim drinkiem. Stał tak, w tych potwornych czarnych dżinsach i z agrafką w nosie. Wyglądał, jakby nie spał od dziesięciu lat. Wyglądał, jakby go wybielono chemicznie i zostawiono na dłużej w szafie.

– Chodziłeś z tym cały czas? – roześmiałam się. Też się roześmiał i przytaknął.

– Zdążyłem połowę rozlać – powiedział.

Szybki jesteś, pomyślałam. Ale nie był natarczywy, nie przeszkadzało mu, że robię to, na co mam ochotę. Wypiłam duszkiem piwo i z powrotem ruszyliśmy na parkiet. Był świetnym tancerzem. Wirowaliśmy po całej sali. Byłam już wtedy pijana tańcem. Nie obchodziło mnie nic. Parę razy kątem oka dostrzegłam Smółkę. Wypchaj się. Teraz ty możesz pocierpieć dla odmiany, przeszło mi przez myśl. Chodziło o to, że znosiłam jego nudnych przyjaciół i ich zapiekankę z ziemniaków przez bite dwa tygodnie. Dlaczego nie mógł dla mnie wytrzymać jednego wieczoru?

Widać było po twarzy faceta, że uważa mnie za swoją zdobycz. I miał rację! Tańczyłam wijąc się w górę przy jego nodze. Trzęśliśmy się i podrygiwali, tonąc we własnym pocie. Znów grano wolny kawałek i on prawie położył się na mnie. Nie dbałam o to. To tylko taniec, myślałam. To tylko zabawa. W ogóle się nie przejmowałam. Miałam na sobie koszulkę, która tak się zrobiła mokra od potu, że kleiła się do mnie. On też nie mógł oderwać ode mnie rąk. Właściwie dlaczego miałby się powstrzymywać?

Na moment prawie odskoczyłam do tyłu. To głupie, ale naprawdę czegoś takiego się nie spodziewałam. To nie była prośba, żeby z nim pójść na kawę. W znanym mi do tej pory stylu życia nie mieściło się, żeby kogoś zaprosić do siebie ot tak, żeby się z nim przespać. W domu każdy miał rodziców. Do seksu była plaża.

Rozejrzałam się i doszłam do wniosku: Możesz chyba pozwolić sobie na spędzenie z kimś jednej nocy. Nie staniesz się od tego dziwką, co? A poza tym ten facet mi się podobał. Wyglądał jak należało. No, może nie chciałabym z nim zostać na resztę życia, ale byłam gotowa skorzystać z każdej okazji, jaka mi się trafi.

Nigdzie nie było widać Smółki.

– No dobra – stwierdziłam. – Chcesz iść teraz?

Odpowiedział skinieniem i dopił drinka. Poszłam po torbę.

I spotkałam Smółkę.

Powinnam była wiedzieć, że nie wróci beze mnie. Nie siedział przy stoliku, ale widział wszystko. Nie był z tych, co to podejdą i powiedzą: „Ona jest moja” albo „Co ty sobie właściwie myślisz?”. Lecz był tam pokazując, że nie odszedł i ciągle na mnie czeka. Miał kolor pleśniowego sera.

Spojrzałam na niego, a on na mnie.

– Ktoś zaprosił mnie do siebie – oświadczyłam. On tylko patrzył.

Pośpiesznie sięgnęłam po torbę. Jakbym się bała, że nie zdążę.

– Aha – powiedziałam – masz na autobus? – Pogrzebałam i znalazłam jakieś pieniądze. Śpieszyłam się, żeby je jak najszybciej wyciągnąć. Po prostu chciałam się go pozbyć. Wetknęłam mu pieniądze do ręki. On jedynie patrzył. Wtedy straciłam cierpliwość. Nie wiem dlaczego. Odwróciłam się i krzyknęłam: – Ja też nie jestem twoją pieprzoną matką!

A potem poszłam sobie. Tamten gość – nie wiem nawet, jak się nazywał – czekał na mnie z małą grupką. To byli prawdziwi ludzie. To, co mieli na sobie, prawdopodobnie nie kosztowało razem więcej niż piątaka, a było ich coś koło dziesięciu osób – chłopaków i dziewczyn. Widziałam, że obserwują mnie i Smółkę. To były prawdziwe, paskudne punki. Można było pomyśleć, iż gotowi są poderżnąć gardło, ale ja wiedziałam, że to pozory. To tylko teatr, no nie? Po prostu taki styl…

Jedna z dziewczyn puściła do mnie oko.

Weszłam pomiędzy nich i otoczyli mnie ciasno. Przy wyjściu owionęło nas nocne powietrze. Zaczęli mówić wszyscy naraz i śmiać się. Ktoś zwrócił się do mnie, a ja coś tam odpowiedziałam. Znów poczułam się szczęśliwa. Złapałam swoją torbę i wepchnęłam ją sobie pod pachę. Prezent dla Smółki ciągle tam był.

– Jedną chwilę – powiedziałam.

Ruszyłam z powrotem do środka. Smółka ciągle stał przy barze. Podbiegłam i uchwyciłam się go.

– Tędy – zawołałam, wtykając mu prezent do rąk. Pociągnęłam go za sobą w głąb sali, wypchnęłam tylnymi drzwiami i wybiegłam za nim. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Naprawdę byłam zdecydowana pójść z tamtymi ludźmi. Wiedziałam, że to moje towarzystwo. Miałam nieodparte wrażenie, że zawsze na mnie czekali.

Biegliśmy ulicą. Kiedy upewniłam się, że nikt nas nie goni, zatrzymałam go. Staliśmy tak, patrząc na siebie.

– Powinieneś zobaczyć swoją twarz – powiedziałam.

I oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. Jak gdyby całe to zdarzenie było zabawne. Jakby to był od początku żart. Ale gdybym nie znalazła w ostatniej chwili prezentu, zrobiłabym mu to.

Potem żałowałam. Tego, że nie poszłam. Przecież chciałam. Lecz nie potrafiłabym zrobić tego Smółce. Tylko nie jemu, prawda?

Nie rozmawialiśmy na ten temat, ale oboje wiedzieliśmy, że niewiele brakowało. I oboje wiedzieliśmy, że mogłabym zrobić to jeszcze raz. W dowolnej chwili. Był bardzo czuły i pełen miłości. Myślał – jak przypuszczam – że dzięki temu będę go pragnęła. A przecież nie dlatego prawie odeszłam, że był nie dość miły.

Zdjęłam poszarpane rajstopy, spódniczkę i całą resztę. To w końcu był strój na zabawę, nie? Być może włożę go na oblewanie mieszkania, a może to nie będzie dobra okazja? Ale włożę go jeszcze kiedyś.