Ja zrobiłam wszystko. Wszystko. Pomyśl o tym – wszystko. Wszystkie rzeczy, na które byś się nie odważył, wszystkie rzeczy, których byłeś ciekaw, a potem o tym zapomniałeś, bo wiesz, że nigdy byś nie spróbował. Zrobiłam je. Zrobiłam je wczoraj, kiedy ty ciągle tkwiłeś w swoim łóżku.
A co z tobą? Kiedy nastąpi twój ruch?
ROZDZIAŁ 15
Gemma
Ja latam, ale wielu ludzi zamiera w środku. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale wystarczy, że otworzą usta, a już wiesz, że to stracili. Zostali zamordowani przez życie.
Patrzę wstecz, tam, skąd przyszłam, i myślę: co za szajs większość ludzi robi ze swojego życia. Mój tato. Zbyt wystraszony, żeby żyć, zbyt wystraszony, żeby umrzeć. Pracuje całymi dniami dla swojej firmy, kieruje tym, kieruje tamtym. Pomijając fakt, że to inni ludzie wykonują tę pracę – mam na myśli realną pracę, wytwarzanie rzeczy. On zużywa energię na to, żeby wydać się ważnym. W rzeczywistości nic nie robi. W dodatku nienawidzi tego. I po co to wszystko? Zarabia pieniądze i wydaje je na nowy telewizor, chociaż stary działa, albo na nowy samochód, bo ten, który ma, jest stary, albo na wakacje, żeby uciec i odpocząć od upiornej pracy, którą musi wykonywać, bo potrzebuje pieniędzy…
Ja nie potrzebuję pieniędzy. Tylko ludzie, którzy pragną rzeczy, muszą pracować.
Powinieneś kiedyś wpaść do nas. Pokochałbyś to miejsce. Każdy je pokocha. Przychodzisz i zastajesz jakichś ludzi, którzy niczego nie oczekują. Możesz usiąść w kącie i patrzeć albo rozmawiać, albo robić, co chcesz. Będzie muzyka, będzie coś do picia, może później będzie coś do jedzenia, jeśli tak się złoży. Zwykle otwieramy oszklone drzwi do ogrodu i ludzie siadają na zewnątrz. Przyjęcie organizuje się samo. Nie musimy go planować. Na przykład Col przynosi alkohol, a Sal coś do palenia, a potem ktoś inny pojawia się z kolejnym trunkiem i kiedy wszyscy jesteśmy już trochę wstawieni, przychodzi nam do głowy, że chcielibyśmy czegoś więcej… więc każdy zrzuca się, na ile go stać, a ja włączam muzykę…
I już jest przyjęcie.
Później, wieczorem, rozpalamy ognisko. Ludzie kręcą się po okolicy i szukają drewna w śmietnikach, a potem ognisko pali się przez całą noc. Zawsze coś się dzieje – handel, muzyka, ludzie. Bywa tu Dev, dealer. Rzadko wychodzi z domu, ale czasem nas odwiedza. Siada przy ogniu i robi skręta za skrętem. Jest Col i Sal. Kiedyś była z Devem, ale się rozstali. Z Sal jestem naprawdę blisko. Nadajemy na tej samej fali. Jesteśmy sobie prawie tak bliskie, jak ja i Lily. Prawie. Col jest w porządku, ale bywa trochę nudny. Chyba bierze za dużo różnych rzeczy.
Col… mało brakowało, żeby się przejechał. No cóż, ofiary się zdarzają. Życie to niebezpieczny biznes. Myślę, że Col i Sal rozstaną się raczej wcześniej niż później. A jest jeszcze Wendy i jest Jackson, i Doli, i Pete-Pete. Nigdy nie brakuje nam ludzi.
Lecz w centrum wszystkiego jestem ja i Smółka, i Lily, i Rob.
Ze Smółką jest teraz o wiele lepiej. Nie poznałbyś go. Zawsze był taki nerwowy i ciągle się martwił. Teraz do wszystkiego podchodzi na luzie. To od razu po nim widać. Wyplątał się wreszcie z tego biznesu z mamą i tatą. Musiał ich porzucić. To znaczy, porzucił ich fizycznie już przedtem, ale w dalszym ciągu nosił ich we własnej głowie. Lily ciągle mu powtarzała: „Po co nosisz w sobie to gówno?”. To ich problem. Zrobili syf z własnego życia. On nie musi z tego powodu zamieniać w syf swojego.
Naprawdę go kocham. Pomyśleć, że gotowa byłam go odtrącić! Niewiele brakowało. Musiałam być szalona. To pewnie dlatego, że byłam wtedy tak podniecona. Czułam, że wszystko musi stać się inne, odkąd poznałam Lily i Roba.
To oni przekonali mnie, żeby tego nie robić. Ja im powtarzałam, że czułam się przy nim klaustrofobicznie, że patrzył na mnie, jakbym była rybą w akwarium. Oni wtedy mówili: „Nie, nie, on jest naprawdę sympatyczny. Jest wyjątkowy. Dlaczego masz nie być dla niego miła? Powinnaś być miła dla przyjaciół…”
– Ale ja go nie kocham – odpowiedziałam. Lily roześmiała się i odparła:
– Powinnaś na niego chuchać. Jest twój, nie widzisz tego? Tak. Jest mój. Mamy się nawzajem. Ja jestem jego.
Telefonuję do rodziców od czasu do czasu po prostu po to, żeby im powiedzieć, że nic mi nie jest. Chciałabym, żeby między nami wszystko było w porządku. Chciałabym zadzwonić i zwyczajnie pogadać albo zaprosić ich, żeby wpadli z wizytą, ale nie mam odwagi. Oni ciągle żyją w iluzji, że jestem ich własnością. Przekupiliby policję, żeby sprowadziła mnie z powrotem do domu – cholernego domu dla obłąkanych albo domu poprawczego, gdyby to nie miał być ich własny dom.
Powiedziałam mamie: „Kiedy będę miała szesnaście lat, przyjadę cię odwiedzić i zostaniemy przyjaciółkami”. Nic nie odpowiedziała. Wiem, co sobie pomyślała. Próbowała trzymać twarz na kłódkę, ale od czasu do czasu co nieco jej się wymknęło.
Widzisz, ona wciąż nie może mi przebaczyć. Uważa, że zrobiłam jej coś złego. Uwierzysz w to? Ja tylko żyję własnym życiem, a ona uważa, że robię to przeciwko niej. Nic dziwnego, że w domu ledwie wolno mi było oddychać.
Kiedy pierwszy raz po przeprowadzce do Roba i Lily zadzwoniłam do domu, byłam sparaliżowana ze strachu. Stale to odkładałam i odkładałam. Bo co właściwie miałam im do powiedzenia? Zmieniłam się w coś, czego nigdy nie zrozumieją. Ale inni wciąż naciskali.
Smółka regularnie telefonował do swojej mamy, chociaż jego rodzice byli gorsi nawet od moich. Jest takim dobrym chłopcem, że aż chce się czasem rzygać. On i Rob, i Lily ciągle namawiali mnie i namawiali.
Rob mówi o matkach wyjątkowo dobrze. W jego wypadku ma to sens. Matka Roba jest naprawdę wspaniała. To niezwykła kobieta. Przyszła kiedyś nas odwiedzić, a kiedy zobaczyła, jak żyjemy, tylko się roześmiała.
„Nie dajcie się złapać”, powiedziała. To wszystko. Czy możesz to sobie wyobrazić? To cudowne przekonać się, że tacy ludzie istnieją. Bo to jest tak, że kiedy raz się wyłamiesz i nie pozwolisz, żeby ci prano mózg, możesz wyzwolić swoje dzieci i wnuki, i wszystkie następne pokolenia. Rob wypalił pierwszego skręta, kiedy miał osiem lat. Nie palił papierosów, a jego matka twierdzi, że to dzięki jej wychowaniu. Była rzeczywiście zadowolona z tego, do czego doszedł. Większość z tych, którzy palą hasz, pali również tytoń, ale Rob wychował się na tym, toteż miał więcej poczucia rozsądku. Wyobraź sobie, że zabiera się za pierwszego skręta zaraz po przebudzeniu.
A jednak nawet on nie mówi mamie wszystkiego. Kazał nam przysiąc, że nie powiemy jej o heroinie. Wściekłaby się. Większość ludzi nie potrafi obchodzić się z herą. Trzeba być kimś wyjątkowym, żeby móc z niej korzystać.
Tak czy inaczej zamęczał mnie, żebym odezwała się do mamy. Tak samo Lily i Smółka. Odpowiadałam: „Wiem, że to będzie straszne. Znienawidzą mnie. Wiem o tym”. Ale oni ciągle nalegali. Więc w końcu im uległam. Poszli ze mną do budki, żeby mnie wesprzeć.
Odebrał tato.
– Gemma, to ty?
Chciałam przejść jak najszybciej do rzeczy.
– Więc nie zapytasz, jak się czuję? – zaczęłam. Wyszczerzyłam zęby do Roba. Kiwał głową ze zrozumieniem. To było dwa lub trzy tygodnie po tym, jak ich spotkałam.
– Czy to ty? – powtórzył tato. Brzmiał jak mały szary człowieczek.
– Tak, to ja. Zgadza się. Jak się masz, tato? – zapytałam.
– Gemma, Gemma – powiedział. Był jakiś dziwny. Brzmiało to tak, jakby…
Lily przybliżyła swoją twarz do mojej. „Boi się ciebie”, syknęła.
Świetnie! – pomyślałam. Czułam, że to prawda. Mówił jak mały chłopczyk, któremu kazano zaczekać za drzwiami gabinetu dyrektora. Chciało mi się krzyczeć z radości, ponieważ wiedziałam, że wszelka przewaga, jaką miał nade mną, została ostatecznie złamana. Nie chciałam jednak być podła w stosunku do niego. Spojrzałam na telefon i oblizałam wargi. Potem powiedziałam: