Siadała, zrywała się, szła do łóżka, wracała. Po południu oglądaliśmy ze Smółką film, ale Lily po prostu nie mogła się na niczym skupić. Wyszła naradzić się po cichu z Sal. Irytowało mnie, że nie powiedziały, o co chodzi. Nienawidzę takich sytuacji. W końcu Lily wyciągnęła Roba do sypialni. Pomyślałam, że poszli… wiesz po co… ale pięć minut później wyszli i włożyli płaszcze. Lily znów była w swoim siatkowym podkoszulku. Po raz pierwszy od wielu tygodni widziałam ją tak ubraną.
– Dokąd idziecie? – zapytałam.
– Kiedy wrócę – odparła Lily – sprawię, że wszyscy poczujecie się tak DOOOOOBRZE! – Klepnęła się po tyłku i mrugnęła do mnie.
Rob uśmiechnął się niepewnie. Wyszli.
Wrócili po prawie dwóch godzinach. Ja i Smółka próbowaliśmy wyciągnąć coś z Sal, ale nabrała wody w usta. Byłam dość namolna, więc w końcu zaczęła się złościć. Zamknęłam się, ale płonęłam z ciekawości. Potem usłyszeliśmy ich głosy w holu i wiedziałam, że im się udało, cokolwiek to było. Oboje byli bardzo zadowoleni.
Lily weszła z hałasem, wydała okrzyk i wyrzuciła pieniądze pod sufit.
– Tak, pieniądze za darmo, pieniądze za darmo – zawołała.
Spod sufitu opadała powoli garść dziesięciofuntowych banknotów. Lily zaczęła tańczyć po pokoju. Sal chwyciła ją i ucałowała. Rob zgarnął banknoty i poleciał po towar.
Cały czas powtarzałam: „Jak to zrobiłaś, jak to zrobiłaś?”. Pomyślałam, że musieli kogoś obrabować. Ale ona nie słuchała. Tańcząc po pokoju włączyła muzykę, zapaliła trociczki i przygotowała wszystko przed powrotem Roba. On też się pośpieszył. Zwykle nie był tak szybki. Na ogół zostaje nieco dłużej, zwłaszcza jeśli jest to dealer, którego słabo znamy. Lily pierwsza dała sobie w żyłę. Potem posłała mi ten wielki uśmiech Lily i powiedziała: „Sześćdziesiąt funtów. Nieźle jak na dziesięć minut pracy, co, Gemmo?”.
– No to powiedz mi wreszcie, bo oszaleję.
– Wyobracałam frajera – odparła.
– Co to znaczy? Obrabowała kogoś? Okradła? – spytałam Sal.
Zaśmiała się i potrząsnęła głową. Obserwowała Roba wkłuwającego sobie igłę w ramię, jakby nigdy w życiu nie widziała niczego bardziej interesującego. Ja też nie mogłam się doczekać, ale byłam strasznie ciekawa.
– Zostałam kurewką na pół godzinki – oznajmiła Lily. Po prostu osłupiałam. Zaczęłam zadawać jej setki pytań – jak to zrobiła, co musiała zrobić, gdzie to zrobiła, z iloma to zrobiła, jak często robiła to przedtem, ile wzięła! Rozzłościła się, kiedy zapytałam, czy to lubi.
– To tylko praca, Gems, nikt nie lubi pracować -powiedziała patrząc na Roba.
Później, kiedy się uspokoiła, przyznała, że trochę ją to podnieciło, ale nie w takim sensie, jak mogłoby mi się wydawać. To ją nakręcało, tak jak w dzieciństwie, kiedy przechodziła przez rzekę po barierce mostu kolejowego. Rodzaj wyzwania.
Robi to tak.
Staje na rogu ulicy. Czeka chwilę. Frajer nadjeżdża samochodem i zatrzymuje się przy niej. Krótka rozmowa. Pokazuje się on, tak że frajer wie, iż nie jest sama. Decydują się dobić targu. Uzgadniają zakres usługi i cenę.
– Każdy wie, o jaki towar chodzi – stwierdziła Lily i uśmiechnęła się.
Wsiada do samochodu, samochód odjeżdża. On chodzi tam i z powrotem, gryząc paznokcie i kręcąc się nerwowo. Kwadrans później samochód wraca. Ona wysiada, odnajduje go i oddaje mu pieniądze. Potem wraca na swoje miejsce i czeka na następnego frajera.
Dwóch frajerów. I – hokus-pokus – sześćdziesiąt funtów.
Tak, pieniądze są łatwe. Możesz je zarabiać w bramie lub we własnej sypialni albo na tylnym siedzeniu czyjegoś samochodu. Używasz swojego ciała tak samo, jak inni ludzie – stolarze, mechanicy, ogrodnicy. Możesz wykonywać swoją pracę w warsztacie, ale równie dobrze możesz to robić na rogu ulicy czy w domu. Pieniądze są łatwe, tak jak wszystko jest łatwe – jeśli tylko wiesz, jak to zrobić.
Wiem, co o tym sądzisz. Myślisz pewnie: jakie to potworne, jakie poniżające, jakie obrzydliwe. Och, moja droga, och, och, och…
Tak, mniej więcej podobnie poniżające, jak wychodzenie do pracy przez pięć dni w tygodniu. Mniej więcej tak poniżające, jak zjeżdżanie do kopalni. Mniej więcej tak poniżające, jak siedzenie w biurze przez całe życie, kiedy na zewnątrz świeci słońce. Mniej więcej tak poniżające, jak wyjście za mąż i rodzenie dzieci, a potem odkrycie, że to sukinsyn, który pomiata tobą i chce, żebyś dawała mu pięć razy w tygodniu, a ty nie możesz odmówić, chociaż go nienawidzisz – i to wszystko za mniej na tydzień niż Lily może zarobić w parę godzin.
No i kto tu daje się wyruchać?
Byłam zaskoczona. Nawet po naładowaniu się heroiną ciągle byłam zaskoczona i nieustannie powtarzałam: „Nie zrobiłaś tego. Robisz sobie jaja, prawda?”.
– Przez pół godziny byłam małą kurewką, a teraz znów jestem Lily. I naprawdę jest mi dobrze…
Któregoś dnia przyszła Vonny z Richardem i… Och, nie mogłam się oprzeć. Już wcześniej powiedziałam im, że wyobracałam paru frajerów. Kocham to. Trzeba było widzieć ich twarze, jak próbują jakoś się z tym uporać. Oni po prostu nienawidzą okazywać przygany. Myślą, że tacy z nich państwo Alternatywni, prawdziwi wywrotowcy. Zakleją parę banków, wypalą parę skrętów. Ja mam dopiero piętnaście lat, a robiłam rzeczy, o których baliby się nawet pomyśleć.
Kiedy powiedziałam im, że poszłam w obieg, Vonny siedziała przez chwilę zastanawiając się, jaką ma przyjąć postawę, a potem powiedziała: „To obrzydliwe, Gemmo”.
– No cóż, wszystkiego można raz spróbować – oświadczył Richard – ale nie doradzałbym tego jako kariery zawodowej. – Co zresztą zgadzało się z moim poglądem.
Czasem mnie zaskakuje. Zresztą chcę wspomnieć o czymś innym… Nie potrafiłam się oprzeć. Siedzieli tam i chcieli wiedzieć, na czym jestem. Więc pomyślałam: pokażę wam na czym. Podwinęłam rękawy i pokazałam im ślady. Po igle.
Nie będę zanudzać cię detalami. Prawie pożałowałam swojego kroku – tyle musiałam wysłuchać. Tak mówię, ale naprawdę myślę inaczej. Lubię mówić o herze. Mogłabym rozmawiać o niej przez cały dzień. To mnie fascynuje – co z tobą robi i jak reagują na nią ludzie. Lecz oni byli po prostu przerażeni, o wiele bardziej niż wtedy, kiedy powiedziałam im, że obracam frajerów. Ciągnęło się to godzinami.
– Jeszcze zapłaczesz z tego powodu – rzekł Richard. Wybuchłam śmiechem. Nie znał mnie!
– Każdy myśli, że jest silniejszy od heroiny – przestrzegała Vonny. – Ona to właśnie z tobą robi. Ale to się kończy śmiercią.
Chyba naprawdę ją to poruszyło.
Wstała i zaczęła chodzić wielkimi krokami po pokoju jak anioł zagłady. „Niektórzy z was zmierzają ku śmierci”. Było tam kilkoro młodszych dzieciaków; małe żebraczki, które sprzedawały działki jeszcze nędzniejszym żebrakom. Przywarły do dywanu, usiłując się w nim ukryć, i wpatrywały się w nią, jak w posłańca śmierci. To było takie śmieszne.
– Wiesz o tym wszystko, przeszłaś przez to, co? – zapytał Smółka.
Oczywiście Vonny musiała przyznać, że nigdy nawet nie spróbowała. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać, nawet najmłodsi. Vonny stała przygnębiona.
– To się kończy śmiercią – powtórzyła.
– Tak. Wszyscy umrzecie! Tak! – Lily była rozbawiona. Tańczyła wokół pokoju jak duch.
Była tamtego dnia w formie, jak wówczas na imprezie, kiedy ją spotkałam. Podeszła tanecznym krokiem do Vonny.
– Żyj szybko, umieraj młodo, kochanie, zanim się zestarzejesz – zaśpiewała.
Vonny spojrzała na nią, jakby chciało jej się wymiotować, jakby Lily nie miała prawa tak myśleć.