Выбрать главу

Zachichotaliśmy. Rozumiesz, zabójczo czysta…

– Co z tym zrobimy?

– Oni tego nie potrzebują.

Czułem się, jakbyśmy kradli, mimo że oni i tak byli martwi. Miałem uczucie, że czekają, że specjalnie nas podpuścili, byśmy ukradli towar. Spojrzałem na nich i pomachałem małą torebką, jak gdyby pytając: w porządku? Potem zauważyłem drobne szczegóły, które na początku mi umknęły: zakrzepły śluz pod nosami i w oczach. I zobaczyłem muchę maszerującą po jego twarzy. Wtedy ogarnęło mnie przerażenie. Krzyknąłem i wybiegłem. Rob pobiegł za mną. Byliśmy na zewnątrz w ciągu paru sekund.

Kiedy już mieliśmy to w domu, wszyscy panicznie baliśmy się tego używać. Później ktoś słyszał w radio ostrzeżenie policji skierowane do ćpunów. Informowano, że pojawił się wyjątkowo mocny towar, który zabijał ludzi. Rozumiesz, bierzesz swoją zwykłą działkę i w ten sposób możesz przedawkować. Świetnie! Zorganizowaliśmy imprezę na cześć Alana i Helen. Torebka wystarczyła na długo. Minął tydzień, zanim do ich domu przyszła policja i wyważyła drzwi.

Od czasu do czasu dzwonię do mamy.

Robię to, kiedy jestem sam. To moja prywatna sprawa. Nie wiem, dlaczego to robię. Oni nie mają już ze mną nic wspólnego. Chyba zwyczajnie po to, by się dowiedzieć, czy z nią wszystko w porządku i czy sobie jakoś radzą, albo może sprawdzam, czy tam jeszcze są. A możliwe, iż robię to dlatego, że chcę coś samemu sobie udowodnić. Teraz umiem sobie z nią poradzić. Czasem jednak muszę sobie przypominać, że potrafię.

Zwykle idę ulicą i postanawiam to zrobić – ot, po prostu. Wchodzę do budki, podnoszę słuchawkę, wybieram numer i… znów ona. Nagle. Jakby była tuż przy mnie cały czas, przez te wszystkie miesiące, a ja tego nie widziałem.

Ma charakterystyczny sposób odbierania telefonu. Przeciągłym tonem. Może to efekt alkoholu, ale przypuszczam, że raczej obserwuje siebie w lustrze wiszącym w salonie nad sofą w pobliżu telefonu. Myśli sobie, jak świetnie wygląda z papierosem w dłoni, z rozmazaną szminką i sukienką opadającą z ramienia. Naprawdę. Ona uważa, że wygląda świetnie. Zatraciła całą swoją osobowość dla tej trucizny i myśli, że w ten sposób dodaje sobie uroku.

– Haaaloooo – mówi, jakby grała w filmie. Moje serce zaczyna chodzić jak silnik.

– Cześć, mamo.

QP I natychmiast się zmienia. Czuję, jak się ożywia. Słyszę, jak odstawia szklankę i siada wyprostowana. Potem następuje pauza. Czeka na moje słowa, pozwalając mi pomęczyć się w niepewności. Kiedyś w ten sposób udawało jej się wpędzić mnie w panikę. Teraz ja też pozwalam jej poczuć się niepewnie. Czekam, dopóki się nie odezwie.

Wreszcie zaczyna. Czy u mnie wszystko w porządku, dlaczego się nie odzywałem, czy potrzebuję pomocy, jak bardzo za mną tęskni, czy mam coś do powiedzenia. Mówi, że stale słyszy o dzieciach śpiących na ulicy i modli się każdej nocy, bym to nie był ja.

Ciekawe, jaki bóg chciałby jej słuchać.

– Nie, mamo, dałem sobie ze wszystkim radę, dzięki.

– Ale, kochanie, czy czegoś nie potrzebujesz?

– Zadzwoniłem tylko po to, by się dowiedzieć, co u ciebie. Więc go jednak nie zostawiłaś?

– On jest twoim ojcem, Davidzie – pauza. – Kochanie, opowiedz mi o tym.

Pauza.

– O czym ci opowiedzieć?

– O wszystkim.

Przez chwilę nie wiem, jak mam zareagować. Potem słyszę brzęk szklanki o zęby i myślę: Ach, tak. Wiem, do czego zmierza.

To jest wzruszające. Naprawdę. Zna tylko jedną sztuczkę i odgrywa ją wciąż na nowo. Mimo to zawsze prawie mnie na to łapie. Ta sama rzecz – zawieszenie, rozumiesz. Zadaje jakieś pokrętne pytanie albo robi uwagi, które wydają się całkiem na miejscu. A ty stajesz się nerwowy, coraz bardziej i bardziej nerwowy z powodu długich chwil milczenia, więc kończysz tak, że wyrzucasz z siebie jak najwięcej, byle tylko mówić. A wszystko, co słyszysz, to odgłos ssania papierosa albo popijania drinka. Więc mówisz już cokolwiek, obiecujesz jej wszystko na ziemi, tylko po to, by zareagowała.

A potem, kiedy już wprost błagasz, żeby cokolwiek powiedziała, ona strzela z grubej rury. Na przykład: „On mnie bije, kochanie…” Albo: „Myślę, że mam raka”. Albo: „Chcę go porzucić, ale muszę mieć kogoś, kto mi pomoże…”

Więc kiedy słyszę jej zęby szczękające o szklankę i jak ssie papierosa czekając, abym upadł jej do stóp, po prostu zachowuję spokój i wreszcie mówię: „Nie mam ci nic do powiedzenia”.

– Davidzie – odzywa się głęboko zraniona. Za chwilę nowa salwa: „Znów mnie pobił”.

Może. A może nie. Po prostu trzymam gębę na kłódkę i pozwalam jej posmakować tego, co ona robi mi. I to też działa. To zdumiewające. Zaczyna się zwierzać i zwierzać i gadać byle co, a następnie zwierzenia przechodzą w pochlipywanie.

– Nie mogę ci pomóc, mamo. Sama musisz sobie poradzić. Musisz odejść od taty i rzucić picie. Nikt ci nie może pomóc, dopóki sama tego nie zrobisz. Nie możesz tego zrozumieć, mamo? Powiem ci coś. Wrócę, jeśli to zrobisz.

Oczywiście wiem, że nigdy tego nie zrobi. Niekiedy jest tam mój tato. Odbiera telefon.

– David? David? Wszystko w porządku, Davidzie?

Nie mam mu nic do powiedzenia. Po prostu oddycham w mikrofon. „Hmmmmmm” – bardzo spokojnie, ale dość głośno, żeby usłyszał. Tak jak ja zawsze słuchałem jej oddechu, kiedy pozwalała mi trwać w niepewności, wydmuchując dym.

– Davidzie, czy to jakiś żart?

Słucham jeszcze chwilę, ale naprawdę nie mam nic do powiedzenia mojemu tacie. Odkładam więc słuchawkę i odchodzę swoją drogą. Nie wiem, czy jeszcze będę zawracał sobie głowę.

Zawsze tak myślę i zawsze robię to jeszcze raz.

ROZDZIAŁ 19

Gemma

GDY KTOŚ CIĘ KUSI, NIE UMIESZ ODMÓWIĆ JEST CORAZ ZIMNIEJ I WIESZ, ZE NIC NIE MASZ

DO STRACENIA POTRZEBUJESZ TEGO NIE, NIE MASZ NIC DO STRACENIA POTRZEBUJESZ TEGO

The Only Ones

Lily była w piżamie. Ostatnio prawie nie wychodzi, więc nie musi się ubierać. Obserwowała siebie w lustrze. Potem odwróciła się, żeby patrzeć, jak Sally wbija sobie igłę, i uśmiechnęła się tym wielkim uśmiechem Lily.

– Tak! Sal?

– Lepiej – westchnęła Sally.

Wyciągnęła z przedramienia igłę. Wytarła ją starannie w ligninę i odłożyła. Sally jest zawsze taka czysta i delikatna.

Używamy oddzielnych igieł, odkąd zaczęłyśmy pracować. Trzeba zachować rozsądek. Kiedyś dzieliłyśmy się, ponieważ to było tylko między nami. Teraz dzielę igły jedynie ze Smółką. W końcu jeśli ja mam AIDS czy coś innego, to on też.

To, co potem powiedziała Lily, spadło jak grom z jasnego nieba.

– Będę miała dziecko – oznajmiła.

Jezu Chryste!

– O Boże! Co masz zamiar zrobić, co masz zamiar zrobić?

– Och, Lily – westchnęła ze smutkiem Sally.

To było straszne. Sally była jakiś czas temu w ciąży, poddała się aborcji i długo potem czuła się okropnie.

– Rozmawiałaś już z lekarzem? Wyznaczył ci datę? – zapytałam.

Lily wpatrywała się we mnie. Bezwiednie odsunęłam się nieco na łóżku, bo ona naprawdę potrafi być nieobliczalna i w ogóle rzadko mi się przygląda. Jesteśmy przecież duchowymi siostrami.

Nachyliła się ku mnie.

– Posłuchaj, pani siostrzyczko. Wiesz, co robią zabite dzieci. Wracają i prześladują cię. Są tu wszędzie. Widzę je. Tak… martwe dzieci unoszące się pod sufitem i patrzące na swoje mamy, ponieważ mamy je wyskrobały i nie pozwoliły im żyć… – Przez cały czas nie spuszczała wzroku z Sal, kiedy to mówiła.

Zaczęłam sobie przypominać, jak spokojna była Lily, kiedy Sal miała aborcję. Wtedy tylko się uśmiechała i nigdy nie mówiła na ten temat. Teraz Sal wyglądała na zdenerwowaną, a ja pomyślałam… oooch…