– Tak, wszystko jest w porządku, tato. Miło cię słyszeć. – Pauza. – A jak mama?
– Gemmo! Jest chora ze zmartwienia. Oboje jesteśmy. Dlaczego nie dzwoniłaś? Mogłaś zadzwonić już dawno.
– Nie mów mi, tato, co mam robić. Postępuję, jak uważam za słuszne – odparłam. – Czy jest mama? – Nie chciałam rozpoczynać rozmowy na temat tego, co według niego powinnam zrobić.
– Kochamy cię. Gemma!
– Tato…
– Wiem, że popełnialiśmy błędy, ale oboje cię kochamy. Wiesz o tym, prawda?
To mnie zaszokowało. Byłam w kropce, bo… to „kocham cię”. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek coś takiego mi powiedział, a teraz słychać było w jego głosie jakąś rezygnację i zmęczenie. Jednocześnie wzbudziło to mój gniew, ponieważ była to jakby pułapka, rozumiesz? Chodzi o to, że kiedyś obrzucił mnie gównem, a teraz, kiedy stracił władzę nade mną, mówił „kocham cię…”
Mógł to powiedzieć już dawno.
– Posłuchaj, tato. Nie zaczynaj, po prostu nie zaczynaj od nowa. Nie wrócę. Jest mi dobrze.
– Gemmo, masz czternaście lat… – usłyszałam jakiś dźwięk w słuchawce. Wydawało mi się, że słyszę głos mamy.
– To mama? Czy mogę z nią porozmawiać? Słyszałam ją w tle. „Grel? Grel? Czy to ona? Grel?” – powtarzała. Zawsze mówiła do niego Grel. Bóg raczy wiedzieć dlaczego. Na imię ma Andrew.
– Chwileczkę – odpowiedział. A potem do mnie: – Gemmo, dlaczego to robisz? Chcesz nas ukarać? Czy nie sądzisz, że zrobiłaś już dosyć?
Chciało mi się śmiać. Ciągle nic nie rozumiał. Karać go! Chyba w jego wyobraźni. Ja mu nic nie robiłam. Nie musiałam.
– Po prostu jest mi dobrze, to już nie ma z tobą nic wspólnego – odparłam.
– To jednak ma coś wspólnego z nami, Gemmo – stwierdził. – Myślę, że już czas przestać. Czy masz świadomość, na jakie przeżycia narażasz swoją biedną matkę?
To ja byłam narażona na przeżycia. Najpierw była mowa o miłości, potem o tym, co robię jemu, teraz o tym, co robię mamie. Położyłam dłoń na mikrofonie.
– Chyba tego nie zniosę – powiedziałam.
– Tylko spokojnie, tylko spokojnie – powtarzał Rob.
– Świetnie to robisz, Gemmo. Robisz to pięknie – odezwała się Lily.
Słyszałam w słuchawce mamę mówiącą: „Co ona mówi, Grel? Co mówi?”.
– Posłuchaj, pozwól mi z nią porozmawiać, dobrze? -poprosiłam.
– Co się dzieje? Czy ktoś jest tam z tobą? – odpowiedział.
– To nieważne. Mogę teraz mówić z mamą?
– Choruje ze zdenerwowania. Dzwoniła na policję, dzwoniła do gazet i ani słowa od ciebie, Gemmo. Ani słowa od czterech tygodni…
Chyba dopiero się rozkręcał. Słyszałam, jak mama usiłuje dostać się do słuchawki, ale on nie miał zamiaru ustąpić.
– Zrobiłaby dla ciebie wszystko. Mogłabyś przynajmniej pomyśleć o niej…
A ja byłam coraz bardziej zła, że nie pozwala mi porozmawiać z mamą. Nie przestawał gadać wyłącznie dlatego, że ona znajdowała się w pokoju. Zawsze coś go zmuszało, żeby się przed nią popisywać.
Rob zabrał mi słuchawkę.
– Halo? Pan Brogan? – powiedział.
– Kto mówi? Kto mówi?! – wrzasnął tato.
– Jestem przyjacielem Gemmy, panie Brogan. Chcę tylko panu powiedzieć, że ma pan piękną córkę. Powinien pan być z niej dumny, panie Brogan.
– Och, więc znalazła sobie faceta, zgadza się? Przypuszczam, że wiesz o tym, że jest niepełnoletnia, kimkolwiek jesteś…
Zaczęłam wyrywać słuchawkę Robowi. Byłam tak rozgniewana, tak zażenowana z jego powodu. Tato nie przestawał.
– Gemma? Gemma? Chciałbym rozmawiać z moją córką. Proszę.
Teraz Lily zawładnęła słuchawką.
– Ja też uważam, że jest piękna – powiedziała. – A jeśli pana to interesuje, to ja też jestem niepełnoletnia. I niech pan nie zarzuca mojemu chłopakowi, że gzi się z moją najlepszą przyjaciółką. Dobrze, panie Facet?
Wynikła z tego prawie bójka. Wszyscy krzyczeli i wyrywali sobie słuchawkę, żeby powiedzieć coś mojemu tacie. Smółka wpadł w prawdziwą histerię.
– Moja kolej, moja kolej! – wrzeszczał.
Był tak hałaśliwy, że w końcu dorwał się do telefonu, przyłożył słuchawkę do ucha i tak stał. Słyszałam głos taty. Cały czas trzeszczał. Ale Smółka stał i słuchał. Myślałam, że po prostu chce posłuchać, że nie ma nic do powiedzenia. Obserwowaliśmy go w ciszy. Potem trzeszczenie się zmieniło i mogłam odróżnić głos mamy.
– Halo, pani Brogan – odezwał się Smółka.
– Halo. David? Czy moja córka tam jest? Chciałabym z nią porozmawiać, proszę – powiedziała mama i Smółka oddał mi słuchawkę z figlarnym uśmiechem.
Wszyscy zgromadzili się wokół mnie, przykładając głowy do słuchawki i nasłuchując.
– Gemmo… Gemmo, to ty? To naprawdę ty? – Przyjemnie było usłyszeć jej głos. Puściłam w niepamięć wszystko, co mi zrobiła.
– Mamo, halo, mamo! Kocham cię, mamo – mówiłam. Rob kiwał głową, a Lily powtarzała „Tak, tak…”
– Dobrze się czujesz? Masz co jeść? Potrzebujesz czegoś? – dopytywała się.
– Tak, mamo. Jest mi dobrze. Jest wspaniale, wszystko idzie świetnie. A co u ciebie?
– Gemmo, wróć do domu, proszę, wróć do domu… proszę – i zaczęła płakać.
Pragnęłam ją uścisnąć i przytulić. Musiałam przytulać słuchawkę. To był najbliższy przedmiot, który nas łączył. Na tatę się rozgniewałam, ale mamę mogłam tylko kochać.
– Nie mogę wrócić. Jeszcze nie teraz, mamo, jeszcze nie teraz. Ale jest mi dobrze. Naprawdę tak jest. I tęsknię do ciebie, mamo, i wrócę tak szybko, jak będę mogła – głos mi się załamał. Byłam bliska płaczu.
– Och, Gemmo – usłyszałam. – Och, Gemmo… -I już nie mogła mówić. Szlochała.
Pragnęłam, żeby przestała płakać.
Słyszałam, jak tato próbuje odebrać mamie słuchawkę, ale ona nie chciała jej oddać. Rozlegał się w tle jego głos. Coraz bardziej podnosił głos na mamę. To mnie denerwowało.
– O czym on teraz gada? – zapytałam.
– Nie bądź zła na ojca, Gemmo. Przeżył potworny stres. Nie spał. Cały czas jest na tabletkach – odpowiedziała.
Poczułam się winna po tych słowach, ale Smółka położył dłoń na mikrofonie, tak że nie mogła go słyszeć, i oświadczył: „Cholerny ćpun”.
To było takie śmieszne. To było straszne. Na sekundę zaległa cisza, a potem parsknęli i zaczęli się bezgłośnie śmiać. Lily zatkała sobie usta, osunęła się na podłogę budki i ukryła twarz w dłoniach. Musiałam zagryźć policzki, żeby powstrzymać śmiech.
Zgrzytając zębami, zapytałam:
– Jakie tabletki?
– Nasenne, przecież wiesz. Dosyć mocne. Rob i Smółka podtrzymywali się nawzajem.
– Jest w jak najgorszym stanie – zakończyła mama. Wyłam i zataczałam się ze śmiechu i jeszcze musiałam robić to bezgłośnie. To było takie śmieszne! To całe gadanie o tym, jak się martwił i na koniec… proszę, oto on napakowany po gardło środkami uspokajającymi i palący fajki. Lily podniosła się z podłogi i syknęła: „Zapytaj, czyby nam trochę nie podesłał. Zapłacimy dobrą cenę…”
Umierałam ze śmiechu. Mama dopytywała się: „Nic ci nie jest, Gemmo? Nic ci nie jest?”. A potem usłyszałam tatę: „Ona musi być na prochach albo na czymś…” – co naturalnie zmusiło mnie do jeszcze większego śmiechu. Ledwie mogłam to wytrzymać. Wszyscy byliśmy bliscy histerii.