Выбрать главу

Mama ponownie zaczęła płakać i znów doznałam poczucia winy, więc powiedziałam tylko:

– Słuchaj, mamo, są jakieś zakłócenia. Zadzwonię później… – odwiesiłam słuchawkę i wszyscy jednocześnie ryknęliśmy śmiechem. Histerycznym. Podłym. Czułam się okropnie, ale to było tak śmieszne… żadne z nas nie umiało się powstrzymać. Rob patrzył na Smółkę i powtarzał: „Ty sukinsynu!”, ale nie przestawał się śmiać. A Smółka mówił: „Przepraszam, przepraszam”. Nikt jednak nie potrafił przestać.

Zatelefonowałam do niej później, już bez towarzystwa, i tym razem wszystko poszło dobrze. Chyba na swój sposób zrozumiała. Ale nie przestawałam myśleć o tamtym i co jakiś czas wybuchałam śmiechem przez resztę dnia.

Kiedy już raz pogodziła się z tym, że nie wrócę, zaczęłyśmy prowadzić inteligentne rozmowy. W dalszym ciągu miewa załamania i czasem zaczyna płakać. Szkoda, bo gdyby nie to, mogłabym dzwonić częściej. Nienawidzę tego. To nie prowadzi do niczego dobrego.

Z tatą też jest w porządku. Próbuję z nim normalnie rozmawiać, ale nigdy nie wychodzi to poza rzeczy w rodzaju: „Co u ciebie? Jaka tam jest pogoda?”. Czasem mówi, że mnie kocha, ale nigdy nie brzmi to całkiem przekonywająco. Biorąc wszystko razem pod uwagę, chyba z mamą jestem w lepszych stosunkach.

Vonny i Richard zachodzili od czasu do czasu. Nie wiem, czy z sympatii do nas, czy tylko dlatego, że chcieli mieć na nas oko. To miłe. Lubię ich. Nawet Vonny. Teraz nie może być kimś w rodzaju cioci i tak jest dobrze. Dasz wiarę? Nie znają nawet połowy prawdy. Nie powiedziałam jej wszystkiego. Na przykład o herze. Nie mówię im o tym. Nie zrozumieliby. Mają własne drągi – hasz, amfa w małych ilościach, alkohol. Ale hera? Sama nie wiem. Któregoś dnia może im powiem, choćby po to, żeby zobaczyć ich twarze.

Tak, wszędzie naokoło jest pełno narkotyków. To po prostu część życia – przyjemność, biznes. Unoszą cię albo dołują, dają ci dobre samopoczucie. Czasem przenoszą cię na inną planetę. Czasem musisz na własną rękę szukać drogi powrotnej.

Wiem, co sobie myślisz. Myślisz: ooch, ona jest ćpunką. Uciekła z domu pół roku temu i już jest ćpunką.

Biedne dziecko, wyprano ci mózg. Zobacz, narkotyki są fajne. Dzięki nim dobrze się czujesz, to wszystko. Jasne, są potężne i dlatego mogą być niebezpieczne. Tak samo jak życie. Jeśli potrafisz się pilnować, to jest w porządku.

Oczywiście oni nigdy nie odważą się powiedzieć ci o tym. Wcale nie dlatego, że chcą cię trzymać z dala od narkotyków. Och, nie. Im to odpowiada, chcą tego od ciebie. Pragną jedynie pewności, że weźmiesz tylko te, które oni dla ciebie przeznaczą. To część wielkiego systemu kontroli umysłów. Papierosy, alkohol, lekarstwa – dobre; hasz, kwas, hera – złe.

Powinieneś to przemyśleć. Co to za rządek buteleczek w apteczce twojej mamy? Ile tego bierze dziennie? Jak myślisz, jak często jest na głodzie? Co trzy miesiące, kiedy kończą się recepty i musi podreptać do lekarza po następne? Nazywają to leczeniem farmakologicznym. Dzięki! Sama potrafię przepisać sobie leki. Nie potrzebuję ekspertów, żeby wiedzieć, co jest dla mnie dobre.

A co z kuzynem Johnem, który przepuszcza przez płuca dym z dwudziestu szlugów dziennie, nasyca powietrze swoją trucizną, oddycha w nos swojemu dziecku, obserwuje je kaszlące i wybucha na ten widok gromkim śmiechem? A co z twoim tatą, który zagląda co wieczór do pubu i wypija tam trzy albo cztery, albo pięć kufli? Byłoby bardzo pouczające prześwietlić ich wnętrzności i zobaczyć je po trzydziestu latach takiego postępowania. Nie wiesz, co się dzieje, kiedy utulony zasypiasz w swoim łóżku. Słyszałeś kiedyś brzęk butelki o szklankę, kiedy zgasną już światła? Zajrzyj kiedyś do barku w salonie i zobacz.

A potem pewnego dnia przyłapują cię ze skrętem w dłoni i zaczyna się: „O mój Boże! Ona bierze narkotyki…” i jest policja, opiekun środowiskowy, zawiadamiają szkołę, nauczyciele zaglądają ci rano w oczy, dają ci kuratora i zanim się zorientujesz, wpadasz w szał, i wszystkie ich najgorsze zmory stają się rzeczywistością.

To jest kontrolowanie umysłu. Producenci papierosów, producenci leków, producenci alkoholi – to oni cię kontrolują. Wszystko jest w porządku, jeśli bierzesz to, co wytwarzają. Papierosy – dzięki nim wyglądasz odjazdowo. Będziesz wyglądał zupełnie odjazdowo w namiocie tlenowym z odciętymi nogami. Idź do lekarza. Masz, weź to, weź tamto. Dzięki temu poczujesz się lepiej. Tymczasem będą zalewać Trzeci Świat tym, co już nie pójdzie tutaj. A któregoś ranka obudzisz się i zobaczysz, że twoje dziecko nie ma rączek i spogląda jednym okiem umieszczonym pośrodku szyi. Nie, dzięki.

O tak, lubię sobie wypalić trawkę. Lubię sobie powąchać. To mi daje dobre samopoczucie.

Muszę przyznać, że heroina jest najlepsza. Trzeba to rozumieć dosłownie: NAJLEPSZA. Co do innych, no cóż… Kwas – twoje myśli stają się realne i zaczynają żyć własnym życiem. Hasz – budzi ze snu twoje zmysły. Ale heroina… aaaa. Przesiedzieć cały dzień w kiblu i być baaaardzo szczęśliwym i czuć się baaaardzo dobrze.

Łapanie smoka… taak. To jest jak chińska magia. Dym to twój chiński smok, a kiedy go wciągasz i zaczyna – jak powiada Lily – wić się w twoich żyłach, czujesz się lepiej niż ktokolwiek inny przed tobą. Czujesz się lepiej niż Churchill po wygranej wojnie; czujesz się lepiej niż jaskiniowiec, który pierwszy odkrył ogień; czujesz się tak, jak czuł się Romeo, kiedy wreszcie poszedł z Julią do łóżka.

Dlatego to jest niebezpieczne. Musisz być silny, żeby poczuć się dobrze, bo po chwili trzeba będzie znów otworzyć drzwi, wyjść na zewnątrz i… iść do pracy albo zadzwonić do mamy, albo zrobić cokolwiek innego. Nieomal nie ośmielasz się brać, bo to jest samopoczucie warte sto milionów dolarów. Nie masz odwagi brać tylko po to, by na chwilę uciec, bo kiedy wrócisz, może tu ci się niezbyt podobać. Tak… żeby brać heroinę, musisz mieć życie.

O nie! Naprawdę. To jest niebezpieczne. Nawet ja to wiem. Rob i Lily znają to z własnego doświadczenia. To stało się, zanim przenieśli się do Bristolu; mieszkali wtedy w Manchesterze. Trochę źle kontrolowali swoje postępowanie, zwłaszcza Rob. Przeżył ciężki okres, ale udało mu się z tym skończyć. Kiedy myśmy się wprowadzali, był czysty od miesiąca.

Lily… cóż, jest zupełnie inna. Rob mówi, że w Manchesterze brała potężne dawki, jedną za drugą. Później, kiedy się zorientowała, że Rob jest w niebezpieczeństwie, spakował się i przyjechali do Bristolu. I tu po prostu przestała – bez żadnego problemu. Kiedy Rob był znów czysty, tak samo nagle zaczęła. Teraz bierze działkę za działką. Przeraża mnie, tyle tego bierze. Ona mówi, że jest silniejsza niż wszyscy inni. No cóż, jest!

W rzeczywistości Rob nigdy nie uzależnił się od heroiny. To było coś innego. Igły. Wstrzykiwanie. Lubił wbijać sobie igłę w przedramię i naciskać tłoczek. Zwykle robił to z dżinem i wódką; robił to nawet z wodą, kiedy nie miał nic innego. Ale to się skończyło, zanim zamieszkaliśmy razem. Teraz sprawy mają się inaczej. Jasne, heroina jest silna, ale my jesteśmy silniejsi. Musisz być zdolny rozpoczynać i przestawać, kiedy chcesz. Jak my, gdy bierzemy trochę albo folgujemy sobie na całego, a potem odstawiamy to na parę dni albo na cały tydzień. Kiedyś odpuściliśmy sobie wszyscy jednocześnie: ja, Lily, Smółka i Rob. Po prostu powiedzieliśmy w jednej chwili: tak będzie, koniec na parę tygodni. I zrobiliśmy to. Mogłabym powtórzyć to nawet jutro.

Skopaliśmy ogród. Smółka ciągle pracuje nad swoim mleczem. Teraz maluje wielki kwiat na ścianie naszej sypialni. Zaczął natychmiast po naszej przeprowadzce. Jak skończy, mlecz będzie zajmował całą ścianę. Powinieneś to zobaczyć – intensywnie czarne tło i te niesamowite pomarańczowe i żółte strzały.